Gdy wracałem do domu po obejrzeniu filmu: Habemus papam - mamy papieża, pomyślałem, że właściwie pomysł był na fabułę niezły.
Film zaczyna się bowiem od tego, że po śmierci Jana Pawła II, odbywa się konklawe, które ma wybrać nowego papieża. Gdy tego dokonuje, nowy następca św. Piotra nie chce objąć swej funkcji.
Podejmowane próby wyjścia z sytuacji - którym patronuje obrotny rzecznik Watykanu (w tej roli Jerzy Stuhr) - nic nie dają.
Po takim wprowadzeniu (które jako tako trzyma jeszcze w napięciu), zaczyna się niestety prawie półtorej godziny nudy przerywane niekiedy lekko humorystycznymi momentami, jak np. malownicze wściekanie się rzecznika, który zgubił papieża, gdy ten spacerował po mieście.
Moim zdaniem to za mało, by film: Habemus papam - mamy papieża zapadł w pamięci widza na dłużej.
Kiepsko rozegrane też pokazanie psychiki głównego bohatera. Wychodzi bardzo banalnie - papież jest smutny, bo chciał być kiedyś aktorem, a został duchownym.
Niektórym z widzów mogą się podobać różnego rodzaju smaczki, które inaczej wykorzystane mogłyby być nawet śmieszne. Chodzi np. o grę księży w siatkówkę, czy modlenie się wszystkich kardynałów o to, by nie zostać papieżem. Tutaj wypada to jednak blado.
Jedyną miłą niespodzianką jest niebanalne zakończenie, no ale żeby je poznać, trzeba doczekać jakoś do końca filmu. A nie jest to łatwe.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?