Galerie nie dają żyć! Podlaska wojna o handel trwa

Niech rynek zdecyduje, kto przetrwa – uważają władze miasta i ekonomiści. Ile jeszcze centrów handlowych pojawi się w Białymstoku? – pytała prezydenta Białegostoku zaniepokojona Krystyna Sosińska, prezes białostockiego PSS Społem na poniedziałkowym spotkaniu przedsiębiorców i władz regionu w Izbie Przemysłowo–Handlowej w Białymstoku.

– Miało być jedno na 50 tysięcy mieszkańców, i to ulokowane na obrzeżach miasta. Czy mamy szansę, żeby tu jeszcze być? Bo zarówno Społem, jak i inni obecni w Izbie przedsiębiorcy byli zgodni, że z Białymstokiem są związani na dobre i na złe. Wyprowadzać się stąd nie zamierzają. Galeria nr... Faktycznie, pięć galerii już działa, cztery następne w planach, mają być gotowe do 2010 roku: – Wszystkie drogi wyjazdowe z miasta zostaną zablokowane! – mówi Sosińska.

Z tortu, jakim jest białostocki rynek handlowy, coraz trudniej wykroić sobie jeszcze jakiś niezagospodarowany kawałek. Nie starcza już dla "naszych", a zachodnie sieci dalej postrzegane są jako element obcy. – Przyjeżdżają do nas firmy gdzieś z Polski, jacyś ludzie otwierają interesy – mówił jeden z obecnych białostockich przedsiębiorców z branży, jak to określił, usługowej. – Ani zarobić na budowie galerii, ani dostać się do środka nie mamy szans.

Podlaskie małe firmy chciałyby mieć pierwszeństwo w kontaktach handlowych z nowymi gigantami, jednak... – Reguły gry rynkowej obowiązują wszystkich – dużych i małych – tak samo – wyjaśnia dr Anatoliusz Kopczuk, ekonomista z Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Białymstoku. – Nikt w biznesie nie ma patentu na nieśmiertelność. Na szczególne fory nasi handlowcy nie mają więc co liczyć. Rynek ureguluje Centra handlowe to dla miasta same korzyści – wpływy z podatków, wzrost zatrudnienia. A także – mimo korków i utrudnień w ruchu – także remonty ulic i skrzyżowań wykonywane przez inwestorów.

No i przede wszystkim raj dla klientów, choćby prze zbliżającymi się zakupami świątecznymi. – Galerie pełnią rolę "miastotwórczą" i o ich liczbie powinien decydować rynek – skończył dyskusję o już istniejących i tych planowanych inwestycjach handlowych prezydent Tadeusz Truskolaski. Ale wolność bez ograniczeń, zdaniem przeciwników liberalnego podejścia do sprawy nie załatwi wszystkiego. – Jeżeli o liczbie hipermarketów ma decydować rynek, to ja przypominam, że z obecnego kryzysu finansowego też mieliśmy wyjść dzięki wolnemu rynkowi – ostrzegał Witold Karczewski, prezes IPH.

– I widać, jak to się skończyło. Damy sobie radę Jak więc poradzą sobie nasze firmy w starciu z wielkimi od marketingu i sprzedaży? – W galerii Alfa już działa wspólny sklep kilku naszych firm bieliźniarskich – opowiada ekonomista. – Ich szefowie dogadali się, chcą się rozwijać, otwierać nowe salony. Znaleźli więc sposób na dostosowanie się.

Jednak białostockie Społem to duże przedsiębiorstwo – 2 tys. zatrudnionych osób, kilkadziesiąt sklepów w atrakcyjnych punktach miasta, Centrum Astoria. I zdaniem znawców lokalnego handlu, do tej pory radziło sobie świetnie. Niedawno sieć odremontowała supermarket przy ul. Wyszyńskiego, rusza budowa nowego sklepu Społem przy ul. Kołłątaja.

Ubiegły rok firma zakończyła na największym w swej historii plusie – 323 mln zł przychodu i 10 mln zysku (wzrost o 221 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim). – Nie będziemy walczyć z galeriami ich metodami – zapowiada prezes Sosińska. – Ale znamy dobrze ich słabe punkty i, mam nadzieję, potrafimy je wykorzystać. Z rozwoju też rezygnować nie zamierzamy. Jeśli plany pani prezes nie powiodą się, za kilka lat w Białymstoku będą między sobą konkurować już tylko hipermarkety. Bo innych sklepów nie będzie.