MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci, przestańcie nas dręczyć! Pozwólcie dożyć do śmierci

Agata Masalska
Nie możemy wejść nawet do ogrodu - skarżą się Stanisława i Józef Kalinowscy
Nie możemy wejść nawet do ogrodu - skarżą się Stanisława i Józef Kalinowscy Helena Wysocka
Żyją gorzej niż w więzieniu. W obejściu pełno kamer i podsłuchów. A wszędzie, nawet na furtce do ogrodu wiszą kłódki. Stanisława i Józef Kalinowscy prosili o pomoc policję, a teraz Elżbietę Jaworowicz.

Spokoju nie mamy ani w dzień, ani w nocy - skarżą się schorowani emeryci. - Jesteśmy na skraju wytrzymałości. Błagaliśmy dzieci, by dały nam dożyć do śmierci. Ale gdzie tam, jak grochem o ścianę. Mówią, że to ich majątek i mają prawo robić co chcą.

Organy ścigania sprawdzają, czy Kalinowscy są ofiarami przemocy domowej.

- Decyzje merytoryczne w tej sprawie zapadną do 18 października - informuje Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach.

W tym samym czasie sąd zdecyduje, czy emeryci mogą korzystać z obejścia, strychu, czy piwnicy. Dziś nie jest to możliwe.

Kupili kamień na kamieniu

Stanisława i Józef Kalinowscy mieszkają we wsi Makowszczyzna (gm. Wiżajny). Sprowadzili się tam blisko 30 lat temu. Kupili kilkadziesiąt hektarów niezbyt żyznej ziemi. - Kamień na kamieniu - wspomina pan Józef. - Harowaliśmy od rana do nocy, by cokolwiek tam urosło i było co włożyć do garnka.

Wychowali trzech synów. Każdemu z nich podarowali po kawałku ziemi. Ale najwięcej, bo i pole, i budynki, i maszyny dostał dziewięć lat temu najmłodszy syn. Kalinowscy oddali mu wszystko, a sobie zapisali w akcie notarialnym tylko najmniejszy pokoik. Tak na wszelki wypadek, by było gdzie dożyć do śmierci.

- Chyba Bóg nad nami czuwał - mówi pani Stanisława. - Gdyby nie to, dziś siedzielibyśmy pod mostem.

Tuż po tym, jak przekazali majątek był spokój. Może dlatego, że 23-letni syn w domu był raczej gościem. Więcej czasu spędzał za granicą, niż w gospodarstwie.

- Szczerze mówiąc, to wszystko było na naszej głowie - nie ukrywają Kali-nowscy. - A, że sił nam brakowało, to prosiliśmy o pomoc sąsiadów. Płaciliśmy im za pracę w polu ze swoich nędznych emerytur. Czasem brakowało na chleb, a wynajmowaliśmy ludzi. Nie chcieliśmy dopuścić do sytuacji, że pole zarośnie chwastami.

Parę lat później syn poślubił pannę z sąsiedniej wsi. Młodzi zamieszkali w Suwałkach, a gospodarstwo oddali w dzierżawę. Do rodzinnego domu wpadali tylko na niedzielne obiadki.

- Nigdy specjalnie nie interesowali się naszym losem - twierdzą Kalinowscy. - Ale nie robiliśmy z tego problemu. Mówiliśmy: młodzi są, niech życie sobie układają. Przymykaliśmy też oko na różne przytyki. Mieliśmy swoje problemy.

Pani Stanisława przeszła dwie operacje na kolana. Chodziła o kulach, jest inwalidką pierwszej grupy. Pan Józef ma problemy z sercem i ciśnieniem. - Wrak człowieka jestem - mówi. - Więcej lekarstw, niż chleba potrzebuję.

Starych najlepiej zakopać

Pierwsze awantury zaczęły się ze dwa lata temu. Kalinowscy twierdzą, że poszło o wnuki, które zaprosili na wakacje. - Chcieliśmy pocieszyć się nimi - tłumaczy pani Stanisława.

Ale synowej wizyty się nie spodobały. Któregoś dnia wypaliła, że to jej podwórko i nie życzy sobie, by ktokolwiek po trawie skakał.

- Nie mogłam tego zrozumieć - dodaje kobieta. - Zawsze uważałam, że rodzina powinna trzymać się razem, wspierać się, a nie drzeć koty.

Młodzi mieli inny pogląd na tę sprawę i w minionym roku postanowili pokazać rodzicom, kto w gospodarstwie rządzi. Zamknęli pokoje, strych i piwnicę. Kłódki pojawiły się też na drzwiach budynków gospodarczych, bramie wjazdowej, a nawet na furtce do ogródka, gdzie kilkadziesiąt lat temu Kalinowscy posadzili owocowe drzewa. - Na jabłka możemy popatrzeć przez okno - płaczą emeryci. - Nasz samochód wypchnęli za bramę, na pole.

Pani Stanisława mówi, że młodzi wyrzucili z szaf ich ubrania, sprzęty, a nawet miski, czy szklanki. Część wnieśli do ich pokoju, ale nie wszystko.

- Z piwnicy wyciągnęli zamrażarkę i pozostawili ją na podwórku - opowiada kobieta. - Pewnie chcieli, by zabił nas prąd. Zresztą, synowa kiedyś powiedziała nam w oczy, że starych to najlepiej żywcem do ziemi zakopać.

Największy problem jest z zamkniętą bramą. Wprawdzie młodzi pozostawili otwartą furtkę, ale już karetka pogotowia tamtędy się nie przeciśnie. I trzeba wychodzić na drogę, a nie zawsze jest to możliwe. - Gdy prosiłam syna, by otworzył bramę, bo zimno tak stać na polu i czekać na doktora, to powiedział, żebym na oborniku usiadła. Będzie cieplej - płacze kobieta. - Takiego podziękowania doczekałam się na stare lata.

Kilka miesięcy temu Kalinowscy nie wytrzymali szykan i za namową sąsiadów złożyli zawiadomienie do policji.

- Nękani są coraz bardziej, potrzebują pomocy - przyznaje sołtys Makowszczyzny Beata Rudziewicz. - Nie mogę patrzeć na to, co się tam dzieje. Nie potrafię też zrozumieć młodych. Po co męczą tych biednych, schorowanych ludzi, skoro tutaj nie mieszkają? Przecież Kalinowscy do grobu majątku nie zabiorą.

Wstyd na cały kraj

Syn Kalinowskich nie ma sobie nic do zarzucenia. Tłumaczy, że zamknął bramę, wjazdową na posesję, bo nie życzy sobie, by rodziców odwiedzał starszy brat. Ma do tego prawo, bo jest właścicielem nieruchomości. A właściwie nie on, tylko jego żona. Mężczyzna podarował jej gospodarstwo parę miesięcy temu, gdy zaczęły się awantury. Przypuszczalnie obawiał się, że rodzice cofną mu darowiznę.

- Mam prawo zamykać swoje pomieszczenia - przekonuje synowa Kalinowskich. - A cóż złego jest w kamerach? Widać teściowie mają coś do ukrycia, skoro obawiają się nagrań. Mnie by nie przeszkadzały.

Losem Kalinowskich zainteresowała się Elżbieta Jaworowicz, prowadząca telewizyjny program „Interwencje”. - Wstyd na całą Polskę, ale musimy szukać ratunku - mówili przed wyjazdem do stolicy przybici emeryci. - Życia nam nie ma.

Nagranie odbyło się we wtorek, a jego emisja planowana jest na 22 października.

Przemoc w rodzinach. To wciąż duży problem

W pierwszej połowie tego roku podlascy policjanci przeprowadzili 7229 interwencji domowych. To nieco mniej niż w tym samym czasie minionego roku, gdy zanotowano takich interwencji 7712.

Niebieskich kart w tym roku założono już 1926. Są one informacją dla służb i opieki społecznej, że w danej rodzinie dochodzi do aktów przemocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny