MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czuję się niemądrym starcem

Jerzy Szerszunowicz
Władza nie potrzebuje dziś autorytetów, elit intelektualnych, mędrców. (...) W takiej sytuacji można tylko zwinąć skrzydła, przysiąść gdzieś spokojnie i zająć się swoimi sprawami.
Władza nie potrzebuje dziś autorytetów, elit intelektualnych, mędrców. (...) W takiej sytuacji można tylko zwinąć skrzydła, przysiąść gdzieś spokojnie i zająć się swoimi sprawami. Fot. Bogusław F. Skok
Ze Stanisławem Tymem rozmawia Jerzy Szerszunowicz

Obserwator: Czy zrobi Pan jeszcze jakiś film?

Stanisław Tym: Jak nie umrę, to może zrobię.

Z "Rysia" jest pan zadowolony?
- Odpowiem krótko: raczej nie.

Wolno spytać, dlaczego?
- W dwóch słowach trudno powiedzieć.

Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle chodzi o kasę.
- Nie chodziło o pieniądze... Choć o nie też.

"Ryś" był, przynajmniej jak na polskie warunki, dużym sukcesem. Obejrzało go około ośmiuset tysięcy ludzi.
- Wolę robić film dla 100 tysięcy. To mi wystarczy. "Rysia" obejrzało kilkaset tysięcy, ale duża część z nich nudziła się. Skoro tak, to po co nudzić ich znowu?

Kłopot w tym, że film dla stu tysięcy nie zwraca kosztów produkcji.
- I właśnie dlatego nie zrobię kolejnego filmu. Zmieńmy temat.

Dlaczego nie pisze Pan już felietonów do "Rzeczpospolitej"?
- "Rzeczpospolita" zmieniła klimat, jest gazetą "ukierunkowaną". W tej nowej opcji moje felietony się nie mieszczą.

To Pan zrezygnował, czy z Pana zrezygnowano?
- Ja zrezygnowałem. Odszedłem jeszcze w czasie, gdy redaktorem naczelnym był Grzegorz Gauden. Ale już wiedziałem, co się dzieje. Zresztą, wszyscy wiedzieli.

Nie dało się pogodzić Pana felietonów z nowym nastawieniem gazety?
- Nie widziałem takiej potrzeby. Od kilku miesięcy pisuję co tydzień felietony do "Polityki". I dobrze mi z tym. Gazeta codzienna jest dla wszystkich. Tygodnik "Polityka" jest dla niektórych.

Jest Pan człowiekiem, który wiele przeżył, wiele widział, nie żył na uboczu, lecz w głównym nurcie polskiej rzeczywistości. Jak z Pana perspektywy wypada porównanie Polski sprzed 1989 roku i obecnej?
- W wulgarnym skrócie to wygląda tak: zmieniło się wszystko. Zmienił się system społeczny, przywrócono własność prywatną, gospodarkę rynkową, zniesiono cenzurę i monopol jednej partii. Inne ważne dla mnie sprawy to fakt, że mam paszport w szufladzie mojego biurka i mogę nim dysponować zgodnie z własną wolą. Wcześniej o wszystkim decydował oficer służby bezpieczeństwa, bo to on miał w swojej szufladzie mój paszport. To się zmieniło. Jednocześnie jednak obserwujemy zawłaszczanie instytucji publicznych przez jedną partię. Ogranicza się prywatyzację. I, niestety, w życiu publicznym, w polityce, ciągle bardzo zauważalna jest selekcja negatywna, która była wielką zmorą PRL-u. Partia rządząca robi wszystko, by rekrutować ludzi biernych, miernych, ale wiernych. Ludzie niekumaci, głupi, niepotrafiący wypowiadać się zrozumiale w języku polskim są obsadzani na najwyższych stanowiskach państwowych. Jest to obrzydliwe i smutne. Tyle mogę powiedzieć w tej sprawie.

W IV RP da się zauważyć dużo analogii z PRL-em?
- Trudno powiedzieć, że to jest analogia - to jest dokładnie to samo. I dlatego to jest takie obrzydliwe. Nie do wytrzymania. Ja rozumiem, że są kumple, ale jakiś szacunek - nie do mnie, do samego siebie - trzeba mieć.

Wszystko odbywa się w blasku fleszy, ludzie to obserwują i nic z tego nie wynika. Zamiast stracić poparcie, partia rządząca zyskuje nowych zwolenników. Jak to możliwe?
- Odpowiem przez analogię do świata zwierzęcego. W stadzie szczurów pięć procent jest inteligentnych, a reszta to matoły. Wataha wilków jest rządzona przez jedną parę alfa - basiora i waderę. Jeżeli pozostałe osobniki chcą przeżyć, to muszą im bezwzględnie zaufać, całkowicie się podporządkować. Ludzie podlegają podobnym mechanizmom.

Myśli pan, że to będzie miało konsekwencje dla nas wszystkich, nawet dla tych, którzy uważają, że polityka ich nie dotyczy? Przecież połowa Polaków nie poszła na wybory - jedni z poczucia bezsilności, inni z przekonania, że ich życie nie zależy od tego, kto akurat dojdzie do władzy.
- Żyjąc w ciemnym, wilgotnym i zasmrodzonym pokoju, może pan na to nie zwracać uwagi. Może być pan przekonany, że są ważniejsze sprawy niż stan mieszkania. Jednak wcześniej czy później przebywanie w takim miejscu doprowadza do ciężkich chorób, z których trudno się potem wyleczyć. To jest nieuniknione.

Szukając przyczyn takiego zjawiska, zwraca się uwagę na fakt, że pomysły rządzących nie biorą się z powietrza, że mają poparcie sporej części Polaków. Co takiego się stało, że ludzie, którzy pragnęli wolności, niezależności, zakładali Solidarność i rozmontowywali system komunistyczny przeobrazili się w społeczeństwo zakompleksionych ksenofobów, pochwalających zamordyzm, niechętnych i chyba niezdolnych rozumieć zasady funkcjonowania demokracji?
- Myślę, że w ludziach, w Polakach, zawsze tkwiła zdolność do takich zachowań jak obecne. Żyjemy w kraju, w którym - jak wynika z badań - 75 procent ludzi nie rozumie wiadomości podawanych w radiu, w telewizji, nie rozumie tekstów, które czyta w gazetach. Kiedy ankieterzy pytają, czego telewidz dowiedział się z "Wiadomości", to wielu jest w stanie zapamiętać tylko takie newsy, że ktoś zginął od wybuchu bomby. Reszta informacji nie jest zrozumiała albo zapomina się je chwilę po usłyszeniu.

Poza tym, jesteśmy w większości katolikami, z czego trzy czwarte to niewierzący hipokryci. Przecież ponad połowa polskich katolików przyznaje się do tego, że nie wierzy w życie wieczne. Jak to pogodzić z wiarą katolicką? Nie miejsce i czas, żeby to szczegółowo analizować. Po prostu tak uważam.

Nie da się w żaden sposób dotrzeć do szerokiego odbiorcy? Nie da się nic zmienić?
- Nie wiem. Mnie, mówiąc brutalnie, nie interesuje przemawianie do mas. Nie piszę felietonów do wysokonakładowych tabloidów, tylko do zasłużonego tygodnika. I to mi wystarcza. Tak, jak nie widzę sensu robienia filmu dla miliona widzów, tak też nie mam potrzeby zatłuszczania papieru w gazetach kupowanych przez setki tysięcy czytelników.

Mówi Pan to z żalem, z wyższością?
- Nie. Mówię spokojnie o tym, co czuję. Nie mam potrzeby, żeby kogokolwiek traktować "z góry", nie chcę też nikogo edukować. Zresztą, nie czuję się do tego powołany. Są osoby znacznie bardziej ode mnie zasłużone, godne, których nikt nie chce słuchać. Władza nie potrzebuje dziś autorytetów, elit intelektualnych, mędrców. Nawet Władysława Bartoszewskiego traktuje się pogardliwie, a robią to najważniejsze osoby w państwie. W takiej sytuacji można tylko zwinąć skrzydła, przysiąść gdzieś spokojnie i zająć się swoimi sprawami.

Ale obecny rząd poparło niewiele ponad 10 procent Polaków. Jest wielu ludzi, którzy chętnie by Pana posłuchali, którzy chcieliby od Pana rady, wskazówki.
- Mnie nie obchodzi, kto i jakie miał poparcie w wyborach. Widzę, co się wokół mnie dzieje. To wystarczy. A kto chce się dowiedzieć, co myślę, może czytać moje felietony. Nie chcę nikomu udzielać życiowych rad, wskazywać drogi. Nie czuję się mądrym starcem. Czuję się niemądrym starcem.

Dziękuję za rozmowę.

Stanisław Tym gościł w ubiegły piątek w Białymstoku na zaproszenie Wyższej Szkoły Administracji Publicznej. Wygłosił wykład pt.: "Refleksje o kondycji ludzkiej", inaugurujący nowy rok akademicki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny