MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bo chcę się przytulić

Agata Sawczenko
Od lewej: Natalia na kolanach u Adriana, Agnieszka, Asia, Krystian i Bartek - szczęśliwe dzieciaki z Martą i Robertem Szczurkami. - Dla dwojga jesteśmy mamą i tatą, dla reszty ciocią i wujkiem - śmieją się Szczurkowie.
Od lewej: Natalia na kolanach u Adriana, Agnieszka, Asia, Krystian i Bartek - szczęśliwe dzieciaki z Martą i Robertem Szczurkami. - Dla dwojga jesteśmy mamą i tatą, dla reszty ciocią i wujkiem - śmieją się Szczurkowie. Fot. Wojciech Oksztol
Na adopcję mają szansę dzieci z uregulowaną sytuacją prawną. Takich jest niewiele.

Te, których rodzice nie mają odebranych praw, są skazane na domy dziecka. Ich szansą są rodziny zastępcze. Jest ich w Białymstoku zaledwie kilka. A samotnych dzieci - ponad 200.

Dom Marty i Roberta Szczurko tętni życiem. Nic dziwnego: dwa pokoje, sześcioro dzieci - musi być głośno. Co chwilę ktoś podbiega do Marty czy Roberta: a to dać buzi, a to się przytulić.

- Ciociu, zapomniałaś podać mi spinkę i gumkę - oznajmia rezolutnie pięcioletnia Agnieszka.

- Zaraz, zaraz - krząta się Marta.

Dwuipółletni Bartek zaczyna płakać.

- Chce mu się spać - Marta zerka na zegarek. - To jego czas - tłumaczy.

Czteroletnie bliźnięta: Natalia i Krystian oraz trzyletnia Asia szaleją w pokoju obok. Piętrowe łóżka, mnóstwo zabawek - to dla nich raj, szczególnie w deszczowy dzień, gdy nie można wyjść na podwórko.

Najstarszy Adrian, 10-latek, ma już ich na dziś trochę dość. Przyszedł do pokoju, gdzie siedzą dorośli. Usiadł grzecznie w kąciku kanapy:

- Czasami jest ciężko - przyznaje. - Ale rodzice pytali, czy chcę mieć rodzeństwo. Zgodziłem się.

Kochasz mnie?

Adrian i Bartosz to biologiczne dzieci Marty i Roberta. Dla pozostałych Szczurkowie są rodziną zastępczą. Dzieci mówią do nich "ciociu" i "wujku" - bo takie są zasady. Żeby im się nie pomieszało, kto jest prawdziwą mamą. Bo celem rodziców zastępczych jest nie tylko dać dzieciom opiekę i jak najwięcej miłości. Mają też zrobić wszystko, żeby wróciły one do rodzinnego domu.

- Każdy ma prawo do błędów - mówi o rodzicach swych podopiecznych Marta. - Ale też każdy chciałby mieć tę mamę i tatę: biedniejszą, brzydszą - nieważne jaką, byle swoją. Bo zawsze mama to jest mama - tłumaczy. I dlatego robi wszystko, by dzieci z biologicznymi rodzicami kontaktu nie straciły.

- Pierwsze trafiły do nas bliźnięta: Natalia i Krystian - opowiada Marta. - Przyszły dwa lata temu, przed samą Wigilią.

Dwa miesiące temu przyszły Agnieszka z Asią. Asia ma niecałe trzy latka, a Agnieszka pięć - też są siostrzyczkami.

- To są dzieciaczki, które były już w domu dziecka. Widać po nich ten brak miłości, przytulania. Bez przerwy pytają, czy ja je kocham, czy wujek kocha - mówi Marta. - Nie pójdą spać, zanim nie da się im całusa. Wchodzą na kolana bez przerwy. Wciąż trzeba je przytulać, okazywać im miłość.

To są dzieci, które potrzebują miłości, zainteresowania. Ale odpłacają się tym samym. Bo czasami jest ciężko. Zwłaszcza na początku.

- Nigdy nie zapomnę drugiej nocy z Krystianem. Strasznie płakał: 20, 30 minut. Nie można było do niego podejść. Krzyczał: Odejdź, zostaw mnie, nie ruszaj! Walił nogami. Siedziałam w kącie i myślałam: Boże, kiedy przestanie, kiedy ta histeria minie, kiedy będę mogła do niego podejść? Wykrzyczał się, usiadł na łóżku i mówi:
Ciociu, daj buzi, ja już idę spać. Poprzytulaliśmy się, wytarliśmy noska i dzieciak przespał cała noc. Nigdy się już to nie powtórzyło.

Choć teraz też zdarzają się ciężkie momenty.

- Bywają dni, gdy jestem zmęczona albo źle się czuję. Staram się, by dzieci na tym nie cierpiały. Nadchodzi wieczór, a ja już nie mam siły na nic. Ale prześpię się i już jest lepiej - uśmiecha się. - Dzieci wynagradzają ten trud: uśmiechem, przytuleniem. W nocy Agnieszka krzyczy: Ciociu, chodź do mnie! Jest godzina 1, wpół do 3. Pytam: Co się stało? Bo są drzwi pootwierane, wszystko słychać. Bo ja chcę się przytulić- mówi. I to jest cudowne, mimo że się wstaje w środku nocy. Albo przyjdzie w nocy i da buziaka. I tylko słychać: tup, tup, tup - o dzieciach Marta może opowiadać godzinami.

- Ja nie dążę do tego, żeby wszystko było jak w zegarku - mówi Marta. - Owszem, pewne codzienne reguły u nas w domu są wyznaczone. Ale nigdy nie jest tak, że to jest obowiązkowe i trzymam się rozkładu dnia co do minuty. Bo dzieci są różne. Każde potrzebuje czegoś innego.

Rodzina z marzeń

Jak to się stało, że przyjęli dzieci do siebie?

- Ja jestem jedynaczką. I całe życie chciałam mieć taki duży dom. To marzenie się spełniło. Troszeczkę inaczej niż planowałam - uśmiecha się Marta.

Na pomysł rodziny zastępczej jednak wpadł Robert. Od początku nie brali pod uwagę adopcji:

- Mamy swoje dzieci. Są rodziny, które bardziej potrzebują tego, żeby móc o dziecku powiedzieć: moje - przyznaje Marta.

Zaczęli chodzić na szkolenia do ośrodka adopcyjnego. Długo podejmowali decyzję. Dziś jej nie żałują.

- Wiem, że u nas jest im lepiej niż w domu dziecka. Tu jest ciocia, jest wujek, którzy się nie zmieniają, nie chodzą na urlop, nie wyjeżdżają , nie zmieniają pracy. Czy jest dobrze, czy źle - my zawsze z tymi dziećmi jesteśmy - mówi Marta. I zdradza swoją filozofię życia:

- Ludzie ciągną do dobrych samochodów, do dobrych domów. Pewnie, to jest ważne. Ale co my zostawiamy po sobie? To, co damy komuś, co ludzie będą o nas mówić. Będzie ważne dla mnie osobiście, jeśli dzieci, które wychowuję, będą miały w przyszłości swoje dzieci i kiedyś na przykład opowiedzą im, że była taka ciocia i je czegoś nauczyła. To jest dla mnie ważne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny