Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostockie fabryki były sławne na cały świat

Alicja Zielińska
Alicja Zielińska
Pracownicy fabryki w 1937 roku. Moja mama trzecia od lewej, w  białej chusteczce na głowie. Wujek Heniek Pacuk na dole, od lewej.
Pracownicy fabryki w 1937 roku. Moja mama trzecia od lewej, w białej chusteczce na głowie. Wujek Heniek Pacuk na dole, od lewej.
Przedwojenny Białystok słynął z tradycji włókienniczych. Tutejsze fabryki wytwarzały najrozmaitsze tkaniny. Produkcja szła pełną parą. Realizowano zamówienia rządowe, kwitł eksport do Ameryki a nawet do Afryki. Do największych firm należała Fabryka Sukna A. Sokół i J. Zylberfenig na rogu Warszawskiej i Orzeszkowej. - Pracowała tam moja mama i kuzyni - opowiada Waldemar Szliserman.

Nasza dzisiejsza opowieść wzięła się od cajgi - obco brzmiącej dziś nazwy tkaniny, ale bardzo niegdyś popularnej, produkowanej w fabryce sukna Sokół i Zylberfenig. Takie między innymi materiały (obok najróżniejszych wyrobów galanteryjnych i artykułów spożywczych zagranicznych i krajowych) polecał Dom Handlowy Bronisław Perkowski przy ul. Lipowej 6 w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Pisaliśmy o tym przy okazji historii przedwojennej reklamy w styczniowym wydaniu Albumu, zastanawiając się przy okazji, jak wyglądały te wyroby. Niezawodni okazali się nasi Czytelnicy. Cajg to był dość gruby i sztywny materiał w czarno-biało-szare paski. Bardzo mocny, przeznaczony na ubrania robocze - napisał w meilu Waldemar Szliserman. Strukturą przypominał dzisiejszą tkaninę na spodnie jeansy. Cajg produkowano przed wojną w Fabryce Sukna Sokół i Zylberfenig przy ul. Warszawskiej 72. I robiła to moja mama, jej siostra i kuzyn.

Fabryka należała do największych firm włókienniczych w Białymstoku. Właściciele Abram Sokół i Judel Zylberfenig byli bardzo przedsiębiorczy. Mieli zamówienia rządowe, więc produkcja koców oraz tkanin na ubrania robocze i wojskowe szła na całego. Jako pierwsi z białostockich fabrykantów już w latach dwudziestych nawiązali kontakty handlowe z państwami obu Ameryk, ich sukno eksportowano też do Afryki. Kalendarz Regionalny na 1938 rok informował, że firma posiadała 10 zespołów maszyn włókienniczych, 120 warsztatów, kompletną aparaturę i farbiarnię. Zatrudniała 1000 robotników na dwie zmiany.

W branży włókienniczej konkurencją dla Sokoła i Zylberfeniga w Białymstoku była Fabryka Sukna i Kołder I. D. Szapiro, mieszcząca się przy ul. Sienkiewicza 42. Również chwaliła się, że “nawiązała kontakt z krajami zamorskimi, a w szczególności z Afryką, Azją i krajami Ameryki Płd. Główny blok fabryczny znajdował się przy ul. Łąkowej, biuro przy Sienkiewicza 42, a zatrudniała 400 osób. W innych branżach wówczas liczyły się browar w Dojlidach, fabryka sklejek E. Hasbacha, zakłady grabarskie Ch. Beckera i huta szkła.

Abram Sokół i Judel Zylberfenig działali także w wielu organizacjach charytatywnych. Ich fabryka stała na rogu obecnej Warszawskiej i Orzeszkowej. Teraz tam jest blok. A wówczas był to duży kompleks budynków aż do rzeczki Białej na zapleczu - uściśla pan Waldemar. - Pamiętam tę fabrykę, bo jako chłopak często przychodziłem po mamę. Od rogu Orzeszkowej zaczynał się żółty płot, za nim stała budka wartownicza, z której stróż pilnował kto wchodził i wychodził. W podwórzu znajdował się dwupiętrowy gmach z wielkimi halami.

Jako mały chłopiec kiedyś znalazłem się w środku takiej hali. Widok był niesamowity. Maszyny napędzane pasami transmisyjnymi jeździły po szynach, pracownicy chodzili na nimi. Wydawały mi się one ogromne. Robiło to na mnie ogromne wrażenie, byłem bardzo przestraszony. Panował niesamowity huk. Jak chciałem coś powiedzieć mamie, to musiałem krzyczeć na całe gardło. Nikt oczywiście nie miał żadnych ochraniaczy na uszach. Kto by wtedy na takie rzeczy zwracał uwagę.

Białostoczanie mówili, że pracują u Sokoła, tak nazywali w skrócie fabrykę. Mama pana Waldemara trafiła do Sokoła jako młodziutka dziewczyna po powrocie z bieżeństwa na Ukrainie. To też niesamowita historia, którą opowiadał nam niegdyś pan Waldemar, dobra okazja by ją przypomnieć. - Ojciec mamy, Karol Pacewicz był prawdopodobnie garbarzem (dokładnie nie znam dziejów dziadków), ale zmarł bardzo młodo. Jego żona Adolfina, z domu Krawczennik, też wkrótce zmarła. Zostały trzy ich córki: Leokadia, Apolonia i Bronisława - moja mama, która miała wówczas zaledwie pięć lat. Najstarsza Leokadia jako 14-letnia dziewczyna zatrudniła się już w fabryce Sokoła, średnia Apolonia została umieszczona w sierocińcu, a najmłodszą Bronisławą zaopiekował się wujek, brat babci. W czasie I wojny światowej w 1914 roku wyjechał on z rodziną do Rosji, no i zabrał też jako małą dziewczynkę moją mamę. Dzieciństwo jej więc upłynęło na Ukrainie. Przeżyła rewolucję, straszny głód, jaki tam panował, rzeź bolszewików i białogwardzistów, jakiej dopuścili się oni na ludności. W domu wujostwa było jej bardzo ciężko, musiała wszystko robić, pracowała ponad siły. Kiedy miała 16 lat postanowiła uciec. Odważyła się nielegalnie przekroczyć granicę polsko-sowiecką i w 1920 roku powróciła do Polski, bez żadnych dokumentów. Zamieszkała z siostrą Leokadią, która pomogła jej znaleźć pracę właśnie w tej fabryce włókienniczej, jako prządka. Leokadia była cewkarką - produkowała nici na sukna. Zatrudniony tu był też ich starszy brat cioteczny Henryk Pacuk - jako szpiner. Domyślam się , że był tam majstrem od naprawy maszyn tkackich.

Znakomicie rozwijająca się działalność fabryki Sokoła i Zylberfeniga, podobnie jak innych firm, przerwała niestety wojna. W 1944 roku Niemcy opuszczając Białystok podpalili budynki i już ich nie odbudowano. Cajg jednak przetrwał - podkreśla pan Szliserman. - W latach 1949-1952, przed powołaniem do wojska, pracowałem w hurtowni “Wspólnota Pracy” przy ul. Wiatrakowej 4, sprzedawaliśmy w ogromnych ilościach ubrania robocze produkowane z cajgu. Szyły je Spółdzielnie Krawieckie “Pokój” i Wzorcowa w Białymstoku oraz Powiatowa Spółdzielnia w Hajnówce (prezesem której był mój serdeczny kolega Piotr Trusiewicz). I takie to wspomnienia zapisały się w mej pamięci o cajgu - kończy swą opowieść pan Waldemar.

Wypada nam jeszcze wyjaśnić, że reklamowany szewiot to tkanina ubraniowa z wełny pochodzącej od owiec hodowanych na angielskich wzgórzach Cheviot. Natomiast madapolam to cienka tkanina bawełniana podobna do batystu, używana na bieliznę albo sukienki. Nazwa pochodzi od nazwy miasta w Indiach, w którym wyrabiano tę tkaninę. Z kolei zefir to cienka tkanina bawełniana, jednobarwna, gładka lub w drobne wzory prążków, kratek. Wytwarzana od końca XIX w. we Francji. Używana do szycia bielizny, na koszule, bluzki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny