MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Barbara: Samotna matka bliźniaków nie traci nadziei. W maju matura.

Janka Werpachowska
cieszy się, bo właśnie dostała przydział na mieszkanie komunalne, ale nie jest w stanie sama go wyremontować. A dalsze życie w wynajmowanym mieszkaniu jest nie tylko niewygodne, ale wręcz niebezpieczne.
cieszy się, bo właśnie dostała przydział na mieszkanie komunalne, ale nie jest w stanie sama go wyremontować. A dalsze życie w wynajmowanym mieszkaniu jest nie tylko niewygodne, ale wręcz niebezpieczne. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Barbara: Samotna matka bliźniaków jest dzielna. Straciła pracę - ale zdobywa nowe kwalifikacje, a w maju zrobi maturę i chce uczyć się dalej. Na pewno sobie poradzi, trzeba jej tylko trochę pomóc.

W niektórych rodzinach bieda i jakiś taki życiowy pech przechodzą z pokolenia na pokolenie. Niemal jak wada genetyczna. Aż w końcu, na którymś z etapów tej sztafety, pojawia się osoba, która nie gubi pałeczki i nadrabia straty poczynione przez poprzedników. Ma duże szanse na dobiegnięcie do mety - pod warunkiem, że nikt jej nie podstawi nogi a w chwilach kryzysowych ktoś wyciągnie pomocną dłoń.

Mama była w domu dziecka

Barbara mieszka z synami bliźniakami w samym centrum Białegostoku. Rano budzą ją dzwony z kościoła św. Rocha. Rząd szop na węgiel i drewno oddziela jej podwórko od eleganckiego bloku. A na przeciwnym rogu ulicy znajduje się ośrodek, popularnie zwany bankiem spermy - symbol rewolucji naukowo-cywilizacyjnej.

W ciasnym mieszkanku, które Barbara wynajmuje, mieszka też jej matka, rencistka. Nie rozstaje się z inhalatorem. Od lat choruje na astmę.

Zimą w mieszkaniu jest ciepło i duszno. Żar bucha z kaflowego pieca. A przez szpary w popękanych kaflach wydostaje się dym i swąd spalenizny. Przez większe szczeliny na podłogę wypadają rozżarzone węgielki. Kiedy są ostre mrozy i w piecu trzeba ciągle palić, kobiety nocami śpią na zmianę - z obawy przed pożarem i przed zaczadzeniem.

Kiedy Barbara zwróciła się do właściciela domu z pytaniem, czy nie dałoby się naprawić pieców, usłyszała, że jak chce, to może je sobie wyremontować, ale on pieniędzy jej za to nie zwróci. Więc męczą się dalej, bo nie stać ich na inwestowanie w nie swoje mieszkanie.

- Nigdy jakoś nie udało się dorobić własnego - wzdycha matka Barbary. - Ja nie miałam dobrego startu. Ojciec odszedł od matki, a ona bardziej niż dziećmi interesowała się kolejnymi partnerami. W końcu wylądowałam w domu dziecka.

Placówki tego typu rzadko przygotowują dobrze do życia. Pierwsza samodzielna, "dorosła" decyzja, okazała się fatalna. Związała się z mężczyzną, który nie był w stanie, ale i za bardzo się nie starał, zapewnić jej normalnego, bezpiecznego życia.

- Dużo pił. Po wódce robił się agresywny. Mnie nie bił, ale demolował wszystko, co było w mieszkaniu. Stracił pracę. A pieniądze były potrzebne - na świecie była już Basia.

- Wyjechaliśmy na wieś, do jego rodziców. Myślałam, że tam będzie łatwiej żyć, tak jakby na swoim - opowiada matka Barbary. - Niestety, tam pił jeszcze więcej. Teściowa to akceptowała, uważała, że się czepiam. Nie dało się tam żyć. Zabrałam Basię i wróciłam do Białegostoku.

Barbary droga do samodzielności

W podstawówce Barbara uczyła się nawet nieźle, jednak wolała zdobyć jakiś konkretny zawód niż iść do ogólniaka - bo perspektywa studiów wydawała jej się i zbyt odległa, i raczej mało prawdopodobna z przyczyn ekonomicznych.

- Wybrałam szkołę przemysłu spożywczego, klasę o profilu mięsnym.

Po trzech latach zawodówki od razu poszła do pracy. W zakładach mięsnych poznała chłopaka. Chodzili razem na dyskoteki, do pubów. On wynajmował gdzieś pokój przy rodzinie, a ona z mamą mieszkała w dwupokojowym mieszkanku.

- Doszliśmy do wniosku, że zamieszkamy razem, u nas. Ja to traktowałam jak próbę przed ślubem - śmieje się Barbara.

Potencjalny pan młody się nie sprawdził. Barbara była w ciąży a on nie zamierzał rezygnować z bogatego życia towarzyskiego.

- Cała jego wypłata szła na spłaty długów. Nieraz i ode mnie chciał pieniędzy, bo komuś jeszcze musiał oddać. Te długi związane były z tym, że pił. Pracowałam po kilkanaście godzin, żeby więcej zarobić.
Wiadomo było, że ciąża jest bliźniacza. Z każdym tygodniem Barbara miała coraz mniej sił do pracy po godzinach. Właściwie cały dom spoczywał na jej głowie. Matka niedawno straciła pracę, chwytała się dorywczych zajęć, żeby pomóc córce. Narzeczony miał wszystko w nosie.

- W końcu powiedziałam: dość! Nie chciałam dłużej tkwić w takim związku. Całe szczęście, że nie mieliśmy ślubu. Nieformalny związek i rozstanie bez żadnych formalności.

Na pewno będzie lepiej

Kiedy Barbara urodziła chłopców, chciała powiedzieć, że ojciec dzieci jest nieznany. Ale w porę się opamiętała.

- Podałam dane ojca, on uznał dzieci. Teraz mam przynajmniej od kogo żądać alimentów.
Barbara długo radziła sobie sama. Dopóki mogła. Ale w końcu musiała skapitulować. Schować dumę i zawalczyć o swoje. A właściwie o to, co się należy dzieciom.

- Kiedy po urlopie wychowawczym wróciłam do pracy, byłam przesuwana to tu, to tam. Czułam, że atmosfera wokół mnie nie jest najlepsza. W końcu odeszłam.

Już ponad półtora roku Barbara nie pracuje. Kiedy przestała dostawać zasiłek dla bezrobotnych, wystąpiła o alimenty. Sąd nie miał wątpliwości. Ojciec miał płacić na bliźniaki 700 złotych miesięcznie.
- Nigdy nie płacił. Przysyłał czasem a to 200, a to 300 złotych. Obiecywał, że jak będzie miał, to wszystko wyrówna. A ja nie chciałam go ścigać po sądach - wzdycha Barbara. - Jednak musiałam, bo już dłużej nie radziłam sobie z tą sytuacją.

Ściąganie alimentów bieżących i zaległych sąd zlecił komornikowi. Ale ojciec bliźniaków wyjechał do Wielkiej Brytanii.

- Kiedyś zadzwonił i powiedział, że komornik może mu naskoczyć. Teraz czekam na decyzję, czy będę dostawać alimenty z funduszu alimentacyjnego.

Na razie Barbarze i jej bliźniakom musi wystarczyć to, co dostaje z opieki społecznej: 450 złotych - to jest zasiłek dla bezrobotnej samotnej matki i raz na dwa miesiące zasiłek ekstra, różnej wysokości, od 200 do 500 złotych. Czynsz za mieszkanie wynosi 400 złotych miesięcznie.

Barbara nie lubi się skarżyć. Zamiast narzekać, woli robić coś, co zaowocuje lepszą przyszłością dla niej i dzieci.

- Chodzę na kurs opiekunek dzieci i osób starszych, połączony z nauką masażu. Uczę się też w liceum ogólnokształcącym dla dorosłych. W maju zdaję maturę. A po ogólniaku zapiszę się do policealnej szkoły o kierunku opiekun w domu pomocy społecznej. Poznałam tę pracę podczas praktyki i bardzo mi ona odpowiada.

Barbara cieszy się, bo właśnie dostała przydział na mieszkanie komunalne. Musi sama je wyremontować.

- To jest i radość, i kłopot. Nie stać mnie na kupno nowego wyposażenia: wanny, umywalki, zlewu, kuchenki elektrycznej. Sama pomaluję ściany, ale nie wycyklinuję podłóg i nie ułożę glazury. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby ktoś pomógł mnie i moim dzieciom. Chłopcy już nie mogą się doczekać, kiedy zamieszkają w nowym mieszkaniu.

Osoby mogące pomóc
Barbarze i jej synom
prosimy o kontakt
z autorką reportażu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny