Jagiellończycy byli murowanymi faworytami potyczki z Piastem, a wygrana przyszła im z pewnym trudem. Rywale, chociaż pod względem umiejętności piłkarskich ustępowali żółto-czerwonym, stawili im twardy opór.
- Wielu już przed meczem okrzyknęło nas zwycięzcami. Co gorsza, uwierzyli w to niektórzy z naszych piłkarzy. No i pojawiły się proste straty, błędy w kryciu i Piast miał kilka okazji podbramkowych - dzieli się wrażeniami Franek. - To zwycięstwo to bardzo dobra nauczka dla nas, że punkty dodaje się dopiero po meczu - zaznacza.
Dać bramkarzowi szansę
Podobnego zdania jest prezes Jagiellonii Cezary Kulesza.
- Moim zdaniem Jagiellonia grała znacznie lepiej w zremisowanym meczu z Wisłą Kraków i przegranym z Lechem Poznań. No ale z tego był tylko punkt. Nie ma co już się rozwodzić nad stylem. Wygraliśmy i tylko to się liczy - uważa Kulesza.
Wiele komentarzy wzbudził sposób, w jaki Frankowski zdobywał bramki. Snajper Jagi z humorem podchodzi do tego.
- Co z tego, że Bruno pięknie strzelił głową w Poznaniu, jeszcze ładniej nogą w spotkaniu z Piastem, skoro dwukrotnie trafił w poprzeczkę? - śmieje się białostocki napastnik. - Ja uderzałem mniej efektownie, za to piłka dwukrotnie wturlała się do bramki. Wielu trenerów powtarza, że strzelić trzeba przede wszystkim tak, by dać szansę bramkarzowi na popełnienie błędu - dorzuca.
Frankowski w tym sezonie ma już dziewięć trafień, a w sumie w polskiej ekstraklasie aż 132.
- Czy je liczę? Robią to za mnie dziennikarze. Wychodząc na boisko skupiam się tylko na grze i na tym, by moja drużyna wygrywała - mówi jagiellończyk.
Na dwóch frontach
Sytuacja w dolnych rejonach tabeli ekstraklasy jest bardzo ciekawa. Zajmująca dziesiąte miejsce Jagiellonia ma tylko trzy punkty przewagi nad ostatnią Polonią Warszawa.
- Wiemy o tym, ale z drugiej strony mimo wszystko jest pewien zapas. Poza tym mamy lepszy bilans bezpośrednich spotkań z Odrą Wodzisław i Piastem, a to oznacza, że ta przewaga rośnie tak naprawdę do czterech oczek. Pewnie, że wolałbym, by nie było kary minus dziesięciu punktów i teraz moglibyśmy skupić się tylko na pucharowej rywalizacji z Lechią Gdańsk. Z przyczyn od nas niezależnych jest inaczej i nie mamy na to wpływu. Musimy walczyć na dwóch frontach - przekonuje Kulesza.
Jechać do Nowej Huty i zagrać swoje,/b>
Teraz najważniejszy jest front ligowy, bo nasza drużyna w czwartek w Krakowie zmierzy się z Cracovią.
- Jestem przekonany, że ten mecz będzie inaczej wyglądał niż wyjazdy do Kielc, Wrocławia i Poznania. Tam murawy były w fatalnym stanie. Jak pokazują telewizyjne urywki z meczów Cracovii i Wisły na stadionie Hutnika jest całkiem nieźle i bardzo się z tego cieszę - mówi Frankowski.
Kapitan żółto-czerwonych nie ma wątpliwości, że jego drużynę czeka bardzo trudne zadanie.
- Już słyszę, że skoro Pasy przegrały 1:4 z Ruchem Chorzów, to my im nastrzelamy worek goli. Błąd. Oni będą podwójnie zmobilizowani i wyjdą na spotkanie z myślą o zrehabilitowaniu się przed własnymi kibicami. Takie wpadki nie zdarzają się dwa razy z rzędu - dowodzi Frankowski. - Niewielką pociechą jest też to, że do potyczki dojdzie w Nowej Hucie, a nie na stadionie Cracovii. Musimy skupić się tylko i wyłącznie na naszej grze. Trzeba zwyciężyć, by szybko uciec od strefy spadkowej - kończy Franek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?