Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mózgiem był "Predator"

Magdalena Kleban [email protected]
Oktawian O. spędzi za kratkami cztery lata
Oktawian O. spędzi za kratkami cztery lata Fot. Bogusław F. Skok
Na cztery lata więzienia skazał wczoraj białostocki sąd rejonowy Oktawiana O. Nie miał żadnych wątpliwości, że to właśnie on podłożył bombę pod salonem Toyoty w Białymstoku, a później razem ze wspólnikiem szantażował właściciela firmy.

- Po tym wybuchu fragmenty elewacji znaleziono 70 metrów dalej - podkreślała w uzasadnieniu wyroku sędzia. - Dobrze, że akurat nikogo nie było w pobliżu.

Nie mogli o tym przeczytać
Oktawian O. nigdy nie przyznał się do udziału w tym przestępstwie. Zarzekał się, że razem z kolegą Andrzejem P. chcieli jedynie skorzystać na podłożeniu bomby i w łatwy sposób zarobić trochę pieniędzy. Po prostu przeczytali w gazecie o wybuchu i postanowili zaszantażować właściciela salonu.
- Skąd jednak sprawcy mogli wiedzieć, jaka była konstrukcja ładunku wybuchowego i mechanizm działania? - retorycznie pytał w mowie końcowej prokurator. - Żadna z gazet, ani radio, ani telewizja tego nie podały. Tymczasem oskarżony jeszcze w wojsku przeszedł szkolenie minerskie. Miał podstawową wiedzę z zakresu posługiwania się materiałami wybuchowymi.
Przypomnijmy, że do eksplozji pod salonem Toyoty doszło ponad rok temu, w nocy z 19 na 20 października 2002 roku. Bomba została podłożona przy jednej ze ścian salonu przy ulicy Elewatorskiej. Wprawdzie całej posesji pilnował nocny stróż, ale nie zauważył niczego podejrzanego. Na szczęście, kiedy doszło do eksplozji, ani on, ani nikt inny nie kręcił się w pobliżu.

Wmanewrowany przez "Predatora"
Sprawa wybuchu pod Toyotą jest już zamknięta, ale wiadomo, że nie wszyscy sprawcy odpowiedzą za to przestępstwo. Na ławie oskarżonych zasiadł bowiem jedynie wykonawca poleceń "Predatora" - czyli 31-letniego Andrzeja P. To właśnie on - prawnik z wykształcenia - wpadł, zdaniem prokuratury, na pomysł podłożenia bomby, wyłudzenia 40 tysięcy dolarów od właścicieli salonu, a także podpalenia i szantażowania w 2001 roku właścicieli innej białostockiej firmy. To na jego komputerze były pisane listy z szantażami i pogróżkami do właścicieli firm i wreszcie - to on kontaktował się z szantażowanymi ludźmi i uzgadniał warunki przekazania pieniędzy.
"Predator" jednak uniknął więzienia. Lekarze stwierdzili u niego chorobę psychiczną i uznali, że nie może ponosić odpowiedzialności za popełnione przez siebie czyny. Dlatego, choć Andrzej P. zjawił się wczoraj w sądzie (przywiozła go ze szpitala w Choroszczy policja), to odpowiadał wyłącznie jako świadek.
Oktawian O. nie ukrywa, że czuje się - jak to określił jego obrońca - wmanewrowany przez niedawnego kolegę.
- Andrzej przygotował się do tego zatrzymania. Już wtedy postanowił udawać chorego psychicznie - twierdził w sądzie Oktawian. - Przecież znałem go tyle lat, ale nigdy wcześniej nie zauważyłem u niego żadnych objawów choroby. Wręcz przeciwnie, był dla mnie swego rodzaju autorytetem, był wykształcony, skończył studia wyższe.
Sąd jednak nie uwierzył w zapewnienia oskarżonego, że był on jedynie bezwolnym wykonawcą poleceń "Predatora". Uznał go winnym wszystkich stawianych zarzutów: łącznie z podłożeniem bomby oraz podpaleniem i szantażowaniem w 2001 roku właścicieli zakładu produkującego wyroby foliowe.
Wyrok jest nieprawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny