Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcesz iść w kamasze - płać!

Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik archiwum
O podobnie chytrym kanciarstwie, które miało swój epilog w marcu 1934 r. przed Sądem Okręgowym w Białymstoku, w tej rubryce jeszcze nie było. Sprawa dotyczyła Altera Brenera, agenta policji śledczej w Bielsku Podlaskim, który założył ni mniej ni więcej tylko... prywatne przedsiębiorstwo, pomagające poborowym z woj. białostockiego uniknąć służby w armii polskiej.

Alter Brener, będąc policjantem, miał nie raz do czynienia z młodymi ludźmi ukrywającymi się przed obowiązkiem wojskowym. Wiedział dobrze, że wielu z nich bało się niepotrzebnie. Powiatowa Komenda Uzupełnień przewidywała ich bowiem do nadkontyngentu, a tym samym pozostawienia ich nadal w cywilu. Przemyślny agent postanowił wykorzystać ludzką naiwność. Było to w roku 1927. Rozpuścił wieści , ma stosunki w PKU i może, za odpowiednią sumkę wyreklamować każdego od kamaszy. W jego ofercie była również klauzula, iż w razie by mu się nie udało, zwraca otrzymane pieniądze, które życzył mieć sobie z góry. W razie powodzenia wpłacone 150-200 zł stawało się jego własnością.

Początkowo proceder dotyczył tylko Bielska. Znajomek Brenera z PKU, Stanisław Zalewski, informował go po cichu, którzy z miejscowych chłopaków są uwolnieni z poboru, albo znaleźli się na liście nadkontyngentowych, a sprytny agent potrafił z nich wydusić odpowiednią gratyfikację za swoje, rzekomo skuteczne starania.

Bardzo szybko wieści o wszechmocnym pośredniku od spraw wojskowych rozeszły się poza miasto. Wykorzystując ten fakt Brener rozbudował swoje przedsiębiorstwo. Zatrudnił jako naganiaczy Chone Owsiejewicza i Efroima Mełandowicza. Mieli znajdować tych poborowych, którzy nie byli świadomi swojego losu. Chcieli dostać się do nadkontyngentu, w którym zresztą już byli uwzględnieni. Kosztowało to ich przepisowe 200 zł.

Ponieważ interes był rozwojowy, Brener postanowił zwerbować jeszcze jednego członka bielskiej Komendy Uzupełnień. Wybór padł na porucznika Andrzeja Jarskiego. Był to nowy pracownik tej placówki, nieobeznany jeszcze z miejscowymi stosunkami. Postarał się, aby kwaterą Jarskiego stał się dom ciotki, Racheli Brenerowej, do której też sam się wprowadził. Tutaj także znajdowało się biuro przedsiębiorstwa, gdzie zgłaszali się chętni do wyreklamowania z wojska mężczyźni.

Początkowo jako pomoc wystarczała czapka oficerska wisząca w korytarzu. Wzbudzała zaufanie. Pieniądze przechodziły z rączki do rączki i wszyscy byli zadowoleni. Coraz częściej jednak trafiały się trudniejsze przypadki. Można było więcej zarobić, ale wymagałoby to osobistego zaangażowania się Jarskiego w dokumentację poborowych. No cóż, Brener poszedł na bliższą konfidencję ze swoim nieświadomym jeszcze wspólnikiem. Najpierw zaczął podsuwać mu różne miejscowe krasawice. Porucznik był bowiem sam, choć miał gdzieś w Polsce żonę. Później były kolacyjki z mocnymi trunkami, a na końcu zaś, po zwierzeniu Jarskiego z kłopotów finansowych, pożyczki 20-, 50-złotowe. Kiedy urzędnik PKU był już całkiem zblatowany, Brener ruszył ze swoimi prośbami. Okazało się, że ma wielu kuzynów, którzy nie kwapili się zasilić wojskowe szeregi. Jarski czując się zobowiązany, hojnemu komilitonowi pomagał, zwłaszcza, że ten nie dopominał się wcale o powiększający się dług. Aż przyszła w 1932 roku sprawa niejakiego Jankiela Plutyckiego z Hajnówki. Ten miał pewność, że pobór go nie minie. Próbował jednak wszelkimi sposobami go uniknąć. Zebrał 500 zł i udał się pod wskazany adres w Bielsku. Wręczył gotówkę komu trzeba i czekał. Porucznik Jarski, któremu Brener przedstawił kolejny, rodzinny problem, obiecał sprawę pomyślnie załatwić. Brener natychmiast wręczył mu 300 zł na tzw. koszta. Już następnego dnia Jarski zakomunikował o wymazaniu Plutyckiego z księgi przydziału rekrutów. Była to bujda. Gość bowiem poszedł do woja. Opinia Brenera została nadwątlona. I wkrótce jego firma usługowa przestała istnieć.
Sąd Okręgowy w Białymstoku nie był pobłażliwy. Skazał Brenera i jego wspólników (w tym ciotkę Rachelę) na trzy lata więzienia. Jedynie porucznik Jarski cieszył się jeszcze przez jakiś czas wolnością. Ale w końcu sprawiedliwość i na nim położyła swoją karzącą rękę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny