Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łapówka, której nie było. Koniec kariery Godyńskiego

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Oskarżeni o korupcję razem z Godyńskim radni Z. Maciejewski i Jan Wasilewski
Oskarżeni o korupcję razem z Godyńskim radni Z. Maciejewski i Jan Wasilewski Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Radny Franciszek Godyński w areszcie spędził kilka dni. Gdy stwierdzono, że nie ma podstaw do dalszej izolacji, został z niego zwolniony, ale śledztwo nadal trwało.

Dziś dalszy ciąg opowieści o karierze Franciszka Godyńskiego. Jak już wspominałem, była to postać kontrowersyjna. Jego gwałtowne reakcje, nieopanowany temperament polemiczny przysparzały mu licznych wrogów. W 1924 roku nie dysponując żadnymi dowodami zarzucił części radnych i magistratowi malwersacje. To spowodowało reakcję i wybuch afery, która zakończyła karierę Godyńskiego.

8 czerwca 1925 roku po całym mieście rozeszła się sensacyjna wiadomość, że "sędzia śledczy zawezwał do siebie trzech radnych miejskich p.p. Fr. Godyńskiego, J. Wasilewskiego i Z. Maciejewskiego, celem zakomunikowania im decyzji w sprawie śledztwa jakie prokurator i sędzia śledczy prowadzą przeciwko nim za branie nielegalnych wynagrodzeń". Czyli za łapówki.
Poruszenie opinii było ogromne, bo zarzuty stawiane podejrzanym zagrożone były karą do 8 lat więzienia. A dotyczyły korupcji "przy pośrednictwie sprzedaży czy też kupna koni, drewna itd." Oskarżeni mieli według posiadanych przez sędziego śledczego informacji brać łapówki "w dolarach, złotych polskich, nawet w markach, zegarkach i drzewie".

Waga tych zarzutów spowodowała, że wezwanych do sędziego radnych od razu aresztowano. Jednak po kilku godzinach sędzia zgodził się wypuścić ich na wolność po wpłaceniu kaucji ustalonej na 1000 złotych od osoby. Sumę tę wyłożył Wasilewski. Sprawa ta oprócz wymiaru kryminalnego miała też inny podtekst. Oskarżycielem był nie kto inny tylko Mieczysław Konopiński pamiętający Godyńskiemu jego bezpodstawne oskarżenia sprzed kilku lat. Miała też swój rezonans polityczny. Stwierdzano bowiem jednoznacznie, że jest to "bankructwo, krach naszego samorządu".

Oczekiwano rozwiązania rady miejskiej. Pewne próby realizacji takiego scenariusza podjął wojewoda. Napotkał jednak na opór przewodniczącego rady Feliksa Filipowicza i prezydenta Bolesława Szymańskiego oraz dużej grupy radnych.

Takie stanowisko władz miejskich tylko pogłębiło kryzys. Cieszący się niekwestionowanym autorytetem, późniejszy prezydent Białegostoku Wincenty Hermanowski, na znak protestu przeciwko bierności władz złożył swój mandat, a w piśmie do Filipowicza zarzucał mu, że "już od kilku, czy jeszcze więcej miesięcy miał wiedzieć o sprawach p.p. Godyńskiego, Maciejewskiego i Wasilewskiego".

Tymczasem śledztwo w ich sprawie szło, jak to określano "normalnym trybem". I oto 5 stycznia 1926 roku "miasto obiegły pogłoski o zaaresztowaniu" Godyńskiego. Podawano, że sprawa "musiała przybrać tak ostry charakter", czego przyczyną, "o czym krążyły pogłoski" miało być "jakieś niezręczne pośrednictwo przez jakąś zaufaną osobę".

W oficjalnej wersji powodu aresztowania podano, że Godyński wywierał wpływ na zeznania świadków. Po jego zamknięciu w areszcie do akcji ruszyła jego żona. W dniu aresztowania spotkała na ulicy Warszawskiej Konopińskiego, którego zeznania obciążały jej męża. "Rzuciła się doń z pięściami i zwymyślała nie przebierając w wyrażeniach i przeklinając go do dziesiątego pokolenia". Następnego dnia idąc ulicą Kościelną zauważyła kolejnego świadka Meme Bublackiego, poczym "gestem uprzejmym przywołała do siebie p. Bublackiego, a gdy ten się zbliżył niczego nie podejrzewając spytała: czy pan jest Meme? Na odpowiedź - tak - dama opluła p. Bublackiego". Ironizowano, że jeśli wojownicza małżonka tak będzie bronić Godyńskiego, to trzeba będzie zamknąć w areszcie świadków, aby zapewnić im bezpieczeństwo.

Godyński w areszcie spędził kilka dni. Gdy stwierdzono, że nie ma podstaw do dalszej izolacji, został z niego zwolniony, ale śledztwo nadal trwało. Nie przyniosło jednak oczekiwanych skutków i w czerwcu 1926 roku prokuratura postanowiła umorzyć całą sprawę. Ale zgodnie z procedurą to postanowienie musiał zatwierdzić wyrokiem sąd. Rozprawa odbyła się dopiero 26 lutego 1927 roku. Sąd przychylił się do wniosku śledczych "a to z powodu braku dostatecznych poszlak winy i postanowił: postępowanie w tej sprawie zgodnie z tym wnioskiem umorzyć". W uzasadnieniu dodawano, że "umorzenie sprawy przeciwko wyżej wspomnianym radnym uchyla wszelkie zarzuty na nich ciążące".

Pozostała jeszcze do załatwienia kwestia sprawowania funkcji radnego. Zgodnie z przepisami trzej oskarżeni radni byli od 1925 roku zawieszeni. 8 marca 1927 roku już oczyszczeni z zarzutów pojawili się na sesji rady miejskiej. Towarzyszyło jej wielkie zainteresowanie publiczności, która w napięciu oczekiwała "wielkiego dnia".

Jak relacjonowano "galeria przepełniona. Przy stole sprawozdawców prasa białostocka licznie reprezentowana. Na miejscach honorowych przedstawiciele władz. Wśród radnych nowe twarze: p.p. Godyński, Wasilewski i Maciejewski po raz pierwszy po bardzo długiej przerwie spowodowanej długotrwałym dochodzeniem. W pokoju przylegającym do sali Rady zgromadzili się urzędnicy, aby przez otwarte drzwi przysłuchiwać się obradom".

Takie audytorium choć w części rekompensowało Godyńskiemu i jego kolegom to czego doznali w przeciągu ostatnich niemal 2 lat. Jednak to nie z ich powodu na sesji zjawiło się tyle publiczności. Magnesem było zapowiadane wcześniej wystąpienie prezydenta Szymańskiego, które on sam ogłaszał jako swój "benefis". Niemniej "o godzinie 8 min. 30 wieczorem prezes Filipowicz otwiera posiedzenie witając 3 zrehabilitowanych radnych. Radny Godyński dziękuje prezesowi za słowa powitania i zaznacza, że on i jego współtowarzysze ucierpieli na skutek potwarzy", które były zemstą ławnika Konopińskiego.

Kariera Godyńskiego w tej kadencji rady nie trwała już długo. W październiku 1927 roku minister spraw wewnętrznych na wniosek wojewody rozwiązał radę. Było to skutkiem nieustannego kryzysu, który ją paraliżował.

Nowe wybory zapowiedziano na grudzień 1927 roku. W listopadzie Franciszek Godyński znalazł się na liście wyborczej Związku Właścicieli Nieruchomości. Nie zdobył jednak mandatu, co mogło być skutkiem korupcyjnych oskarżeń. Białostoczanie łączyli jego nazwisko z aferą, której nie było! Ale znając wcześniejsze wyczyny pana radnego widocznie uważali, że stracił on wiarygodność. Tak to Franciszek Godyński niechlubnie zszedł ze sceny samorządu białostockiego. Nigdy już nie odgrywał znaczącej roli w życiu miasta. Zmarł w 1948 roku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny