Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Restauracyjne wyczyny Franciszka Godyńskiego

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Franciszek Godyński. 1919 rok.
Franciszek Godyński. 1919 rok. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
W restauracji rozpoczęła się regularna knajacka bijatyka. Kelnerom z trudem udało się wypchnąć pijanych awanturników na ulicę.

W przeddzień wyborów samorządowych 6 września 1919 roku komitet Godyńskiego opublikował odezwę do wyborców. Cały Białystok został nią dosłownie oblepiony.

Podpisany przez Godyńskiego tekst zawierał apele - "niech żyje zwycięstwo biedaków nad bogaczami", zapewnienia, że będzie "śmiało i odważnie walczyć z burżuazją o interesy klasy pracującej". Przestrzegał, że "wybierając musimy dbać o to, aby nasi przedstawiciele do Rady miejskiej byli ludźmi mądrymi i mocno stojącymi na stanowisku walki klasowej" i na końcu niczym wieszcz stwierdzał, że "jestem milion, ponieważ w sobie skupiam całą inteligencję zawodową".

Szczególnie to ostatnie megalomańskie zapewnienie, jak też cały ton odezwy u konkurentów wywołały uszczypliwe komentarze, że "jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu wpierw rozum odbierze". Co do walki biednych z bogatymi złośliwie pytano "czyżby p. Godyński oddał swoją kamienicę i ogród na Bojarach proletariuszom?"

W dniu wyborów białostoczanie pozostali jednak w domach. Zagłosowało zaledwie 12 proc. uprawnionych. Ale i to wystarczyło, aby rada powstała. Komitet Godyńskiego uzyskał w niej 7 mandatów. Po wyborach, jak to jest przyjęte, nadszedł czas na wyłanianie kandydatur do obsadzenia najważniejszych stanowisk. Dyskutowano o tym, kto ma zostać prezydentem, a kto przewodniczącym rady. Do obsady pozostawały też stanowiska ich zastępców i ławników miejskich. W tych gabinetowych ustaleniach ignorowano Godyńskiego. Wszystkie osoby pretendujące do tych zaszczytów wywodziły się z listy polskiej.

15 października 1919 roku rada zebrała się na konstytuującym ją posiedzeniu. Odbyło się ono w hotelu Ritz. Przy okazji więc ubolewano, że "miasto nie posiada sali ratuszowej, jakie znajdują się nawet w małych mieścinach polskich". Utyskiwano, że "magistrat białostocki rezydował zawsze kątem w obcych domach". Zauważano, mówiąc o nieistniejącym już dziś gmachu magistratu, który stał na rogu Pałacowej i Warszawskiej, że "zaczęto przebudowywać dom narożny przy ul. Warszawskiej, ale i tam sala będzie bez galerii dla publiczności, któryby chciała skorzystać z praw przysłuchiwania się jawnym obradom Rady miejskiej. Ale i ta sala nie jest gotowa".

Inauguracyjne posiedzenie usankcjonowało wcześniejsze ustalenia. Zauważono nawet, co traktowano jako dobry prognostyk, że radni z komitetu robotniczego wykazywali dużą wolę współpracy. Nastrój zgody pogłębił się podczas "wspólnej wieczerzy, którą wszyscy bez wyjątku obecni radni spożyli w sali klubu polskiego", czyli też w Ritzu.
Mało tego. Były też tańce, do których na fortepianie przygrywali mecenas Władysław Olszyński - świeżo nominowany wiceprzewodniczący rady i tak samo świeży ławnik miejski inżynier Bolesław Rybałowicz.

I wszystko byłoby świetnie gdyby nie fakt, że na to posiedzenie rady nie przyszedł Franciszek Godyński, wyraźnie urażony ambicjonalnie pominięciem go w miejskich nominacjach. Na efekty tej urażonej ambicji nie trzeba było długo czekać. Już w marcu 1920 roku na jednym z posiedzeń rady Godyński zarzucił ławnikowi miejskiemu Mieczysławowi Konopińskiemu, że ten wspiera jatkę miejską, która była według niego prywatnym przedsiębiorstwem należącym do ustosunkowanego w mieście brata dyrektora elektrowni Władysława Riegerta i Karola Hepnera wysokiej rangi policjanta.

Pomówieni przez Godyńskiego o to, że jakoby będąc właścicielami jatki osiągali z tytułu powiązań z magistratem korzyści majątkowe, zażądali od niego publicznych wyjaśnień. Ten zatarg z Konopińskim już za kilka lat miał się stać przyczyną klęski Godyńskiego. Tymczasem był on jednym z aktywniejszych radnych. Wyróżniał się temperamentem, bezkompromisowym wypowiadaniem własnych, często nieroztropnych sądów. Nie stronił od ostrych polemik i dyskusji, co przyniosło mu popularność, ale też pomnażało przeciwników.
Znane były też w mieście walory towarzyskie Godyńskiego. Niestety i one często doprowadzały do ocierających się o skandal zajść. Ale to co wydarzyło się 13 lipca 1922 roku przekroczyło wszelkie normy. Godyński udał się tego dnia wieczorem do jednej z białostockich restauracji, w której w osobnym, dyskretnym gabinecie spotkał się z komendantem placu białostockiego garnizonu, kapitanem Romanowskim, radnym miejskim Stanisławem Parafianowiczem, Karolem Hepnerem, wówczas już komendantem wojewódzkim policji i Janem Waszkiewiczem, działaczem związkowym. Gdy biesiada na dobre się rozkręciła, to z ogólnej sali dały się słyszeć grane przez orkiestrę tony rosyjskiej pieśni "Wołga, Wołga".

Towarzystwo w pijacko- patriotycznym uniesieniu zesztywniało. Po chwili pierwszy zerwał się Romanowski i ruszył ku drzwiom, aby uciszyć orkiestrę. Współbiesiadnicy runęli za nim. W efekcie ogólnej przepychanki na salę pierwszy wkroczył Godyński i skierował się ku orkiestrze. Po drodze przy jednym ze stolików spotkał administratora miejskiego wodociągu Mieczysława Malinowskiego, z którym podszedł do orkiestry i zażądał natychmiastowego przerwania rosyjskich, a więc zaborczych pieśni. Nic jednak nie wskórał.

Tymczasem Romanowski zaczął szarpać się ze śpiewającym "Wołgę", też kompletnie pijanym komendantem białostockiego Strzelca Mieczysławem Bennetem. Widząc to Godyński złapał stojące obok krzesło i cisnął nim w stronę kotłującego się przy stoliku Benneta towarzystwa.

Rzut był celny. Krzesło trafiło w głowę wysokiej rangi policjanta Czajkowskiego. Ten zalany krwią i oszołomiony ciosem oraz wypitą wódką rąbnął krzesłem Romanowskiego. A dalej to już kto kogo i czym uderzył, trudno było dociec. Jedno było pewne. W restauracji rozpoczęła się regularna knajacka bijatyka. Kelnerom z trudem udało się wypchnąć pijanych awanturników na ulicę. Tu szarpanina i wyzwiska trwały do 4 nad ranem. Wzywano policję, która widząc swoich przełożonych, natychmiast dyplomatycznie ulatniała się.

Skandalu nie udało się zatuszować. Centrum miasta, wrzaski, policja, zelektryzowały okolicznych mieszkańców, którzy w lipcową noc zamiast błogo spać, przyglądali się wyczynom Franciszka Godyńskiego.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny