Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Początki kariery Franciszka Godyńskiego

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Reklama pracowni krawieckiej Wiktorii z Godyńskich Lenczewskiej z 1914 roku. W latach 1902 -1905 bywał w niej konspiracyjnie Józef Piłsudski.
Reklama pracowni krawieckiej Wiktorii z Godyńskich Lenczewskiej z 1914 roku. W latach 1902 -1905 bywał w niej konspiracyjnie Józef Piłsudski. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Na poddaszu domu przy ul. Starobojarskiej 9 Franciszek Godyński urządził konspiracyjny pokoik, w którym ukrywał się w latach 1902 - 1905 Piłsudski.

Każdą karierę może złamać rzucone nieprawdziwe oskarżenie. To wiedza i niestety praktyka powszechna. Stosuje się tę zabójczą broń dla pozbycia się konkurentów. W polityce takie praktyki zdają się uchodzić za normę. Tu ponoć, nie wiedzieć dlaczego, wszystkie chwyty są dozwolone. To i mamy to co mamy, ale gwoli historycznej prawdy ćwiczyliśmy ten niecny proceder od kilku pokoleń. Oto więc klasyczny przypadek z białostockiego międzywojennego podwórka.

6 sierpnia 1932 roku białostocki sejmik powiatowy postanowił zwrócić się do władz miasta z propozycją wmurowania pamiątkowej tablicy upamiętniającej konspiracyjne pobyty w Białymstoku Józefa Piłsudskiego. Tablica ta miała zawisnąć na elewacji kamienicy przy Sienkiewicza 44 na domu Józefa Ordy.

Kim był Orda? To ziemianin, właściciel majątku Derewiańczyce w powiecie słonimskim. Zaangażowany w powstanie 1863 roku, po jego upadku musiał emigrować. Wyjechał do Paryża. Do Białegostoku przyjechał w 1919 roku i zamieszkał w kupionej po 1910 roku od Wiktora i Cywy Aszów kamienicy, właśnie przy Sienkiewicza 44. Gdy umarł 27 maja 1927 roku, to powszechnie uważano, że "odszedł jeden z ostatnich starych panów - w najwznioślejszym znaczeniu wyrazu - nieskazitelnie szlachetny, dla równych brat najlepszy, dla maluczkich - ojciec i opiekun". Propozycja sejmiku i jej sformułowanie mogły więc sugerować, że to właśnie Orda miał kontakty z przyjeżdżającym konspiracyjnie do Białegostoku Piłsudskim.

Ale pomimo tej wdzięcznej pamięci białostoczan, to nie o niego w inicjatywie umieszczenia tablicy chodziło. Rzecz dotyczyła rodziny Godyńskich, której znany przedstawiciel Franciszek Godyński położył największe zasługi, podejmując i ukrywając Piłsudskiego w swoim domu. Szkopuł tkwił w tym, że w 1932 roku Godyński był już w politycznym niebycie na skutek burzliwych wydarzeń, które załamały jego karierę samorządową. Stąd i pominięcie jego osoby w sejmikowej propozycji, skądinąd nigdy nie zrealizowanej.

Kim byli Godyńscy? Wyczerpujący wywód genealogiczny tej rodziny przedstawił Wiesław Wróbel w trzecim tomie poświęconym Bojarom, który wydało Centrum Ludwika Zamenhofa. Protoplastów tego rodu, wówczas jeszcze Kotyńskich, odnajduje on w białostockich rejestrach podatkowych z lat 1673 - 74. Później śledzi skrupulatnie ich służbę dla Jana Klemensa i Izabeli Branickich. Zauważa, że w XIX wieku Kotyńscy są już Godyńskimi. Ale co najważniejsze, że od 1770 roku potwierdza ich zamieszkiwanie na Bojarach.

Franciszek Godyński, ten od Piłsudskiego, urodził się w 1872 roku. On i jego starszy o cztery lata brat Bolesław zapisali się w dziejach białostockiego samorządu. Jednak to Franciszkowi przypadła historyczna rola. To za jego sprawą Józef Piłsudski zjawił się w domu Ordy (wówczas jeszcze Aszów), w którym pracownię krawiecką prowadziła jego siostra Wiktoria. Wydaje się, że pracownia była jednak tylko lokalem kontaktowym. Tu spotykano się w sposób nie rzucający się w oczy, bo wiadomo, do dobrego krawca przychodzili liczni klienci. Może tu przechowywano nielegalne wydawnictwa, może też i pieniądze potrzebne na działalność miejscowego PPS-u.

Piszę "może", bo przecież Piłsudski miał w Białymstoku kilka takich zaufanych lokali i mieszkań, o których już kiedyś pisałem. Ale w tym wątku opowieści najważniejszy był dom mieszkalny Godyńskich przy Starobojarskiej 9. W nim to na poddaszu Franciszek Godyński urządził konspiracyjny pokoik, w którym towarzysz Wiktor, jak za czasów socjalistycznej i niepodległościowej konspiracji nazywano Piłsudskiego, w latach 1902 - 1905 kilkakrotnie nocował. Jego ostatni pobyt na Starobojarskiej zimą 1905 roku przeszedł do miejskiej legendy. Zmęczony Wiktor po przybyciu do Białegostoku zachorował. Godyński wraz z Wiktorią już wówczas Lenczewską opiekowali się nim troskliwie.

Karierę samorządową Franciszek Godyński rozpoczął dopiero po odzyskaniu niepodległości Polski. Wszedł w skład Tymczasowego Komitetu Miejskiego, w którym objął ważną funkcję kierownika wydziału aprowizacyjnego. Wydział ten, odpowiedzialny za zaopatrzenie miasta w żywność, od początku ściągał na siebie zmasowaną krytykę.

Godyński zręcznie lawirując, doprowadził jednak do tego, że cała odpowiedzialność za słabą pracę wydziału spadła na przewodniczącego Komitetu Józefa Puchalskiego. W efekcie gdy zbliżały się wyznaczone na 7 września 1919 roku pierwsze wybory samorządowe, znalazł się na tak zwanej Liście Polskiej, która skupiała wszystkich najwybitniejszych działaczy ostatniego dwudziestolecia. Jej liderem ze 122 głosami był Feliks Filipowicz. Godyński znalazł się na dobrej 34 pozycji z 6 głosami. Puchalski był na szarym końcu, na 61 pozycji z 26 głosami.

Jednak dzień po ogłoszeniu listy, 30 sierpnia Białystok zelektryzowała informacja, że po początkowym entuzjazmie wynikającym z poczucia jedności "wczoraj z rana krążyły pogłoski, że pp. Godyński i Żywolewski tworzą drugą listę. Nagle po godzinie 7 wieczorem jak grom z pogodnego nieba spadła na nas wieść, że jednak p.p. Godyński i Żywolewski zdążyli złożyć listę odrębną. Nie ma więc jedności wśród Polaków w Białymstoku. Ambicje osobiste i animozje prywatne wzięły górę nad obowiązkiem i zobowiązaniem obywatelskim".

Odrębna lista nosząca numer 3 nazwana została Listą Godyńskiego. On sam został jej mężem zaufania. Fakt ten wywołał lawinę krytyki. Sam Godyński dolał jeszcze oliwy do ognia ogłaszając, że to nie lista nosząca jego nazwisko, ale Lista Polskiego Robotniczego Komitetu Wyborczego. I tłumaczył, że jej inicjatorami "są związki zawodowe przedstawiciele, których jako kandydaci na radnych byli na liście nr 2 (czyli na wspólnej liście Komitetu Polskiego) umieszczeni w rodzaju łaski na końcu listy, przeto czuli się w obowiązku bronić praw swoich, skutkiem czego i spadła jak grom lista nr 3, ku ogromnemu rozgoryczeniu niektórych osób, zacierających ręce, triumfujących ze zwycięstwa pseudo inteligencji białostockiej".

Takie tłumaczenie wywołało oburzenie, bo lista polska ułożona była w wyniku głosowania wszystkich kandydatów. Oburzenie było tym większe, że wkrótce okazało się, że Godyński na swojej liście umieścił nazwiska osób, które nie wyraziły na to zgody.

Nie był to dobry prognostyk tydzień przed wyborami. Ale o tym opowiem w następnym albumie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny