Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto kogo: gajowi kontra kłusownicy

Włodzimierz Jarmolik
archiwum
Przedwojenne województwo białostockie pokrywały rozległe połacie lasów, z Puszczą Białowieską na czele. Ich ochroną zajmowała się państwowa administracja leśna. Symbolem tej służby był niewątpliwie gajowy. To on doglądał całości drzewostanu i zwierzostanu w powierzonym sobie rewirze.

Uszczupleniem zasobów leśnych zainteresowani byli natomiast kłusownicy. Polowali oni nielegalnie na dziki, daniele i sarny, zastawiali wnyki i sidła na mniejszą zwierzynę, nagminnie wycinali drzewa. Tak działo się zresztą na terenie całej II Rzeczypospolitej.

Pomiędzy gajowymi i kłusownikami trwała bezustannie, można rzec bez przesady, bezwzględna walka. Obie strony były uzbrojone w broń palną. Bardzo często dochodziło do wymiany strzałów. Zdarzały się ofiary śmiertelne. Białostockie gazety, przeważnie w porze zimowej, skrupulatnie informowały o poczynaniach zawodowych kłusowników, a także chłopów z graniczących z lasami wsi, uzupełniających swoje spiżarnie o ustrzeloną lub schwytaną dziczyznę. Część mięsa potajemni zdobywcy przeznaczali na sprzedaż. W lutym 1935 r. Zarząd Wojewódzki Rady Łowieckiej ostrzegał na łamach Dziennika Białostockiego mieszkańców miasta: "Doszło do naszej wiadomości, że zwierzyna z nielegalnego połowu jest sprzedawana na targach z pierwszej ręki przez kłusowników, bądź też w handlu domokrążnym przez kupców specjalnie tym się trudniącym. Pamiętajmy, że nabywanie zwierzyny zdobytej w czasie niedozwolonym i w sposób nielegalny to bycie wspólnikami przestępstwa prawem ściganego".

Na początku stycznia 1935 r. Antoni Gogol ze wsi Kościuki w gm. Choroszcz wypuścił się wieczorną porą na obchód swoich wnyków. Natknął się na gajowego Antoniego Adamskiego, obchodzącego swój rewir. Kłusownik strzelił pierwszy ze swojej, jeszcze dziadkowej fuzji. Spudłował. Odpowiedź gajowego z rewolweru była celna. Ranny w pierś Gogol trafił do szpitala Czerwonego Krzyża w Białymstoku, gdzie zmarł po dwóch dniach.

Epilog tej strzelaniny miał miejsce przed Sądem Okręgowym. Gogol przed śmiercią, przesłuchany przez posterunkowego w Choroszczy, złożył zeznania, na podstawie których, na wniosek rodziny zmarłego, prokurator postawił gajowego Adamskiego w stan oskarżenia. Rozprawa odbyła się 27 listopada 1935 r. Strażnik leśny wyszedł z niej obronną ręką, w czym pomógł mu wydatnie mecenas Szwarc.

Kłusownicy za swoje rzekome krzywdy ze strony gajowych próbowali rozliczać się z nimi nie tylko podczas spotkań w lesie. Na początku 1933 r. mieszkaniec wsi Buksztel Stefan Chomko strzelał z karabinu do leśniczego Zygmunta Romanowskiego, kiedy ten jechał na rowerze drogą z Budzisk do Czarnej Wsi. W 1935 r. spłonęło gospodarstwo gajowego Gutowskiego we wsi Olszyny. Podpalili je miejscowi kłusownicy z zemsty za zabraną broń i namacalny dowód przestępstwa, zwłoki zabitej przez nich sarny.
Najwięcej kłopotów mieli gajowi w Puszczy Białowieskiej. Tutaj kłusownicy byli na nich szczególnie zaciekli. Czuło się w nich ducha dawnych osoczników, będących z borem i jego czteronogimi mieszkańcami w jak najlepszej komitywie. W 1925 r. głośną stała się w całej Polsce sprawa zabójstwa leśniczego Mariana Skąpskiego. W 1935 r. dwóch kłusowników (jednym z nich był Michał Szalewicz ze wsi Ława, gm. Białowieża) uzbrojonych w karabin i dubeltówkę starło się z trzema gajowymi, dowodzonymi przez Pawła Lewkowicza. Gajowi strzelali celniej, jeden z leśnych łupieżców został ranny w rękę.

W 1938 r. władze województwa podjęły zdecydowaną walkę z kłusowniczym procederem w Puszczy Białowieskiej. Tamtejsi leśniczy razem z gajowymi, wspomagani przez policję, przeprowadzili w dniach 20 i 21 stycznia wielką obławę na rozzuchwalonych kłusowników, cieszących się dużym mirem wśród okolicznej ludności. W ich domostwach dokonano skrupulatnych rewizji. Zatrzymano kilkunastu osobników, skonfiskowano liczne strzelby i dubeltówki z zapasami amunicji. Do tego doszły jeszcze pętle i wnyki, no i oczywiście świeża i już przerobiona dziczyzna. Nie zapomniano również o takich trofeach kłusowników, jak poroża jeleni, danieli a nawet łosi. Na nic zdały się próby przekupywania funkcjonariuszy państwowych. Dla nielegalnych tropicieli i zabójców leśnej zwierzyny koniec mógł być tylko jeden - sąd, wyrok i kratki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny