Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie doczekał zwycięstwa, ale pamięć o nim nie zaginęła

Alicja Zielińska [email protected]
Odwiedzając teraz groby swoich bliskich w Niewodnicy, będę mogła także stanąć przed tablicą z nazwiskiem Stanisława Mingajło - mówi Barbara Szydłowska
Odwiedzając teraz groby swoich bliskich w Niewodnicy, będę mogła także stanąć przed tablicą z nazwiskiem Stanisława Mingajło - mówi Barbara Szydłowska Alicja Szydłowska
Barbara Szydłowska z Białegostoku przez wiele lat opiekowała się bezimiennym grobem żołnierza w Niewodnicy Kościelnej. Dopiero niedawno udało się ustalić jego nazwisko. - Jestem szczęśliwa, że można będzie wreszcie postawić krzyż i tabliczkę oraz zamówić mszę w jego intencji - cieszy się.

Mój żołnierzyk - tak zawsze o nim mówiła. Zginął raptem pół roku przed zakończeniem wojny, w listopadzie 1944 r.

Obrazy układają się niczym w filmie. - Mieszkaliśmy w Białymstoku, ojciec pracował w starostwie, był inżynierem rolnikiem W 1939 r. pojechał na kurs do Grajewa, skończył go i rodzice nawet się przymierzali osiąść tam na stałe. Mama była inspektorką Kół Gospodyń Wiejskich - opowiada pani Barbara Szydłowska. - Wybuchła jednak wojna i wszystkie plany zostały przekreślone. Jak weszli Rosjanie ojciec od razu stracił pracę. Wszyscy, którzy zajmowali jakieś stanowiska, musieli zgłosić się do władz sowieckich. Mama też poszła. Zapytali, co robiła. Odpowiedziała, że uczyła kobiety gotować. Nam takie nie nużne, bo u nas wszystkie umieją gotować - usłyszała. I mamę też zwolniono z pracy. Rodzice w Białymstoku nie mieli z czego żyć. Wyjechaliśmy do Choroszczy, potem mieszkaliśmy u dziadków w Klepaczach, skąd pochodził mój ojciec. W 1944 roku przenieśliśmy się do Niewodnicy Kościelnej. Rodzice przez znajomych dowiedzieli się, że wkrótce będzie tu wolny dom. We wsi i w okolicy było dużo wojska. Formował się 26 pułk piechoty, który wchodził w skład 9 Drezdeńskiej Dywizji Piechoty z 2 Armii Wojska Polskiego. Dużo tych żołnierzy było, dziesięć ziemianek zajmowali tylko w jednym gospodarstwie. Do dziś są tam resztki okopów, miejsca, gdzie stały czołgi.

Miałam osiem lat, mieliśmy zamieszkać w tym dużym domu. Stał przy samych torach, stary, murowany, znajdował się w nim sztab, ale wojsko lada dzień miało iść na front. Pamiętam, jak pułkownik - barczysty, dobrze zbudowany - bawił się z moim trzyletnim braciszkiem, podrzucał go do góry, śmiał się. Widać było, że lubi dzieci, może miał własne, do których tęsknił?

Niebawem zaczęły się manewry. Podczas ćwiczeń doszło do tragicznego zdarzenia. Zginął młody żołnierz. Prawdopodobnie wskutek pomyłki. W grudniu 1944, jak poszłam do szkoły, wojska już nie było. Na cmentarzu pozostał świeży grób żołnierski. Od razu stał się nam bliski. W Niewodnicy miałam dużo rodziny, jako dziecko chodziłam często na groby, a poza tym mieszkaliśmy niedaleko, przez tory i zaraz był cmentarz. Ta mogiła żołnierska była zarośnięta trawą, przypuszczalnie obłożono grób od razu jakąś mierzwą przywiezioną z łąki, bo ta trawa była duża, takie kępy. Na mogile stał biały krzyż z brzozy. Na krzyżu zawieszono czapkę. Ten żołnierz był z tego 26 pułku piechoty.

Teraz już z internetu się dowiedziałam, że było bardzo dużo ucieczek z wojska i dezerterów zazwyczaj rozstrzeliwano gdziekolwiek albo na oczach żołnierzy, ku przestrodze. Wszystko więc wskazuje na to, że on zginął przypadkowo w czasie manewrów, bo inaczej nie zostałby pochowany na cmentarzu. Mówiono, że może w zwiadzie służył, był na drzewie i przez pomyłkę go zastrzelili. Ludzie opowiadali, że był blondynem, został pochowany z honorami.

W Niewodnicy mieszkałam 20 lat. Kiedy wyszłam za mąż, wyjechałam do Białegostoku i potem już z dziećmi przyjeżdżałam na ten grób. Był mi bliski. Przez te wszystkie lata pamięć o tym żołnierzu była w mojej rodzinie przechowywana, przechodziła z pokolenia na pokolenie, na moje dzieci i wnuki. Dbaliśmy o grób, chociaż nie wiedzieliśmy, kto tu został pochowany. Nie było żadnej tabliczki, może na brzozowym krzyżu i zostało wydrapane nazwisko, ale z biegiem czasu brzoza się rozpadła. Ktoś z niewodniczan postawił krzyż, ale już bez tabliczki.

Opiekowaliśmy nim starannie, inaczej przestałby istnieć. Miejsce to jest charakterystyczne. Obok parę miesięcy później pochowano dziewczynę z Niewodnicy. Zresztą jak się wchodziło na główną alejkę, to w pobliżu były małe dziecinne groby. To by się zgadzało, bo tej jesieni 1944 roku zmarło dużo dzieci.

Zawsze mnie intrygowało kto to był, skąd pochodził. Wszędzie o niego pytałam. W tych staraniach bardzo wspierała mnie pani Eugenia Wilczewska z rodziną z Niewodnicy. Po wojnie wypierano ze świadomości, że stacjonowało tu wojsko polskie. Dopiero w 1986 roku postawiono pomnik poświęcony żołnierzom 26 pułku piechoty, sformowanego w tym rejonie we wrześniu 1944 roku oraz nadano jednej z ulic imię 26 pułku piechoty. Pod pomnikiem odbywały się uroczystości, mieszkałam już wtedy w Białymstoku, nie uczestniczyłam w nich.

Należymy z mężem do Koła Przyjaciół 10 Pułku Ułanów, bo mój teść był ułanem w tym pułku, chodziłam na spotkania i też pytałam różnych ludzi, ale bez rezultatu. Pomógł przypadek, w ubiegłym roku. Byliśmy na Hubertusie w Pietkowie, koło Łap. Piękna impreza, z 60 koni, pogoda cudowna, sympatyczne towarzystwo. Podczas poczęstunku siedzimy w gronie, gdzie jest wójt. Zaczęłam opowiadać swoją historię, gdyż wszędzie mówiłam o tym swoim żołnierzyku, bo może ktoś będzie coś o nim wiedział. Znajomy z IPN doradził, że najlepiej szukać w archiwum archidiecezjalnym. Pan wójt podał nazwisko dyrektora. Ale pech, dzwoniłam przez kilka dni i nikt nie odbierał.

Udało się dopiero po dwóch tygodniach. Wybrałam się do archiwum. To były moje imieniny, 4 grudnia, starszy ksiądz zaprosił do środka, księga była już przygotowana. Opowiedziałam z czym przychodzę, że bardzo mi zależy na dowiedzeniu się czegoś o tym moim żołnierzyku, bo nie znając nazwiska, nie mogę zamówić mszy. Ksiądz zaczął przeglądać karta za kartą, jesień 1944 rok, jest: Stanisław Mingajło, zmarły 13 listopada 1944 żołnierz od strzału, lat 27, syn Jana i Anny Mingajłów, pochowany 15 listopada 1944 roku w Niewodnicy. Tak to on. Nareszcie wiem kim był. Wzruszyłam się. Powiedziałam księdzu, że to bardzo szczęśliwy dzień w moim życiu, bo po tylu latach udało mi się dotrzeć do prawdy.

Co mną kierowało? Potrzeba spełnienia obowiązku. Przekonanie, że tak trzeba, że w ten sposób może spłacam dług wdzięczności. Brat mojej mamy bardzo wykształcony, skończył dwa fakultety, miał wielką przyszłość przed sobą. Niestety wybuchła wojna, poszedł do wojska i już nie wrócił. Przepadł bez śladu. Może też gdzieś spoczywa w bezimiennym grobie, którym ktoś się opiekuje. Kuzynka również została sama, mąż poszedł walczyć i nie wrócił.

Mam jeszcze nadzieję, że odnajdzie się rodzina Stanisława Mingajło i zechce przyjechać na jego grób.

A 26 pułk piechoty, który powstał w Niewodnicy Kościelnej w kwietniu 1945 roku, poniósł bardzo ciężkie straty w bitwie pod Budziszynem. Swój szlak bojowy zakończył w rejonie Benesov, w Niemczech, wybity niemal doszczętnie przez hitlerowców.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny