Parkowanie w strefie. Namalowanie literek P jest zbyt drogie

Mogę być pierwszy, który to zrobi. Skoro przepisy wprowadzają jakiś wymóg, to powinien być on przestrzegany - mówi Jakub Bezubik, student prawa, którego spotkaliśmy gdy parkował w strefie.

W lutym zeszłego roku weszło w życie rozporządzenie ministra transportu. Wprowadza ono wymóg, że parkingi w strefie płatnej muszą być oznaczone znakami drogowymi oraz namalowanymi na miejscu postojowym literami "P". W Białymstoku są tylko znaki.

Urzędnicy twierdzą, że mieszkańcy i tak za parkowanie w strefie muszą płacić.

- O opłatach przesądza uchwała rady miasta, która powinna zawierać mapę strefy - tłumaczy Dariusz Kijowski, prezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Białymstoku.

Wspomina, że jeszcze kilka lat temu SKO przyznawało rację mieszkańcom, którzy wskazywali, że któraś z ulic nie była ujęta na takiej mapie. - Urząd jednak już to uporządkował - zapewnia Dariusz Kijowski.

Dodaje jednak, że nic nie stoi na przeszkodzie, by mieszkaniec zaskarżył to, że gmina nie dostosowała się do wymogów rozporządzenia z 2014 roku. - Musielibyśmy się nad tym pochylić. Sprawa nie jest jednoznaczna - podkreśla.

Magdalena Jurczak z magistratu mówi, że prawie wszystkie nowe miejsca parkingowe, które powstały już po lutym 2014 roku są oznaczone podwójnie. - Gdybyśmy chcieli zrobić tak również z pozostałymi, narazilibyśmy się na spore koszty. Nie ma sensu ich ponosić, skoro nie ma jakiegoś odgórnego przymusu - podkreśla.

- Urzędnicy miejscy od ponad roku pobierają niesłusznie opłaty. Naciągają nas na kasę - napisał do nas oburzony Czytelnik.

Doktor Jarosław Matwiejuk, konstytucjonalista z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku uważa, że brak oznaczeń może spowodować, że mieszkańcy nie będą chcieli płacić za parkowanie.

Ten artykuł powstał dzięki internaucie. Informacje, zdjęcia lub wideo, którymi chciałbyś się podzielić, wyślij na maila [email protected].