Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie ludzkie w niegodnych rękach

Włodzimierz Jarmolik
Henryk Babiniak-Rubinraut od lat walczył piórem ze szkodliwą działalnością znachorów, babek - zamawiaczek, wieszczących Cyganek
Henryk Babiniak-Rubinraut od lat walczył piórem ze szkodliwą działalnością znachorów, babek - zamawiaczek, wieszczących Cyganek sxc.hu
W1934 r. w tygodniku "Wiadomości Literackie" można było przeczytać reportaż warszawskiego lekarza Henryka Babiniaka-Rubinrauta pt. "Znachorzy, handlarze złudzeń". Autor od lat walczył piórem ze szkodliwą działalnością znachorów, babek - zamawiaczek, wieszczących Cyganek czy owczarzy uzdrowicieli, którzy ze wszystkich stron oblepiali Warszawę, mając wzięcie we wszystkich okolicznych miasteczkach i wioskach. Ich metody pomagania ludziom, jak i przedziwne specyfiki: zepsute mięso wieprzowe, koński nawóz, piasek czy śnieg pokropiony uryną - wywoływały przerażenie wśród lekarzy. Ci ostatni, którym przychodziło naprawiać znachorskie herezje, byli zwykle już bezradni. Czy jednak nawet te 2,5 tysiąca praktykujących w stolicy doktorów i profesorów medycyny mogło skutecznie zapobiegać szkodliwej zwykle działalności 3 tysięcy szarlatanów, często półanalfabetów, bez znajomości zasad higieny i wiedzy?

Prymitywne i oszukańcze praktyki znachorskie wszechobecne były również na Białostocczyźnie. Co jednak mieli robić chorzy i ich rodziny, kiedy w województwie białostockim, w 1939 r. na 10 tysięcy mieszkańców przypadało 13 łóżek szpitalnych. Siłą rzeczy szukali oni pomocy u niedouczonych felczerów i domorosłych uzdrowicieli, cieszących się szeptaną sławą w bliższej i dalszej okolicy.

Na złe skutki pokątnych zabiegów znachorskich, kończących się nawet śmiercią, narażone były zwłaszcza kobiety. Miało to miejsce przy dokonywaniu niedozwolonych aborcji czy nawet zwykłych porodów. Tutaj nie popisywali się nawet medycy z dyplomem czy pokątne akuszerki z wieloletnim stażem. Ich przede wszystkim spotykały za to kary sądowe.

W połowie lat 30. gwiazdą nielegalnych praktyk lekarskich był w białostockich Chanajkach niejaki Josel Zylbersztajn. Nie miał on wprawdzie żadnego wykształcenia, ale jako były sanitariusz wojskowy posiadał pewne umiejętności felczerskie. To właśnie do niego kierowali swoje kroki miejscowe opryszki z ranami nabytymi w bandyckich porachunkach albo w starciach z policją. Ponieważ miejscowe szpitale nie wchodziły w rachubę, to właśnie Zylbersztajn usuwał kule i łatał rany zadane majchrem czy szpadryną. Właściciele burdeli z ul. Marmurowej, Brukowej czy Orlańskiej posyłali do niego też swoje panienki, które zaszły w ciążę lub zaraziły się tzw. chorobą francuską, a nie chciały być pacjentkami szpitaliku przy ul. św. Rocha, przeznaczonego właśnie dla upadłych kobiet. Pomoc pseudolekarza z ul. Pieszej nie zawsze była skuteczna. Prostytutki w swojej rozpaczy szukały później wyjścia w samobójstwie.

Szczególnie wiele tragedii kobiecych miało miejsce na prowincji. Tam przypadki usuwania ciąży były wręcz nagminne. W 1934 r. prasa rozpisywała się o sprawie lekarki Racheli Chassi, która spowodowała śmierć Fejgi Sitarskiej z Janowa. Sitarska zdecydowała się na usunięcie ciąży, ponieważ jak twierdziła, nie miała możliwości utrzymania i wychowania kolejnego dziecka. Chassi wykonała zabieg za 80 zł. Nastąpiło zakażenie krwi. Kobieta w stanie krytycznym trafiła do szpitala w Białymstoku, gdzie zmarła. Sąd skazał lekarkę na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Przez trzy lata nie mogła też wykonywać swego zawodu.

Zakażenie krwi było najczęstszą przyczyną zgonu kobiet, które decydowały się na usunięcie płodu. Tego nielegalnego zabiegu dokonywały przede wszystkim wiejskie baby, akuszerki. Czyniły to w brudnych izbach, przy użyciu prymitywnych narzędzi i środków - zaostrzonych patyków, zardzewiałych irygatorów, gorczycy, a nawet prochu strzelniczego. Kiedy ich pacjentka umierała, trafiały do więzienia. Na 6 miesięcy, jak to było w przypadku Aleksandry Drożdżowej spod Goniądza, albo na 2 lata, przysądzone Esterze Lewinowej, akuszerce z Suwałk. A zdarzały się i takie historie, jak ta z 1935 r. w osadzie Szyszki. Miejscowy uzdrowiciel, Bazyli Kudrejko, przyznający sobie nawet tytuł felczera, wezwany do chorej kobiety, po krótkim badaniu, poinformował jej rodzinę, że biedaczka zmarła. Jakież było zdziwienie, kiedy w trzy dni później, w czasie pogrzebu, gdy zamknięto już trumnę, rzekoma umarlaczka wybudziła się z głębokiej śpiączki i zaczęła jęczeć.
============40 Krótko - Winieta mała(48316828)============
Ciemna strona miasta
============04 Autor felieton apla(48316850)============
Włodzimierz Jarmolik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny