Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Snajper celował w okna fabryki. Omal nie doszło do tragedii

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Butelka po socjalnym winie z fabryki Beckera. Etykieta i dziś robi wrażenie.
Butelka po socjalnym winie z fabryki Beckera. Etykieta i dziś robi wrażenie. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Nieznany snajper celował w okna fabryki. 17 szyb było roztrzaskanych. Omal nie doszło do tragedii, gdy jedna z kul gwizdnęła koło uszu robotnicy. Wśród załogi zapanował strach. Nikt nie chciał pracować przy oknach.

Po dawnej świetności białostockiego włókiennictwa pozostały wspomnienia. Trudno bowiem za kontynuację tej wspaniałej historii uznać ciągnący się proces sądowy byłych właścicieli Fast, a ostatnio sprzedaż pięknego budynku dawnego zarządu fabryki Eugeniusza Beckera przy Świętojańskiej 15. Przed 1915 r. była to jedyna fabryka w Białymstoku, która jako pierwsza w 1895 r. przekształcona została w spółkę akcyjną. Jej właścicielami, oprócz Beckera, byli August Moes i Karol Geyer.

Po zakończeniu I wojny światowej pluszówka nie odgrywała już wiodącej roli. Jednak nadal, choćby ze względu na śródmiejskie położenie i efektowną architekturę budynków, zwracała uwagę. Nic więc dziwnego, że gdy we wrześniu 1924 r. z gospodarczą wizytą zjechał do Białegostoku minister przemysłu i handlu Józef Kiedroń, to fabrykę Beckera wybrano jako miejsce, które minister miał odwiedzić. Oprócz niej Kiedroń miał też zwiedzać fabrykę dykty Hasbacha w Dojlidach i fabrykę koców Tryllinga w Wasilkowie. Ministra podejmowano z pełną kurtuazją, był uznanym działaczem politycznym i gospodarczym, ale też szwagrem premiera Grabskiego. Z należną rewerencją powitano go na dworcu, później było spotkanie w pałacu Branickich u wojewody i konferencja prasowa. Kiedroń wyraził na niej zadowolenie, że właśnie do Białegostoku jako wojewoda został skierowany w lipcu 1924 r. Marian Rembowski. Poprzednio był wojewodą łódzkim, tak więc sprawy przemysłu włókienniczego były mu doskonale znane. W trakcie spotkania z dziennikarzami minister stwierdził, że "dobrze jest, że województwo posiada tej miary wojewodę. Da to możność zwalczania wszelkich przesileń, jakie są obecnie i mogą spotkać województwo. Znam bowiem p. Rembowskiego jako dzielnego organizatora".

Wizytując fabryki minister, który przyjechał do Białegostoku z małżonką Zofią, siostrą Grabskiego, został podjęty śniadaniem w pałacyku Hasbachów. Następnie udano się do Beckera na Świętojańską. "Tutaj również p. Minister i jego małżonka żywo interesowali się sposobem produkcji, oprowadzani przez p. Wieczorka. Pani ministrowa nie oparła się pokusie i nabyła materiał na suknię". Potem była wizyta w Wasilkowie, zwiedzanie szkoły rzemieślniczo-przemysłowej na Antoniuku, elektrowni i na koniec, już wieczorem odbył się raut w Ritzu. Następnego dnia Kiedroniowie wyjechali do Białowieży "celem zwiedzenia tej prastarej puszczy polskiej".

Wróćmy do Beckera. To, co musiało zrobić na ministrze wrażenie, a zostało przedstawione przez Wieczorka, to rozmaite przedsięwzięcia niezwiązane bezpośrednio z produkcją, a inicjowane przez zarząd fabryki. Były to lata poprzedzające wybuch kryzysu gospodarczego, wobec czego właścicieli stać było na hojne gesty. Fabryka z racji tego, że jej założyciel był ewangelikiem angażowała się w wiele akcji charytatywnych prowadzonych przez Ewangelicki Komitet Zapomogowy dla Biednych.

W grudniu 1924 r. w jednym z gmachów zakładu od strony ul. Mickiewicza urządzono "wielką zabawę z niespodziankami". Cel był oczywiście dobroczynny. Wieczór wypełniły najpierw występy artystyczne. Odegrano jednoaktówkę, wystawiono tzw. żywe obrazy oraz kabaret z "humorystyczną produkcją sceniczną". Ale i tak wszyscy czekali na tańce i "bufet dobrze zaopatrzony".

Innym beckerowskim "socjalem" było wino, którym z okazji świąt obdarowywano pracowników. Wino jak wino. O jego bukiecie nie zachowały się wspomnienia, ale etykieta była pierwszorzędna.

Ważną osobą w tej opowieści był Roman Wieczorek, który oprowadzał Kiedronia po fabryce. Pochodził on z zasłużonej dla białostockiego przemysłu rodziny. Do zarządu u Beckera został wybrany w listopadzie 1924 r. , po śmierci wieloletniego dyrektora fabryki Huberta Wille. To jego dom zachował się przy ul. Parkowej, mieści się tu klinika położnicza.

Razem z Wieczorkiem do zarządu wszedł też inżynier Marian Łukasiewicz. Mieszkał on po sąsiedzku, w drewnianej malowniczej willi, w której obecnie jest Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego. Łukasiewicz był jednym z inicjatorów powstania w Białymstoku pierwszej organizacji zrzeszającej miejscowych inżynierów. Wieczorek objął stanowisko dyrektora, a jego zastępcą został właśnie Łukasiewicz. Ich dramatycznym doświadczeniem był wielki pożar, który wybuchł w fabryce w piątkowy wieczór 2 października 1925 r. Ogień pojawił się na piętrze budynku wykończalni. Płomienie szybko pojawiły się już na powierzchni dachu. Żywioł był tak gwałtowny, że o ratowaniu znajdujących się w pomieszczeniach tkanin nie było nawet co marzyć. Przybyłe na miejsce straże pożarne, miejska i ochotnicza skoncentrowały się więc na zabezpieczeniu sąsiednich budynków. "Uruchomiły węże na 8 wylotów". Połowę z nich zasilała fabryczna pompa.

Dramatyczny moment nastąpił, gdy płomienie dotarły do "balonu ze zgęszczonym powietrzem" wykorzystywanym do sprężarek. Wybuch był potężny, jednak szczęśliwie nie spowodował groźnych konsekwencji. Mimo to dwóch strażaków ucierpiało w trakcie akcji i z oparzeniami przewieziono ich do szpitala miejskiego. Całą akcję obserwowały tłumy białostoczan, a porządku pilnowała policja. Szacunkowe straty określone przez dyrekcję osiągnęły pół miliona zł. Jesień i zima 1925/26 ciężko doświadczyły dyrektora Wieczorka. 10 stycznia 1926 r. przedwcześnie, jak powszechnie uważano, zmarła jego żona Helena. Cały Białystok spieszył z kondolencjami.

Innym wydarzeniem, prawie jak z dzikiego zachodu, było to, co działo się jesienią 1932 r. Dyrekcja fabryki powiadomiła policję, że od pewnego czasu ktoś systematycznie ostrzeliwuje budynek z charakterystyczną figurą Merkurego na szczycie elewacji. Pisano, że "kule gwiżdżą koło uszu robotników". Nieznany snajper celował w okna. Policzono, że aż 17 szyb zostało roztrzaskanych. W październiku omal nie doszło do tragedii, gdy "jedna z kul gwizdnęła koło uszu robotnicy pracującej na drugim piętrze".

Wśród załogi zapanował strach. Nikt nie chciał pracować przy oknach, co paraliżowało normalną pracę. Policja bezskutecznie poszukiwała snajpera, sądząc, że ktoś "ćwiczy się w strzelaniu z floweru".

Dziś przeciętny białostoczanin budynki po dawnej fabryce Beckera odwiedza robiąc w nich weekendowe galeryjne zakupy. I tyle pozostało z tej historii.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny