Dlaczego ludzie zaczynają śpiewać?
Śpiewam, odkąd byłam małą dziewczynką. Tata gra na wielu instrumentach, mama do dzisiaj śpiewa, wychowywałam się pośród muzyki. Wydobywanie z siebie dźwięku było dla mnie czymś naturalnym. Dojrzały człowiek wychodząc na scenę, chce podzielić się swoimi emocjami ze słuchaczami albo coś z siebie zrzucić. W moim przypadku to czyste hobby
Koleżanki z fejsbuka piszą, że Martyna śpiewała już w podstawówce.
Oj, tak. Podczas szkolnych dyskotek śpiewałam piosenki Mariah Carey w "Mini playback show", poza tym na apelach i innych uroczystościach.
A lekcje wychowania muzycznego?
Był taki przedmiot. Jeden z nauczycieli - Zdzisław Szoka - uwielbiał grać bluesa. Nie było nacisku na naukę nut i solfeż, ale dużo grania i słuchania.
Czy szkoła może teraz czegoś nauczyć, pomóc bardzo młodym ludziom w odnalezieniu siebie w muzyce?
Myślę, że tak. Muzyka, plastyka są bardzo potrzebne, żeby młodzi ludzie poczuli jakiś impuls, złapali bakcyla nowych zainteresowań. Muzyka może być pasją, dodatkiem do codziennej pracy, czymś co daje odrobinę radości w życiu.
A jakieś kursy wokalne?
W podstawówce zaczęłam chodzić do szkoły estradowej im. Anny German. Pod okiem Heleny Mieszkuniec i Romualda Mieszkuńca uczyłam się emisji głosu. To były pierwsze występy, wyjazdy na festiwale i konkursy. Na warsztatach jazzowych w Puławach chyba nauczyłam się najwięcej. Na wieczornych jam sessions śpiewali Lora Szafran czy Marek Bałata. Razem ze mną uczyły się siostry Przybysz, koledzy z Afromental czy Natalia Lubrano.
Niewiele osób pamięta, że 12 lat temu ukazała się płyta "Where Will You Go" nagrana przez białostockiego harmonijkarza - Tomka Kamińskiego wspólnie z rezydującym wówczas w Białymstoku chicagowskim naturszczykiem Seanem McMahonem ?
Miałam wtedy 19 lat. Pierwszy utwór nagrałam w klasie maturalnej, kiedy poznałam Seana, który pomagał mi przygotować się do matury z angielskiego.
Ta płyta była chyba wielkim sukcesem wydawnictwa założonego przez przyszłego męża - już wtedy byliście razem?
Poznaliśmy się dzięki tej płycie, Konrad usłyszał mnie podczas występów z Tomkiem Kamińskim i Seanem i tak zaczęła się nasza znajomość.
Czy warto brać udział w programach w rodzaju "Co jest grane" (Polsat) i "Droga do gwiazd" (TVN). Co to dało?
Bardzo miło wspominam te przygody. "Droga do gwiazd" uświadomiła mi , że nie do końca chciałabym się zawodowo zajmować śpiewaniem. Trzeba mieć dużo determinacji, woli do walki, żeby gdzieś zaistnieć. Poznałam od kuchni profesjonalną produkcję telewizyjną.
Białostocki zespół złożony z dzieciaków był w 2011 roku w finale programu Polsatu "Must be The Music. Tylko Muzyka". Była zazdrość?
Absolutnie nie. Kibicuję wszystkim białostoczanom, Podlasianom, którzy biorą udział w takich programach telewizyjnych. Ewa Szlachcic też doszła bardzo daleko w programie "The Voice of Poland".
Czy wydanie płyty Little Breaver miało w ogóle sens?
Zależy jak same dzieci do tego podchodzą i ich rodzice. To przygoda, ale pojawia się pytanie, czy nie zabiera się im dzieciństwa.
Czy nie obiecuje się jednak czegoś, co nie może się spełnić?
Wydawanie płyty dzieciom, ich uczestnictwo w talent show jest sprawą bardzo delikatną. Przecież maja różną psychikę i coś im obiecując można je bardzo skrzywdzić. Miejmy nadzieje, że w ich przypadku to będzie z korzyścią i będą się rozwijać muzycznie.
Debiutancki solowy album "Sen" to zdecydowane odejście od bluesa i gospel w kierunku czarno zabarwionej muzyki pop - skąd ta zmiana?
Z twórczości bluesowej i okołobluesowej już mnie wszyscy znają. Chciałam nagrać coś, co byłoby wypadkowa wszystkich moich muzycznych fascynacji. To płyta popowa, ale pojawiają się na niej moje ulubione instrumenty - flet, saksofon, trąbka. W jednej piosence właśnie na trąbce świetnie zagrał Łukasz Golec.
Czy festiwal "Pozytywne Wibracje" nie miał przypadkiem wpływu na utwierdzenie się w przekonaniu, że śpiewanie w Polsce soulu nie jest jednak zadaniem dla Syzyfa?
Nie. To była raczej okazja do wysłuchania wielu wspaniałych muzyków, którzy w innych warunkach nigdy by w Białymstoku nie zagościli. Może soul to nie jest muzyka, którą można stale usłyszeć w radiu, ale w talent show jest często obecna. Nie da się słuchaczy oszukać, nagrać płyty z muzyką, której się nie czuje. Przygotowując swoją płytę "Sen" zależało mi na współpracy z kompozytorem Kamilem Barańskim, z którym poznaliśmy się na warsztatach jazzowych jeszcze w Puławach.
Album zaczyna się ciekawą kompozycją "Do gwiazd". Śpiewasz "nie czekajmy dłużej na lepszy czas" - "gdy pasja napędza krew", czyli sen może się spełnić?
Nigdy nie marzyłam o nagraniu płyty. To był chwilowy impuls, który popchnął mnie do złożenia wniosku stypendialnego. Taka próba samej siebie - czy wystarczy mi determinacji, żeby stworzyć i nagrać własną płytę. Przy okazji podszkoliłam warsztat i poznałam wielu wartościowych artystów.
Czy szukając repertuaru na płytę wiadomo było, kto napisze teksty?
Najpierw pracowaliśmy nad muzyką, kiedy usłyszałam melodie Kamila Barańskiego, poczułam, że grają mi w duszy. To on zaproponował Mateusza Krautwursta jako tekściarza. Myślałam, że to żart. Uważam go za jednego z najlepszych wokalistów w Polsce i byłam bardzo zaskoczona, że był zainteresowany współpracą ze mną. Okazało się, że mamy identyczne muzyczne zainteresowania i podobnie czujemy muzykę.
Mężczyźni potrafią zrozumieć duszę kobiet?
Okazuje się, że są tacy mężczyźni którzy potrafią (śmiech). A może po prostu są takie emocje, które towarzyszą nam niezależnie od płci i myślę, że część tekstów Mateusza mógłby zaśpiewać mężczyzna i nic by się nie stało.
Lwia część płyty powstała w warszawskich studiach - dlaczego?
Dzięki współpracy z Kamilem udało nam się zaangażować do nagrań świetnych instrumentalistów. W Warszawie można było ograniczyć koszty zapraszania muzyków do nagrywania w Białymstoku.
Jak udało się przekonać komisję prezydencką, żeby wsparła stypendium nagranie tej płyty?
Trzeba byłoby zapytać członków komisji. Obrady są tajne, a brali w nich udział tacy ludzie jak Marcin Kozłowski - szef muzyczny Radia Białystok czy szefowa galerii Sleńdzińskich Jolanta Szczygieł-Rogowska.
Nie ma tu nic o Białymstoku, nawet nagrania powstawały z dala od brzegów rzeki Białej.
Ale płyta została zaśpiewana przez rodowitą białostoczankę, osobę która wiąże z tym miastem swoją przyszłość. Tu były wykonane stylizacje i sesja zdjęciowa do płyty.
"Sen" to spełnienie marzeń i pamiątka dla córek?
Z dedykacją dla córek, a pamiątka - dla przyjaciół i wszystkich osób, które od dawna pytały mnie, kiedy nagram coś swojego i czekały wiele lat, by usłyszeć mnie w specjalnie dla mnie napisanym repertuarze.
Właściwie Martyna Zaniewska powinna stać się ikoną białostockich kobiet przedsiębiorczych - spełnia sny z dwójką dzieci?
Zgadza się. Płyta była nagrywana wspólnie z moją córką, którą nosiłam pod serduszkiem. Myślę, że przy wsparciu rodziny, najbliższych, da się wszystko połączyć i realizować swoje plany i marzenia. Podobnie jak spektakl "Migdały i rodzynki" w którym śpiewam na deskach Teatru Dramatycznego, a jego premiera odbyła się w czasie, kiedy byłam przy nadziei. Mam nadzieję, że jeszcze wiosną zaproszę wszystkich na koncert promujący płytę "Sen", na razie jestem przede wszystkim mamą.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?