Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostoccy kulturożercy to admiratorzy wina i wernisaży

Anna Kopeć [email protected]
Spacer po utartych ścieżkach. O spotkaniach białostoczan z kulturą To publikacja wyników badań  o miejskiej kulturze, którą przygotowała Fundacja Laboratorium Badań i Działań Społecznych "SocLab". Analiza została wykonana na zlecenie i z budżetu magistratu. Obszerny raport dostępny jest na stronie www.soclab.org.pl.
Spacer po utartych ścieżkach. O spotkaniach białostoczan z kulturą To publikacja wyników badań o miejskiej kulturze, którą przygotowała Fundacja Laboratorium Badań i Działań Społecznych "SocLab". Analiza została wykonana na zlecenie i z budżetu magistratu. Obszerny raport dostępny jest na stronie www.soclab.org.pl. Archiwum
Tak artyści i animatorzy nazywają bywalców miejskich wydarzeń - mówi Małgorzata Skowrońska, współautorka raportu o stanie białostockiej kultury.

Kurier Poranny: W jakim celu robione były te badania?

Małgorzata Skowrońska: Głównie po to, by urzędnicy odpowiedzialni za kulturę w naszym mieście mogli wreszcie opierać się na realnej wiedzy, a nie na przypuszczeniach czy - nawet trafnych - obserwacjach. Potrzebne były dane zebrane i opracowane w sposób profesjonalny. Ten raport dostarcza wiedzy na temat oferty kulturalnej, stylów uczestnictwa w kulturze, oczekiwań. Chcieliśmy wychwycić sploty między tym, co oferują twórcy kultury, a czego chcą, potrzebują odbiorcy. Nie chodzi o to, by zapytać mieszkańców czego chcecie, ale po to by podnosić edukację kulturalną, pracować ze społecznościami, ewaluować potrzeby i rozmawiać. By w oparciu o potrzeby społeczności wyznaczać kierunki działań i konstruowania oferty kulturalnej.

Raport stworzono tylko dla urzędników?

Oczywiście, że nie. Inaczej nie zawierałby 152 stron. Chcieliśmy zrobić takie zdjęcie kultury na dziś. Używając najlepszego sprzętu i sprawnego oka. Staraliśmy się dobrać taką metodologię, która obejmie możliwie najszerszy obszar. Dlatego włączyliśmy też sport i rozrywkę, co się dobrze łączy z kulturą i promocją.

Jaki, najbardziej ogólny, wniosek płynie z tych badań?

To, że białostoczanie często podążają utartymi ścieżkami. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo to część szerszego zjawiska eventyzacji, festiwalizacji kultury. Ludzie mają skłonności do dużych, wielozmysłowych wydarzeń, które nie są powiązane z wysiłkiem intelektualnym, z refleksją, a raczej są nastawione na rozrywkę. Co ważne białostoczanie bardzo silnie zaznaczają granice kultury. Określają teren, w którym spodziewają się kultury. Chcieliby ją spotkać w centrum, najlepiej na terenie instytucji. Kiedy pytaliśmy o to, czy znają ulicznych grajków od razu pojawiały się pomysły, że ten człowiek powinien zawsze stać w tym samym miejscu. A performance czy teatr uliczny powinien odbywać się przy rzeźbie Maski na ul. Suraskiej. To nam przywodzi na myśl pewien rodzaj niepewności, lęku, który wiąże się ze spotkaniem kultury nie w porę, kiedy się jej nie spodziewamy. Wtedy nie wiemy, jak wobec niej się zachować. Takie zjawisko widoczne jest przy Bojarskiej Łące. Gdy nie ma utartego wzoru, gdzie tworzy się przestrzenie hybrydalne, które proponują działania niestandardowe, to pojawia się pytanie, co tam robić, jak się ubrać do takiego miejsca, jak się zachować. Niektórzy przełamują ten lek, inni po prostu tam nie idą.

Ciekawie prezentują się także relacje między twórcami i odbiorcami kultury. Ci pierwsi nazywają tych drugich "bywalcami", "wszystkożercami" czy "admiratorami wina i wernisaży".

To typologia, którą stworzyliśmy badając materiał dotyczący uczestników, czyli analizując wywiady z twórcami oferty kulturalnej. To są określenia, które padły podczas rozmów. Potraktowaliśmy je enumeratywnie, wymieniliśmy, nie wgłębiając siew ich opis czy charakteryzację.

A jak mieszkańcy odbierają ofertę kultury? Jest wystarczająca, może czegoś im brakuje?

Zasadniczo białostoczanie z tej oferty są zadowoleni. Lubią to, co jest w centrum, to co jest cykliczne. Wszystko wynika z tego że coś znają i czują się w tym bezpiecznie. "Bywalcy" chętnie się angażują, są też krytyczni, często komentują. Odbiorcy eventowi przystają na to co jest, idą utartą ścieżką.

A może pojawiły się głosy, by z jakiegoś wydarzenia zrezygnować, bo np. jest mało wartościowe?

Nie. Takich propozycji nie było.

Czy ten raport może zrewolucjonizować myślenie o kulturze w Białymstoku?

Na pewno nie. Nie było naszym celem wywołanie jakieś rewolucji. Mamy skromne badawcze aspiracje, chcieliśmy zrobić porządną analizę. Pewną zmianę mogą wywołać rekomendacje. Sformułowaliśmy konkretne postulaty dla urzędników i dla instytucji. Naszą motywacją, także jako uczestników kultury, było jak najobszerniejsze opisanie tego obszaru.

Między nami kulturalnie jest - komentarz

Lubimy, to co znamy, a naszym salonem koncertowym nie są ani opera, ani nowy stadion tylko Rynek Kościuszki. Taki wniosek wynika po lekturze 150 stron socjologicznego raportu o białostockiej kulturze. Autorzy wykonali zlecenie i - czego można było się spodziewać - nie odkryli niczego nowego.
Białostoczanie są ze swej natury konserwatywni,choć nie stronią ani od Kina Konesera, ani od oryginalnych spektakli czy wernisaży. Wiadomo - świadomych odbiorców jest garstka, ale czyż kultura nie powinna mieć w sobie odrobiny elitarności?. Szefowa galerii im. Sleńdzińskich namawia do edukacji, ale warto pamiętać, że z przymuszaniem do kultury może być podobnie jak z kolektywizacją rolnictwa.

Według respondentów- kultura masowa ma się w mieście całkiem dobrze, a wielkie i darmowe imprezy na Rynku Kościuszki gromadzą tłumy. Wystarczy wspomnieć świetny koncert Sylwii Grzeszczak czy barwną Oktawę Kultur, ale także niezwykłe widowisko muzyczno-taneczno-teatralne "The Fairy Queen". Trudno zrozumieć, dlaczego badacze uznali, iż białostoczanie lękali się odwiedzać Bojarską Łąkę, a nie zauważyli że tłumnie wypełniali operę. Ta z kolei, co już nie dziwi, najbardziej przeraża innych profesjonalistów. Z raportu jasno wynika, że sami twórcy nie wierzą ani w wielokulturowość miasta, ani w kulturotwórczą obecność studentów. I to oni zastanawiają się "Czy promocja przez kulturę jest w ogóle miastu potrzebna?".

Tworzenie na siłę wydarzeń może skończyć się jak z festiwalem Pozytywne Wibracje, czy festiwalem zawodów filmowych. W raporcie w ogóle zaś nie pojawia się Jesień z Bluesem, choć to najstarszy festiwal w kraju. Ale - jest kulturalnie.

Jerzy Doroszkiewicz

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny