Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fajerwerki międzykulturowe. Białystok - miasto z dwoma sylwestrami

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Noworoczna iluminacja ratusza z 1930 roku
Noworoczna iluminacja ratusza z 1930 roku Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Pierwszy opis pokazu fajerwerków w Rzeczypospolitej zamieścił Łukasz Górnicki, bibliotekarz królewski i starosta tykociński. Branicki zatrudniał na dworze specjalnego oficera fajerwerka.

Handlowcy zajmujący się fajerwerkami mają w Białymstoku bonus. Sztuczne ognie idą jak woda, korzystając z juliańskiego i gregoriańskiego kalendarza. Z nastaniem północy 1 stycznia i dwa tygodnie później niebo nad miastem rozbłyska, udowadniając fenomen wielokulturowości. Prawdę powiedziawszy "oprawa artystyczna" Bożego Narodzenia i Nowego Roku winna być chroniona białostockim patentem i prawem autorskim. Bo przecież kolęda "Bóg się rodzi", wykonana po raz pierwszy w Polsce, w białostockim kościele parafialnym w 1792 roku jako "Pieśń o narodzeniu Pańskim" jest nasza. Z kolei pierwszy opis fajerwerków użytych w Rzeczypospolitej zamieścił Łukasz Górnicki, bibliotekarz królewski i starosta tykociński. On to w "Dziejach w Koronie Polskiej za Zygmunta I i Zygmunta Augusta aż do śmierci jego" pisał, jak to w 1566 roku "po górach nad Wilnem strzelby rozmaite, rac puszczanie, insze puszkarskich przypraw ognie były zapalane". Wszystko to odbyło się za sprawą narodzin przyszłego króla Zygmunta III Wazy.

Fajerwerki nie obce też były Janowi Klemensowi Branickiemu. Ba, zatrudniał hetman na swym dworze niejakiego Gurzyńskiego, powierzając mu odpowiedzialną funkcję "oficera fajerwerka". Gdy planowane były większe iluminacje połączone z odpalaniem sztucznych ogni, to sprowadzał Branicki z warszawskiego pułku artylerii konnej "sposobnych do fajerwerku" oficerów i puszkarzy. Artylerzyści bowiem byli jedynymi fachowcami od fajerwerków. Ich wytwarzania, a następnie budowania specjalnych, niejednokrotnie bardzo misternych i skomplikowanych stelaży, z których wystrzeliwano kolorowe ognie, uczono właśnie w szkołach artylerii. Gdy na innych magnackich dworach strzelano z fajerwerków, to hetman swoim wysłannikom kazał rysować "co się reprezentowało" tak, aby do Białegostoku natychmiast sprowadzać wszelkie nowości. O tym popularnym już w XVIII wieku zwyczaju puszczaniu sztucznych ogni pisała profesor Elżbieta Kowecka, że "zamiłowanie do fajerwerków było wówczas powszechne. Wielcy panowie urządzali pokazy sztucznych ogni nie tylko w swych rezydencjach wiejskich, ale i w miastach, gdzie oglądały je wielkie tłumy mieszkańców". Te miejskie pokazy w Białymstoku mogli obserwować z dalszej perspektywy i goście pałacowi. W 1750 roku Branicki zauważył, że odpalane w mieście fajerwerki stwarzają zagrożenie pożarowe. Polecił zatem, aby na dachach budynków czuwali wyznaczeni ludzie wyposażeni w "mokre płachty".

Jak zapisali pamiętnikarze jeden z najwspanialszych pokazów sztucznych ogni odbył się w Białymstoku w 1766 roku, gdy Jan Klemens Branicki otrzymał od króla hiszpańskiego order Złotego Runa. Pokaz ten można nazwać orderowym, bo kompozycje układały się na kształt różnych odznaczeń. Dekoracji Branickiego orderem w imieniu króla Hiszpanii dokonywał książę Józef Aleksander Jabłonowski. Tak więc to on stał się bohaterem fajerwerku. Dlatego też najpierw ukazała się ognista tarcza herbowa Jabłonowskich. A nie było to proste zadanie, bo herb księcia - Prus III - miał rozbudowane przedstawienie heraldyczne. Następnie pod tarczą pojawiły się imiona i nazwisko honorowego gościa z wyliczeniem wszystkich jego licznych tytułów. Na koniec, nad tą kompozycją rozbłysła wielka korona książęca.

Ale to był dopiero początek. Kolejne zapalane sztuczne ognie układały się na kształt krzyża św. Huberta, gwiazdy św. Ducha i gwiazdy św. Michała, a zwieńczeniem był order Złotego Runa. Rzecz oczywista, że wszystkie te odznaczenia zdobiły pierś Jabłonowskiego ubranego na tę okoliczność w strój hiszpańskiego granda. Fajerwerki na licznie zgromadzonych gościach zrobiły piorunujące wrażenie, ale Jabłonowskiemu co innego przysłoniło ich blask. Henryk Mościcki opisując to wydarzenie stwierdzał, że "w czasie tej galówki miał miejsce głośny skandalik.

"Wojewoda Jabłonowski zauważył w gronie pań otaczających hetmanową, młodą i niezwykle urodziwą księżniczkę Woroniecką. Od pierwszego wejrzenia zapałał do niej gorącym afektem i nie bacząc na powagę swego urzędu, zaniechawszy stosownych deklaracji porwał ją i uwiózł potajemnie. Państwo Jabłonowscy opuścili potem Polskę i osiedlili się w Lipsku".

Fajerwerki tradycyjnie też towarzyszyły imieninom Branickiego. Jak pisał w swych pamiętnikach Marcin Matuszewicz w Choroszczy "po obiedzie chodzą państwo po ogrodzie, inni batami się wożą, gdyż tam na ten dzień przez różne kaskady woda z rzeki portowej Narwi wpuszczana bywa. Potem skoro zmierzchać zacznie iluminacja nad kanałami i w dalszej perspektywie będącej sali zapalaną bywa, a potem kosztowny fajerwerk, co wszystko po wieczerzy bywa, a po fajerwerku następują tańce i aż do dnia trwają".

Gdy obchodzono imieniny Izabeli Branickiej, to też pomimo chłodnej listopadowej pory bez fajerwerków obyć się nie mogło. Obyczaj ten tak przypadł wszystkim do gustu, że gdy w 1778 roku Branicka imieniny swe urządzała w warszawskim pałacu, to w Białymstoku i tak pod jej nieobecność świętowano. Była kolacja z tańcami i oczywiście fajerwerki.

Wraz z końcem tamtej epoki nastąpił też kres białostockiego "fajerwerku". Przynajmniej kroniki o tym milczą. Ale nie znaczy, że białostoczanom minęła fantazja i tęsknota za wyrażaniem za pomocą wystrzałów marzeń o pomyślności i dobrobycie. Uczucia te towarzyszyły bez wątpienia niejakiemu Michałowi Dybnickiemu, który 13 stycznia 1936 roku, być może przygotowywał się duchowo do juliańskiego sylwestra. Zapadał już wieczór, gdy pan Michał zamówił dorożkę i kazał się wieźć przez miasto. Gdy był na Lipowej przy kościele Św. Rocha, to wiedziony rozpierającym go entuzjazmem wyjął zza poły płaszcza rewolwer i na wiwat zaczął strzelać w powietrze. Wywołał tym niespodziewanym wiwatem "silne zaniepokojenie" wśród tłumnie sunących chodnikami obywateli, no i oczywiście interwencję policjanta. Doprowadzony na pobliski komisariat przy Lipowej tłumaczył się, że strzelał dla zabawy i ogólnie z radości. I trzeba było to zrozumieć, bo jakże się tu nie radować w mieście, w którym sylwestra obchodzi się dwa razy!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny