Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zanim prezydent złoży ślubowanie

Tomasz Maleta [email protected]
5 grudnia 2010 roku. Tadeusz Truskolaski ponownie składa prezydenckie ślubowanie. Dziś uczyni to po raz trzeci
5 grudnia 2010 roku. Tadeusz Truskolaski ponownie składa prezydenckie ślubowanie. Dziś uczyni to po raz trzeci Archiwum/Wojciech Oksztol
Uczyni to dziś o godz. 18 podczas uroczystej sesji rady miasta w Pałacu Branickich. Jaka będzie trzecia kadencja Tadeusza Truskolaskiego?

Komitet prezydencki W wyborach do rady miasta. uzyskał prawie 18 proc. (6 mandatów). Nie stał się zatem beneficjentem poparcia swojego lidera w pierwszej turze. Teoretycznie pomysł był dobry, ale wykonanie nie najlepsze. I nawet nie chodzi o to, że komitet był głównie emanacją nadziei magistrackiego otoczenia prezydenta na dalsze trwanie. Co prawda próbowano mu później na listach wyborczych nadać bardziej obywatelską twarz, ale nie do końca się to udało. Nie brakowało też błędów podczas kampanii (promowanie się na osiedlowym bazarku, ale w nie swoim okręgu). Kuriozalne było też umiejscowienie sztabu wyborczego na szóstym piętrze błękitnego wieżowca przy Legionowej, do którego było się dostać znacznie trudniej niż do gabinetu prezydenta przy Słonimskiej. A przecież w kampanii wyborczej powinno być zupełnie inaczej: do sztabu wchodzić się powinno prosto z ulicy.

Sam prezydent nazajutrz po drugiej turze powiedział, że w porównaniu z latami 2010-2014 zapowiada się raczej spokojnie. Nie zanosi się bowiem na konflikty budzące taki rezonans społeczny jak przy budowie spalarni, opłatach za odpady czy zbyciu przez gminę udziałów w Miejskim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej. Warto jednak przypomnieć, że gdy 5 grudnia 2010 roku Tadeusz Truskolaski składał ślubowanie po raz drugi (po wygraniu wyborów w pierwszej turze z 68 proc. poparciem) niewiele wskazywało, że czekają białostoczan aż tak burzliwe cztery lata. W końcu budząca wiele emocji przebudowa Rynku Kościuszki została zakończona, na nic zdały się też protesty lokatorów mieszkań komunalnych przeciwko podwyżkom czynszów, odstąpiono od pomysłu budowy socjalnego osiedla kontenerowego.

Na pewno trzecia kadencja już na wstępie obarczona jest balastem drugiej tury. Po pierwsze: tym, że w ogóle do niej doszło. Mimo wzrostu poparcia 30 listopada (choć przy mniejszej frekwencji niż dwa tygodnie wcześniej) prezydent powinien pokusić się o refleksję trochę głębszą niż stwierdzenie, że w pierwszej turze musiał walczyć sam przeciwko sześciu. Tak już jest w polityce, podobnie jak w sporcie, że pretendenci chcą zdetronizować aktualnego mistrza. Czasami nie przebierając w środkach. Nie oznacza to jednak, że lider na zasadzie retorsji ucieka się do podobnych działań. W końcu mają zanim świadczyć dotychczasowe osiągnięcia. I to one powinny dać już w pierwszej turze przepustkę do dalszego rządzenia. Skoro jej nie było, to być może białostoczanie chcieli zasygnalizować coś więcej .

Zresztą podobnie było w Suwałkach. Czesław Renkiewicz, wydawałoby się 100 proc. pewniak do reelekcji w pierwszej turze, musiał 30 listopada ponownie stanąć do wyborczej walki. Ale nazajutrz po wygranym pojedynku przyznał, że ta druga tura była dla niego lekcją pokory, z której wyciągnie wnioski. Tą samą ścieżką powinien podążyć Tadeusz Truskolaski. Tym bardziej, że bez tej krytycznej refleksji nie da się też wyjaśnić dysproporcji między wynikiem prezydenckim w pierwszej turze a poparciem, które w skali miasta osiągnął jego komitet (podobnie jak PiS musi wyjaśnić rozdźwięk między wynikiem, który w wyborach prezydenckich osiągnął w pierwszej turze Jan Dobrzyński a znacznie słabszym poparciem, które uzyskał do sejmiku).

Po drugie: trzecia kadencja obarczona została pokłosiem tego, co wydarzyło się między turami. Nie tyle przez ostrą kampanię z sądowym finałem. Być może - parafrazując anegdotę o Kancie powstałą po tym, gdy studenci zabrali filozofa do szczególnego rodzaju przybytku w Królewcu - było to godne rasowego polskiego polityka, ale na pewno nie naukowca akademickiego. Zresztą sygnał o tym,że krytycyzm - tak bardzo kardynalny dla każdego badacza - został osłabiony, mieliśmy już na finiszu pierwszej tury. O wiele jednak ważniejsze są obietnice, które w ciągu tych dwunastu dni przed drugą ciszą wyborczą gwarantował prezydent.

Jedną z tych, które może najszybciej spełnić są parkometry w strefie płatnego parkowania. O tyle łatwa, bo podobne rozwiązanie proponowała konkurencja, która ma teraz większość w radzie miasta. Wystarczy tylko zapewnić odpowiednie pieniądze w uchwale budżetowej. Zresztą przykład rewolucji rowerowej, czyli BiKeRów, jest tego najlepszym dowodem. Po kilku latach od pierwszej inicjatywy (z ówczesnych kręgów opozycyjnych) pomysł sfinalizowano w tym roku. Ten kontekst czasowy w przypadku parkometrów też ma dużą wagę. Przez wiele lat urzędnicy sygnalizowali, że parkometry to przeżytek, a Białystok przeszedł na wyższy stopień rewolucji informatycznej -czyli płacenie przez komórkę . Teraz okazuje się, że parkowanie w wersji 3.0 to jednak za mało i wdrażamy system 2.0. Lepiej późno niż wcale, bo widok kierowców, zwłaszcza przyjezdnych, zmagających się z wersją 1.0, czyli kartami postojowymi, nie jest zbyt szczęśliwą promocją Białegostoku.

Nie powinno być też kłopotów z inną obietnicą komitetu prezydenckiego - czyli bezpłatnym internetem dla wszystkich białostoczan w oparciu o technologię Wimax, którą wykorzystano przy wdrażaniu projektu Cyfrowy Białystok. Miał on m.in. przeciwdziałać internetowemu wykluczeniu najsłabszych - pod względem ekonomicznym - białostoczan. Teraz modyfikacja technologii przy niewielkich nakładach finansowych (100 tys. zł) ma zapewnić dostęp wszystkim mieszkańcom do internetu o prędkości 512Kb/s. Nie jest to powalająca wartość, ale - w myśl białostockiego powiedzenia - lepszy Ritz niż nic. Czy jednak nie lepiej byłoby sprostać najważniejszemu wyzwaniu najbliższych lat tak bardzo podnoszonemu w kampanii, czyli stworzeniu odpowiednich warunków do rozwoju przedsiębiorczości i firm, by jak najwięcej białostoczan mogło znaleźć w nich zatrudnienie?. By mogli samodzielnie zapłacić za dostęp do internetu (być może w niektórych przypadkach znacznie szybszego niż 512 kb/s).
I kolejna obietnica prezydencka, która ujrzała światło dzienne nazajutrz po wynikach pierwszej tury. Na facebookowym profilu swojego komitetu Tadeusz Truskolaski zapewnił, że będzie zabiegał, by Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad jak najszybciej zakończyła prace przygotowawcze do budowy obwodnic Białegostoku, a szczególnie łącznika z Sochoni do Choroszczy. Dzięki temu około 80 proc. tranzytu omijałoby Białystok.
Problem w tym, że miesiąc wcześniej w Pałacu Branickich zarząd województwa (po wyborach w całości jest ponownie reprezentowany w sejmiku) podpisał z rządem - w obecności prezydenta Białegostoku - kontrakt terytorialny. Zgodnie z nim przebudowa S-61 nie jest priorytetem.

Nie chciał tego zarząd województwa, który na pierwszym planie postawił na modernizację ósemki do Warszawy i S-61 przez Suwałki, Raczki, Ełk, Łomżę, Ostrów Mazowiecką. Uznał natomiast, że modernizacja S-19 nie jest strategicznym celem województwa. Jasno podkreślił to na konferencji prasowej po podpisaniu kontraktu marszałek.

A skoro samorząd nie naciska, to trudno oczekiwać od rządu, by sam z siebie wystąpił z taką inicjatywą. Jasno dała to do zrozumienia na tej samej konferencji prasowej wiceminister rozwoju regionalnego i infrastruktury. To ważne, bo plany modernizacji S-19 - potocznie zwanej Via Carpatią - zakładały na podlaskim odcinku m.in. budowę wokół Białegostoku dwóch wielkich obwodnic południowej od Choroszczy do Proniewicz przed Bielskiem i północno-zachodniej: od Choroszczy przez Knyszyn, Korycin do Sokółki.

W ramach tej drugiej miał powstać właśnie łącznik Sochonie- Dobrzyniewo - Choroszcz, o którego budowę zabiegać teraz będzie prezydent. Gdyby w trakcie negocjacji kontraktu lub w ostateczności podczas jego podpisania prezydent zachował się jak niegdyś jego imiennik Rejtan, to obietnica złożona zaraz po pierwszej turze wyborów, choć bez żadnych gwarancji na spełnienie, nabrałaby innego wymiaru.

Co więcej, zaklepanie w podlaskim kontrakcie terytorialnym budowy Via Batiki przez Ełk zmniejszy znacząco ruch tirów przez Białystok. Odcinek od Sochoni do Choroszczy wyprowadziłaby kolejną część tranzytu z Białegostoku, ale tylko tą jadącą do Kuźnicy. Paradoksalnie byłby wybudowaną za pół miliarda - w większości jednojezdniową - obwodnicą połowy wybudowanej za prawie pół miliarda dwujezdniowej Trasy Generalskiej. Rykoszetem pokazałby też, że wybudowane na ul. Maczka i Kleeberga estakady w gruncie rzecz okazałyby się zbędne.

Z tej perspektywy o wiele bardziej potrzebna jest presja prezydenta na rząd i samorząd województwa, by w ramach zadośćuczynienia za brak modernizacji S-19, wybudowali odcinek od Kurian do Grabówki. To fragment planowanej odnogi obwodnicy południowej od Kudrycz do trasy do Bobrownik, który przy braku widoków na wybudowanie wielkich obwodnic, ale po zmodernizowaniu Trasy Generalskiej, w zasadzie eliminowałby tranzyt przez Białystok.

Nie ma żadnych gwarancji, że ta aktywność zakończy się sukcesem. Ale może nadać trzeciej prezydenturze zupełnie nowego wymiaru, także w kontekście wielu innych zapewnień złożonych białostoczanom. Tadeusz Truskolaski już wcześniej zapewnił sobie poczesne miejsce w historii Białegostoku. Warto, by zostawił po sobie coś więcej niż przestrzeń "między obietnicami a gwarancjami" będącą pokłosiem drugiej tury. I tej refleksji warto życzyć prezydentowi zanim złoży ślubowanie na rozpocznie kolejnej kadencji.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny