Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Orla. Ogień zabrał im dom. Rodzina z dwójką dzieci została z niczym

Krzysztof Jankowski [email protected]
Tu nic nie zostało - mówią państwo Tchórzewscy. - Wszystko jest spalone, albo przemoczone.
Tu nic nie zostało - mówią państwo Tchórzewscy. - Wszystko jest spalone, albo przemoczone. Krzysztof Jankowski
Barbara i Tomasz Tchórzewscy z Orli wyjechali w poniedziałek do Bielska. Niedługo okazało się, że nie mają już do czego wracać...

Można pomóc

Można pomóc

Chętni, którzy chcieliby pomóc rodzinie z Orli, mogą przekazywać datki na konto Banku Spółdzielczego w Bielsku Podlaskim nr: 08 8061 0003 0018 1406 3000 0010. Pogorzelcom są potrzebne także rzeczy codziennego użytku, m.in. ubrania, wyposażenie kuchni i sprzęt AGD. Każdy, kto mógłby ich wesprzeć, może skontaktować się bezpośrednio z Barbarą Tchórzewską pod numerem telefonu: 505 879 307.

Dorobek ich życia strawiły płomienie. Barbara i Tomasz Tchórzewscy oraz ich dwaj synowie stracili dach nad głową.

W ubiegły poniedziałek rano, jak zwykle cała rodzina wybrała się do codziennych obowiązków. Trzynastoletni Jakub i siedmioletni Maksymilian poszli do szkoły, a ich rodzice do pracy.

- Przyjechaliśmy z mężem do baru, który prowadzę - opowiada Barbara Tchórzewska. - Potem mieliśmy jechać do Bielska. Mąż na chwilę wrócił na posesję, by wrzucić sprzęt z bagażnika. Wypakował narzędzia i wrócił po mnie. Do domu jednak nie wchodził, a na posesji nie zauważył nic niepokojącego.

Przed godziną 10 pojechali do Bielska. Wtedy w ich domu pojawiły się płomienie.

- Byliśmy już w centrum Bielska, gdy rozdzwoniły się telefony - opowiada roztrzęsiona pani Barbara. - Usłyszałam, że pali się nasz dom. Od razu wskoczyliśmy do samochodu i popędziliśmy do Orli. Gdy podjechaliśmy pod dom, zobaczyliśmy kupę dymu. Jego kłęby wydobywały się spod całego dachu.

Na miejscu byli już ochotnicy z Orli, dojeżdżali strażacy z Bielska. Zaczęli gasić płonący budynek, ale sytuacja wyglądała beznadziejnie. Z domu praktycznie nie było czego ratować.

- Niewiele pamiętam, bo zemdlałam i trafiłam pod opiekę lekarza - opowiada pani Barbara. - Ale Tomek poszedł wyciągać maszyny z pomieszczeń gospodarczych. Z mieszkania nic nie nadawało się do użytku.

Drewniany domek płonął jak pudełko zapałek. Jak twierdzą strażacy, prawdopodobnie przyczyną pożaru była nieszczelność komina. Ogień objął bowiem przede wszystkim kuchnię i poddasze. Nie jest wykluczone jednak, że doszło do zwarcia w instalacji elektrycznej.

- Szczęściem w nieszczęściu jest to, że pożar nie wybuchł w nocy, podczas naszego snu, bo pewnie już byśmy nie żyli - mówi Tomasz Tchórzewski. - Albo byśmy zaczadzieli, albo zginęli w płomieniach.

Teraz Tchórzewscy nie mają nic. Stracili wszystko, co wypracowali przez lata. Zostali tylko w tym, co mieli na sobie. A zaczyna się zima. Pomagają im rodzina, przyjaciele i sąsiedzi.

- Dostaliśmy trochę ubrań dla synów - mówi pani Barbara. - Mnie poratowała przyjaciółka, która ma butik z ciuchami. W najgorszej sytuacji jest mąż. Nawet to, co miał na sobie, zniszczył podczas ratowania dobytku.

Jakub i Maksymilian trafili na razie do babci do Bociek. Barbara i Tomasz nocują u jego rodziców w Orli. I próbują odnaleźć się jakoś w tej trudnej sytuacji.

Bez pomocy się nie obejdą. Potrzebują właściwie wszystkiego. Od ubrań poprzez artykuły i podręczniki szkolne po meble i sprzęt AGD.

Wsparcie pogorzelcom obiecała już gmina. W środę spotkał się z nimi Piotr Selwesiuk, wójt Orli i zapewnił, że przez jakiś czas będą mogli korzystać z mieszkania gminnego.

- To dość duże mieszkanie w bloku przy szkole - tłumaczy wójt. - Jest w nim stół, zlew, trochę mebli. Urządzone jest skromnie, ale to zawsze dach nad głową. Zazwyczaj jest ono puste. Trzymamy je właśnie na wypadek tego typu sytuacji.

Pogorzelcy otrzymali też od gminy 10 tys. zł. Trochę pieniędzy nazbierali dla nich urzędnicy i sąsiedzi. To jednak za mało, by odbudować i urządzić dom. A jak twierdzą Tchórzewscy, budynek trzeba stawiać od podstaw, bo obecny nie nadaje się do remontu. - Tu nic nie zostało zdatnego do użytku, nawet ściany są popalone i przemoczone - mówi pan Tomasz. - Ale ubezpieczyciele powiedzieli nam, że nie mamy co liczyć na sto procent odszkodowania. Byłoby to możliwe, gdyby nie została tu nawet deska na desce i kamień na kamieniu.

Wraz z pożarem w dym obróciły się marzenia Tomasza i Barbary o wspólnym rodzinnym gniazdku. Z myślą o jego urządzeniu przed laty kupili stary, przedwojenny dom w centrum Orli. Aby zarobić na utrzymanie i remont domu, Barbara, która do Orli wprowadziła się z rodzinnych Bociek, zaczęła prowadzić bar niedaleko urzędu gminy. Tomasz, rodowity orlanin, pracuje przy wykańczaniu wnętrz. W remont, urządzenie łazienki i niezbędne wyposażenie domu, włożyli serce i oszczędności. Zaczęli stawiać murowaną przybudówkę. W przyszłości miał być tu pokój. Niestety, marzenia strawił ogień.

- Jeśli uda nam się znaleźć pieniądze, to dzięki przybudówce będziemy mieli już jakiś początek pod budowę nowego domu - mówi z nadzieją pani Barbara.

Sami jednak takiej inwestycji nie udźwigną. Dlatego liczą na pomoc.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny