Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabłudów, czyli podlaski cud i polskie piekło

Jerzy Doroszkiewicz
Piotr Nesterowicz, ukończył Akademię Ekonomiczną we Wrocławiu. To absolwent Polskiej Szkoły Reportażu.
Piotr Nesterowicz, ukończył Akademię Ekonomiczną we Wrocławiu. To absolwent Polskiej Szkoły Reportażu. Wydawnictwo Dowody na Istnienie
Pierwsze były teczki bezpieki, później spektakl Teatru Wierszalin. Piotr Nesterowicz przede wszystkim dotarł do osoby, od której zaczął się cud zwany zabłudowskim. I nie tylko do niej.

Patrzyłem na to z przymrużeniem oka - tak o wydarzeniach z maja 1965 roku na zabłudowskiej łące mówił ówczesny operator kamery Dziennika Telewizyjnego Zdzisław Rynkiewicz, przy tym syn kościelnego organisty. Miał prawo do oceny i ma je także dziś. Inaczej jest jednak w przypadku rasowych reportażystów. Z pewnością do nich można zaliczyć Piotra Nesterowicza. Jego "Cudowna" to nie tylko opis objawienia Matki Boskiej, ale też reakcji milicji, bezpieki, władz partyjnych, administracji, Kościoła, ale i zwykłych ludzi. Mało kto dziś o tych dniach pamięta, niewiele też osób spoza Zabłudowa wie, że dziewczynka, od której zaczęło się owo ogólnopolskie poruszenie, dziś już jako starsza kobieta znów mieszka w tej samej miejscowości.

Najubożsi bogaci duchem

Historia zabłudowskiego cudu zaczyna się wręcz podręcznikowo. Matka Boska objawia się bowiem skromnej dziewczynce. "Mieszkańcy miasteczka mówią, że to była najbiedniejsza rodzina w Zabłudowie" - pisze Nesterowicz. I od razu dociera do osób, które rodzinę Jakubowskich znały. Reporter jednak skorzystał z rady Hitchcocka i swoją książkę rozpoczął od trzęsienia ziemi. W dziejach małego miasteczka była nim niedziela, 30 maja 1965, dzień wyborów do Sejmu i Rad Narodowych. Wtedy to na miejsce objawienia przybywa kilka tysięcy osób z całego województwa, a milicja używa "płaczących", czyli granatów z gazem łzawiącym, pałuje ludzi i strzela z ostrej amunicji w powietrze. Ludzie odpowiadają kamieniami. Demolują milicyjne gaziki. To wszystko reporter spisał z dokumentów IPN. Trzeba przyznać, że skala zajść i dziś może robić wrażenie.

Tu poznajemy historię Jadwigi. Sama mówi, że od dzieciństwa dużo się modliła. Kierownik szkoły, Czesław Nurczewski, opisywał ją jako dziecko nadmiernie wrażliwe, bojaźliwe, skłonne do przewidzeń i urojeń. Nie wahał się wręcz powiedzieć, że miała ograniczoną poczytalność, a każde słowo tego reportażu jest doskonale udokumentowane. Wiemy, że lokalny kler uznał cud za halucynacje, prawosławni mieszkańcy dystansowali się od tych wydarzeń, skupiając się na legendzie o św. Gabrielu, którego zmumifikowane ciało pozostawało wówczas jeszcze w Grodnie. Nesterowicz jest tak skrupulatny i pisze tak obrazowo, że możemy się nawet dowiedzieć, jakie fryzury i torebki nosiły rozmodlone panie z miasta, a jakie z okolicznych wiosek. Perfekcyjna robota.

Tak zaś postrzegali ówczesny Zabłudów autorzy artykułu, który w 1965 roku ukazał się w ogólnopolskich "Argumentach": "Jeżeli Białystok i miasta powiatowe województwa nazywano kiedyś Polską B, to Zabłudów trzeba określić dalszymi literami alfabetu. Nie najlepsze ziemie, drobna gospodarka, Kościół i Cerkiew jako autorytety moralne i obyczajowe, system praw obowiązujący w stosunkach jeszcze feudalnych". Chciałoby się rzec skąd my to znamy.

Są w Zabłudowie tacy, co mają wiele za złe Jadwidze - pisze o 14-latce, która ujrzała Matkę Boską świetny reporter.

Dzieweczka z miasteczka

Nesterowicz skrupulatnie opisuje kolejne niedziele, pielgrzymki wiernych, legendy o uzdrowieniach, listy wysyłane po Polsce z coraz bardziej fantastycznymi opisami cudownych wydarzeń i strat poniesionych w walkach z narodem przez MO. Ukazuje, jak rodzi się plotka, przy okazji dowodzi, że jedno nietypowe zdarzenie może pociągać za sobą kolejne, w zupełnie innych częściach kraju.
Wspomina historię Emilii Michałowskiej, która ułożyła 26-zwrotkowy wiersz o Jadwidze i o jej spotkaniach z Matką Boską. Przypomina, że kobieta za ten powielany na różne sposoby tekst odsiedziała trzy tygodnie w areszcie, dociera nawet do osoby, która niemal jak relikwię wciąż przechowuje jedną z odbitek "Dzieweczki z miasteczka".

Rok 1965, tuż przed obchodami Millenium, był też czasem wzmagającej się walki z religią. Obnażone tu zostają strach i podłość rządzącego województwem Arkadiusza Łaszewicza, który nota bene, za inny materiał wyrzucił z pracy cytowanego na początku Rynkiewicza, pokazane są też kulisy prasowej nagonki na wiernych. Oprócz tytułów ogólnopolskich niechlubnie zapisali się tu dziennikarze "Gazety Białostockiej", choć tylko jeden zdaniem reportera, pisał kłamliwe teksty pod własnym nazwiskiem. Był to inny wybitny reporter i pisarz... Edward Redliński. O tym, że matka dziewczynki zaledwie na miesiąc trafiła do więzienia, nie warto nawet wspominać. Szczęściem sędziowie mniej bali się gniewu PZPR niż wtrącający w kazamaty jej członek - sekretarz Łaszewicz.

Polskie piekło wiecznie gorące

Pamięć o zabłudowskim cudzie przetrwała u nielicznych, kilka lat temu odświeżył ją Piotr Tomaszuk spektaklem Teatru Wierszalin. Z lektury reportażu wynika jednak, że zawiść ludzka przetrwała niemal pół wieku. Do dziś ludzie zastanawiają się, jak bardzo Jakubowscy na cudzie się wzbogacili i tylko sama Jadwiga mówi, że jest "szczęśliwa z tym, co się stało". Świetna, znakomicie udokumentowana i nie oceniająca nikogo książka. Prawdziwie mistrzowska szkoła reportażu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny