Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wojnie szkoła handlowa była przy ulicy Żółtej

Alicja Zielińska [email protected]
Fotografia maturalna, przed szkołą przy ul. Żółtej 13.  Absolwenci z profesorami. Siedzą od lewej: Z. Niemyski, Z. Jakowicki, Z. Troczewski, J. Wierzbiecki, J. Sawicka, J. Humeńczyk, ks. A. Sasinowski, J. Liedke, A. Minkiewicz. Dwóch pań nie rozpoznałam, prawdopodobnie to nauczycielka wychowania fizycznego i sekretarka.
Fotografia maturalna, przed szkołą przy ul. Żółtej 13. Absolwenci z profesorami. Siedzą od lewej: Z. Niemyski, Z. Jakowicki, Z. Troczewski, J. Wierzbiecki, J. Sawicka, J. Humeńczyk, ks. A. Sasinowski, J. Liedke, A. Minkiewicz. Dwóch pań nie rozpoznałam, prawdopodobnie to nauczycielka wychowania fizycznego i sekretarka.
Jestem maturzystką handlówki z 1946 roku, chcę podzielić się wspomnieniami z tego okresu. Zaczynaliśmy naukę tuż po oswobodzeniu Białegostoku. Były dwie klasy pierwsze liceum, ranna i wieczorowa. Szkoła mieściła się przy Żółtej 13 - napisała do nas pani Janina Balunowska, z domu Rumijewska.

Trafiłam do tej szkoły przez przypadek - opowiada pani Janina. Wybierałam się do liceum ekonomicznego, ale koleżanka i powiedziała, że powstaje handlówka i przyjmują bez małej matury. Przed wojną małą maturę uzyskiwało się na koniec czteroletniego gimnazjum. Nie zdążyłam jej zdać, ale zostałam przyjęta, warunkiem było uzupełnienie przedmiotów.

Szkoła znajdowała się przy ul. Żółtej 13. To był rejon ulic Grunwaldzkiej i Odeskiej, boisko przylegało do gmachu Wodociągów. Teraz już tego budynku nie ma, został rozebrany wraz z remontem ulicy Odeskiej. A mówiąc wprost, to był taki zaułek, na zapleczu Wzgórza św. Magdaleny, dziewczęta chodziły tam na wagary. Na dole w budynku był sekretariat oraz hala do ćwiczeń do pisania na maszynie, na piętrze klasy. Toaleta była na podwórzu, a ogrzewanie piecowe. Ściany pomalowane na olejno. Przy dłuższym zadaniu z matematyki, jak się skończyła tablica, to się pisało na ścianie. Szatni nie było. W klasie stał wieszak, obwieszony zimą paltami. Kiedyś podczas klasówki ze stenografii koleżanka się schowała wśród tych palt i napisała za kogoś pracę.

Dyrektorem był pan Kazimierz Sawicki, przedwojenny pedagog. Po kilku miesiącach wyjechał z Białegostoku, stanowisko po nim objął Józef Humeńczyk, który uczył towaroznawstwa i organizacji handlu. Grono pedagogiczne było uzupełniane przez specjalistów z różnych dziedzin nauki. Należy tu wymienić dyrektora Banku Rolnego Zygmunta Jakowieckiego (uczył matematyki finansowej) oraz naczelnika w tym banku, pana Wierzbickiego. Oprócz wiadomości wynikających z programu nauczania, przekazali nam dużo informacji praktycznych pomocnych w przyszłej pracy. Polskiego uczył Zbigniew Troczewski - pasjonat epoki romantyzmu, religię miał ks. Antoni Sasinowski, a język niemiecki Ida Sawicka. Pani Ida była Niemką, pochodziła z Poznańskiego, wyszła za mąż za Polaka, przed wojną sporo Niemców mieszkało w Białymstoku. Bardzo gramatycznie mówiła po polsku, nawet nas poprawiała. Czuła się Polką. Bardzo mili, życzliwi ludzie, potem wyjechali do Wrocławia. Tak się złożyło, że gdy studiowałam we Wrocławiu, to jakiś czas mieszkałam u nich.

Wracając do naszej szkoły. Byłam gospodynią klasową, musiałam pilnować, żeby była kreda do pisania na tablicy i atrament w kałamarzach, które znajdowały się w takich specjalnych otworach w ławkach. Notowaliśmy przeważnie ołówkiem. Tylko na księgowości pisaliśmy obsadką ze stalówką, atramentem, trzeba było uważać, żeby kleks się nie zrobił. Za mego dzieciństwa mówiło się, że wieczne pióro psuje charakter pisma. Długopisów wtedy nie znaliśmy.

Podręczników ani zeszytów nie mieliśmy. Pamiętam, dostałam jakiś papier opakowaniowy, pocięłam go na kawałki, pozszywałam i to był mój zeszyt.

Rok szkolny 1945/46 przyniósł zmiany organizacyjne. Przed południem uczyło się gimnazjum, po południu I klasa liceum oraz II klasa powstała z połączenia klas rannej i wieczorowej - zajęcia trwały od 13 do 19. Nasza klasa liczyła 41 uczniów, same dziewczęta, tylko trzech mężczyzn. Takie rodzynki. Kiedyś jedna z koleżanek pochwaliła się, że była na romantycznej randce z jednym z nich, o północy na Wzgórzu św. Magdaleny. Druga oświadczyła, że była lepsza, bo z tym chłopakiem umówiła się już o 22.

Dziewczęta były w różnym wieku. Wszystko przez wojnę, która przerwała możliwość nauki. Ja miałam 19 lat, ale były koleżanki starsze, a jedna miała nawet 27 lat i była mężatką. Nikt o tym nie wiedział. Przyznała się dopiero po maturze. A że mąż był do niej podobny, mówiła, że to jej brat.

Maturę zdawaliśmy 24 czerwca 1946 roku. Potem część uczennic wyjechała pracować na Ziemiach Odzyskanych. Część rozpoczęła studia. W szkole zostały jako nauczycielki Helena Frankowska i Eugenia Burzyńska (z domu Zalewska). Zmieniłyśmy nazwiska, adresy, późniejsze kontakty były ograniczone.

- Nie wiem, czy ktoś jeszcze żyje z mojej klasy - mówi pani Janina Balunowska. - Dzieląc się tymi wspomnieniami, chcę upamiętnić naszych wspaniałych pedagogów, którzy w tych trudnych czasach z wielkim zaangażowaniem nas uczyli. Przekazywana przez nich wiedza pozostała w pamięci na zawsze.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny