Przed kilkoma tygodniami przedstawiliśmy postać Alfreda Niwińskiego. Nauczyciel, działacz harcerstwa był pierwszym komendantem Chorągwi Harcerskiej w Białymstoku, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Aresztowany we wrześniu 1939 przez NKWD został zamordowany w obozie w Starobielsku. Po tym tekście zadzwoniła z Warszawy jego córka Krystyna Żebrowska, absolwentka białostockiej Akademii Medycznej i opowiedziała o losach rodziny Niwińskich, wszystkich ciężko doświadczonych przez okupację niemiecką i sowiecką.
- Nasze szczęśliwe życie skończyło się nagle 1 września 1939 roku, gdy wybuchła wojna - mówi pani Krystyna.
Mieszkali w Brześciu nad Bugiem. Alfred Niwiński był tu instruktorem harcerskim w Kuratorium i polonistą w miejscowym gimnazjum. Jako oficer rezerwy (saper wojsk kolejowych) zostaje zmobilizowany do wojska. Żona Jadwiga odprowadzając go na dworzec nie wie, że widzą się po raz ostatni. Zostaje sama z dwiema małymi córkami, bez żadnego zabezpieczenia materialnego.
- Nie pamiętam ojca, miałam ledwie półtora roku, jak poszedł do wojska, a potem został wzięty do niewoli sowieckiej - mówi pani Krystyna. - Siostra była starsza o cztery lata.
Jadwiga Niwińska wkrótce sprowadza z Wilna swoją matkę, która pomaga zająć się dziewczynkami - służąca po wybuchu wojny porzuciła u nich pracę. Do rodziny dołącza 16-letni siostrzeniec Zbyszek Wojciula, który nie może dostać się do Wilna. Wszyscy jeszcze wierzą, że Alfred żyje i wróci do domu. Na początku 1940 roku Jadwiga dostaje dwie karty pocztowe od męża z obozu jenieckiego w Starobielsku. To niestety był ostatni kontakt.
Ciężkie życie w okupowanym przez Sowietów Brześciu okazuje się sielanką wobec tego co wkrótce nastąpi. 13 kwietnia 1940 roku w nocy zjawiają się sowieccy żołnierze i zabierają całą rodzinę. Deportacja - to straszne słowo będzie prześladować ich przez sześć długich lat. Babcia, chociaż nie była na liście nie chce zostawić córki i wnuczek, i sama dobrowolnie zgadza się na zesłanie. Podróż bydlęcymi wagonami trwa cały miesiąc. Trafiają do Kazachstanu.
- Akmolińska obłast, Kalininskij rejon, sieło Żurawliowka - wylicza pani Krystyna. - To była wieś, chcieli nas dalej wieźć, ale mama jak się zorientowała że jest poczta, to poprosiła, by nas tam wysadzili. Miała nadzieję, że dzięki temu będziemy mieć kontakt z rodziną. Miejscowi bardzo nam pomagali. Zabrali do siebie, nakarmili. W pierwszych dniach zsyłki było to bardzo ważne - podkreśla. - Ja samego uczucia głodu nie pamiętam, byłam za mała, nie zdawałam sobie z tego sprawy, jednak doskonale pamiętam, że chodziłam za babcią i ciągle pytałam, czy zostały okruszki chleba. Przeżycie tych strasznych lat zawdzięczamy mamie, była bardzo dzielna i energiczna. Młoda kobieta, która praktycznie przed wojną nie znała trudów pracy, okazała się być osobą niezwykle zaradną.Nie tylko utrzymywała całą rodzinę, bardzo ciężko pracując, ale i udzielała się społecznie. Należała do Związku Patriotów Polskich, była przedstawicielką zesłanych Polaków i w miarę swoich możliwości pomagała innym. Mimo trudnych warunków, ciągłej walki z głodem, chłodem i chorobami. nigdy się nie poddała. Kiedy o niej myślę, jestem pełna podziwu - dodaje pani Krystyna.
Siostrzeniec w 1941 r. zaciąga się do armii gen. Andersa odnajduje starszego brata Edwarda. Przez krótki czas jest nadzieja na wydostanie się z Syberii jako rodzina wojskowych. Jednak epidemia duru brzusznego w miejscu stacjonowania wojska wstrzymuje sprowadzanie rodzin.
- W 1942 roku po ewakuacji armii Andersa na Bliski Wschód i zerwaniu przez Rosję stosunków dyplomatycznych z Polskim Rządem Emigracyjnym miejscowe NKWD zażądało od Polaków zrzeczenia się obywatelstwa polskiego i przyjęcia sowieckiego. Mama odmówiła. Została za to osadzona na trzy miesiące w więzieniu, wraz z innymi Polakami. A kiedy wyszła zaopiekowała się dziewczynką Krysią Konarzewską, której matkę Sowieci zesłali na 8 lat do łagru.
Po sześciu latach szczęśliwie wrócili do Polski. Jakże inny to był kraj. Zniszczony, zrujnowany. Ich dom znajdował się już za granicą.
- Mama zdecydowała się jechać do Olsztyna, bo tu mieszkała jej siostra Wanda. I zaczęliśmy nowe życie - wzdycha pani Krystyna. - Mama rozpoczęła pracę początkowo w handlu a następnie w administracji Teatru im. Stefana Jaracza. Ja z siostrą zaczęłyśmy się uczyć, skończyłyśmy studia. Zamieszkałyśmy w Warszawie. W 1982 roku mama, po śmierci swojej siostry też się przeniosła do Warszawy, by być bliżej nas. Umarła nagle 23 sierpnia 1986 roku na zawał serca. Była najdzielniejszą i najlepszą matką - mówi Krystyna Żebrowska.
Wojna odcisnęła się piętnem na całej rodzinie Niwińskich. Na Syberię wywieziono też żony dwóch braci ojca pani Krystyny. Także z małymi dziećmi. Maria Niwińska opisała przeżycia na zsyłce w książce "Ptaki bezdomne", wydanej w 1995 roku.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?