Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłosne szyfry przekazywane za pomocą wachlarza

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Instrukcja wachlarzowego flirtu z cukierni Wacława Fijałkowskiego
Instrukcja wachlarzowego flirtu z cukierni Wacława Fijałkowskiego Muzeum Podlaskie w Białymstoku
Wracam do karty pocztowej z pieczątką cukierni Wacława Fijałkowskiego. Opisywałem ją w ubiegłym tygodniu. Pieczątka okazała się słodziutka, ale i strona ilustracyjna karty jest nie mniej smakowita.

Tym razem jest to smaczek towarzyski, bo czymże innym może być "Rozmowa za pośrednictwem wachlarza". Czyżby cukiernik Fijałkowski do ciast, lodów i innych smakołyków serwował białostoczankom jeszcze odrobinę pikanterii? Czyżby zachęcał do flirtu? Już widzę oczyma wyobraźni, jak w cukierni przy rynku piękne białostoczanki wykonują, zaglądając do instruktażowej kartki (może położonej na stoliku), skomplikowane wachlarzowe ewolucje. Widzę też zdumienie i podekscytowanie panów, do których wysyłane były od stolika do stolika zakodowane najskrytsze wyznania. "Ja ciebie kocham, pisz do mnie, do widzenia, jestem wolna, ja nie mogę, wszystko skończone".

Nie wiemy tego, ale możemy przypuszczać, że z inicjatywy Wacława Fijałkowskiego cieszyli się właściciele sklepów z galanterią. Może wachlarze schodziły u nich jak świeże bułeczki? Kto wie.

Karta ta wydana została w Rosji, ale rysunek ilustrujący symbolikę używania wachlarza zaczerpnięty został z francuskiego wydawnictwa artystycznego AFR. I właśnie ten francuski trop skłonił mnie do sięgnięcia w głąb białostockiej historii.

Wiadomo przecież, że w osiemnastowiecznym Białymstoku moda francuska była obowiązkowa. Może więc prekursorką wachlarzowej komunikacji była Izabela Branicka? Przecież zdawałoby się, że w tamtej epoce wachlarz był nieodzowny. A na dodatek wspaniała rezydencja hetmanostwa Branickich była przecież wybornym miejscem do snucia dworskich intryg, miłostek, skrywania tajemnic. Jakże jednak mało po białostockich wachlarzach tamtej epoki zostało. Izabela Branicka, hołdująca francuskiej modzie na żadnym z zachowanych portretów nie trzyma wachlarza. W alegorycznych sztafażach tych obrazów widzimy herby, budowle, portrety męża lub ojca. Sama Izabela przyodziana jest w strojne, modne francuskie suknie, ale wachlarza ani śladu. Czyżby jego brak miał coś znaczyć? Wskazywać, że młoda Poniatowszczanka, przybywając do Białegostoku wyzbyta była wszelkiej kokieterii i pełna oddania swemu małżonkowi, nie miała nic do ukrycia?

Ale jednak wiemy, ze skrupulatnej korespondencji prowadzonej przez hetmana Jana Klemensa Branickiego, że wachlarze wykonywane ze strusich piór w Wersalu Podlaskim były potrzebne. Branicki sprowadzał je z samego Wiednia, pisząc do umyślnego - "te pióra mieć chcę". Dostał je zapewne, ale my ich już nie zobaczymy.

Szukałem więc innych, późniejszych śladów białostockich wachlarzy. Zaniepokojony ich brakiem już myślałem, że ta symboliczna maniera Izabeli Branickiej odcisnęła się aż tak wyraźnym piętnem na kolejnych pokoleniach białostoczanek, chcących uchodzić za niewiasty prostolinijne, kochające szczerze i tylko raz, nieulegające modnym, światowym nowościom.

I oto nareszcie jest! Mamy rok 1899. Do fotograficznego atelier Józefa (Jankiela) Sołowiejczyka, znajdującego się w kamienicy stojącej na rogu Lipowej i Częstochowskiej przychodzi stateczna dama. Fotograf jej wizytą musiał być wyraźnie przejęty.

To Elwira Wieczorek, żona Wojciecha znanego finansisty, współwłaściciela, wraz z bratem Antonim, dużej fabryki maszyn. Lokalna znakomitość. Udziela się dobroczynnie, prowadzi otwarty salon, jednym słowem - tutejsza socjeta.

Mistrz Sołowiejczyk aranżuje w atelier najlepszą, stonowaną dekorację. Musi ona podkreślać dostojeństwo portretowanej. Ona sama ma na sobie bogatą, balową suknię. Wygląda jakby wyjęta z paryskiego żurnala. Nic dziwnego, wszak Elwira Wieczorkowa to na wpół Francuzka. Jej ojcem był Joseph Pillaud - nauczyciel francuskiego w Instytucie Panien Szlacheckich, który od 1837 roku mieścił się w pałacu Branickich.

Ale najważniejsze jest to, że nadobna Elwira pozuje, trzymając w ręku wachlarz. Przyzwoicie złożony. Szybko sprawdzam, co na to Fijałkowski? Klasyczny komunikat - "Pisz do mnie". To dopiero sensacja! Kto i o czym?
Dziś to tylko muzealna historyjka, bowiem któż używa obecnie wachlarza? Klimatyzacje odebrały mu praktyczną funkcję. Do lamusa odszedł więc widok salonu, kawiarni bądź operowej czy teatralnej sali, w której - od dyskretnego, drgającego ruchu wachlarzy - zapachy perfum i pudrów oszałamiały wykwintem, a czasem powodowały niekontrolowane kichanie.

Mógłby jednak wachlarz wrócić do łask, gdyby nie rozmaite facebooki i ich pochodne. One to bowiem odebrały temu elementowi damskiego stroju bodaj najważniejszy przymiot. Ileż kokieterii, skrywanych nie do końca uczuć, zainteresowania, kamuflował lub podkreślał wachlarz. Pozwalał ukryć rumieniec, zakończyć niechcianą rozmowę, bądź przeciwnie - zachęcić, zaprosić do flirtu, dać nadzieję. Ten wykwintny przedmiocik w powabnej damskiej rączce czynił cuda. Dziś trywialnie zastąpił go przycisk "enter" na klawiaturach i ekranach rozmaitych padów i phonów. Kartka z instruktażem wyłożona na kawiarnianym stoliku u Fijałkowskiego z tamtymi, pięknymi czasami przeszła do lamusa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny