Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Polski. Premierowa klapa i dżazzband, czyli o ciężkim losie artystów

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Jeden z aktorów Pochodni, a później Teatru Polskiego w Białymstoku, Wacław Stołecki w teatralnym kostiumie. 1919 rok.
Jeden z aktorów Pochodni, a później Teatru Polskiego w Białymstoku, Wacław Stołecki w teatralnym kostiumie. 1919 rok. Muzeum Podlaskie w Białymstoku
Uprawianie sztuki to niewdzięczna robota. Stara się człowiek, wykrzesze z siebie najskrytsze pokłady talentu i nagle klops. Takie myśli musiały krążyć po głowie Jerzego Szczerskiego, reżysera teatralnego, pracującego w białostockim Teatrze Polskim.

Teatr ów powstał po rozwiązaniu we wrześniu 1919 roku owianego sławą Towarzystwa Pochodnia, w którym rej wodzili amatorzy i animatorzy teatralni. Dyrektorem Polskiego został Marian Dederko, który już wkrótce miał zasłynąć jako wyśmienity fotografik. Teatralną administrację prowadził znany białostocki felczer, właściciel renomowanego zakładu fryzjerskiego Jan Knaup.

Za reżyserię brali się Zygmunt Różycki - człowiek instytucja białostockiego życia teatralnego, Jerzy Sztachelski, miejscowy nauczyciel i właśnie Jerzy Szczerski. I właśnie jemu w udziale przypadły historyczne męki twórcze. A stało się to za przyczyną śrubowania poziomu teatralnego. Szczerski jak sam o sobie pisał "od roku 1901-go, pracując na deskach scenicznych dorywczo, zaś w latach 1915-1918 w Rosji prowadząc teatr zawodowo - nauczył się rygoru tak niezbędnego w poważnej instytucji w ogóle, a w teatrze zawodowym w szczególności".

Po przybyciu do Białegostoku był szczęśliwy, że znalazł zrozumienie u Różyckiego i Knaupa. Do pełni szczęścia potrzebny był jeszcze tylko dyrektor - menadżer. I tak Szczerski wynalazł Dederkę. I gdy wydawało się, że sukces jest gwarantowany, to wiosną 1920 roku nastąpił nieoczekiwany kryzys. A wszystko za sprawą "rygoru", który nie podobał się "niektórym z p.p. artystów, którzy z jednej strony chcieli być zawodowcami, pobierając gażę, z drugiej zaś strony nie chcieli poddać się elementarnym zasadom zawodowego teatru, twierdząc, iż tak nie powinno się traktować zawodowców".

Szczerski w stosunku do swoich aktorów był "ostry lecz zawsze grzeczny", ale przecież nie o konwenanse tu chodziło. Prawdziwa sztuka w opinii aktorów nie znosiła przecież żadnej, a tym bardziej żelaznej dyscypliny. Iskrą zapalną konfliktu stała się premiera Żabusi Gabrieli Zapolskiej. Reżyserował Różycki. Po premierze ukazała się niezbyt pochlebna recenzja. Zdaniem recenzenta reżyser bez zarzutu wyreżyserował jedynie własną żonę, odgrywającą w przedstawieniu tytułową rolę. "Reszta ról obsadzona była zgoła nieodpowiednio".

Mało tego. Recenzent odniósł wrażenie, że reżyser wcale się nimi nie interesował. Aby pogłębić obraz premierowej klapy ocenił, że sztuka odegrana została "pośród brudnych łachów zwanych niesłusznie dekoracjami". Po ukazaniu się tej chlaszczącej recenzji wszyscy w teatrze przekonani byli, że jej autorem był Szczerski. On oczywiście wszystkiemu zaprzeczał, traktując oskarżenia jako insynuacje.

Nie na wiele to pomogło. Do planowanej następnej premiery, którą miała być też sztuka Zapolskiej "Tamten" nie doszło, gdyż aktorzy gremialnie zaprotestowali, odmawiając udziału w próbach, bowiem reżyserem miał być Szczerski. Urażony ambicjonalnie reżyser stwierdził, że w takich warunkach pracować nie może i wobec tego rozstaje się z Teatrem Polskim.
Ale życie, a tym bardziej teatralne nie znosi próżni. Co tam Zapolska. Różycki po rejteradzie Szczerskiego wziął na tapetę "Małżeństwo Loli" M. Zbierzchowskiego. Z teatru dochodziły wieści, że praca nad nowa premierą "idzie bardzo dobrze i rokuje wielkie powodzenie". Recenzja po premierze była utrzymana w umiarkowanym tonie, na domiar złego zawiodła publiczność. Na wypełnionej zazwyczaj widowni "bardzo wiele miejsc świeciło pustkami". Czyżby był to skutek dalszych knowań Szczerskiego? Na cóż więc zdają się wysiłki artystów poddawanych bądź uwalnianych od rygorów. Publiczność jest wszak elementem niezbędnym do osiągnięcia sukcesu. Bez niej możliwa jest tylko klapa. To publiczność jest przecież adresatem i odbiorcą sztuki. Potrafi wielbić, ale teżi może doprowadzić artystę do dzikiej pasji i rozpaczy. Doświadczył tego niejaki Judel Turek - skrzypek z Młynowej. Ech, taki nasz, tutejszy Skrzypek na Dachu. Wirtuoz ów zarabiał na życie grą w lokalach. W styczniowy wieczór 1931 roku, jak zwykle "czarował swą piękną muzyką licznych gości" w piwiarni przy Dąbrowskiego 16. Wszyscy byli zachwyceni. Jeden tylko piwosz okazał się wybitnie nieczuły na sztukę. Był nim niejaki Marian Szewczuk. Awersja do wiolinistyki wzrastała w Szewczuku wraz z kolejnymi wypijanymi kuflami piwa. Aż wreszcie miarka się przebrała i zachmielony Marian podszedł do uduchowionego, pochłoniętego kolejnymi ckliwymi kantylenami Judela i przemówił do niego "mową o pięknych kwiecistych zwrotach".

Recenzja musiała być druzgocąca. Wyrwany z muzycznego transu skrzypek z obłędem w oczach widząc przed sobą czerwoną od piwa fizjonomię recenzenta, niewiele się namyślając "lunął Szewczuka w głowę skrzypcami, a sam rzucił się do ucieczki". Szewczuk pognał za nim. Na ulicy zrobiło się "zbiegowisko, krzyk, hałas". Zjawiła się policja. Też nie miała nawet krzty wyrozumiałości i elementarnej wrażliwości muzycznej. Ot, bezdusznie określiła protest Judela jako "oryginalny dżazzband" i zakłócenie spokoju publicznego.

Dziś Judel Turek za swój dżazzband mógłby święcić triumfy jako autor tak zwanego działania artystycznego. Tymczasem ja zapraszam Szanowną Publiczność w najbliższą niedzielę do ratusza na Koncert z Historią. Będzie i o dawnym białostockim życiu muzycznym, będzie też śpiew i kontrabas. Tylko proszę nic nie mówić do kontrabasisty, bo nie daj Bóg jeszcze postanowi zrobić dżazzband.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny