Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakie jest Miasto 44

Jerzy Doroszkiewicz
Anna Próchniak grająca odważną łączniczkę i sanitariuszkę Kamę, znakomicie prezentuje się na srebrnym ekranie.
Anna Próchniak grająca odważną łączniczkę i sanitariuszkę Kamę, znakomicie prezentuje się na srebrnym ekranie.
Jan Komasa , twórca pamiętnej "Sali samobójców" nakręcił "Miasto 44". Świetny formalnie film, reklamowany jako opowieść o miłości w czasach Apokalipsy, właśnie uczuć najbardziej jest pozbawiony.

"Miasto 44" łączy w sobie kilka estetyk, kilka rodzajów narracji, ma świetne sceny i wyraźny problem ze scenariuszem. Z punktu widzenia osoby, która od kilkudziesięciu lat co roku przypomina sobie na nowo zdarzenia z 1944 roku, rzecz jasna za sprawą książek, telewizyjnej kroniki powstania, czy rocznicowych dokumentów, obraz Komasy nie wnosi niczego. Ale gdyby odrzeć się z całego martyrologicznego sztafażu, historycznej wierności - to po prostu kawał solidnego, rozrywkowego kina.

Są młodzi i urodziwi bohaterowie, jest wątek młodzieńczej miłości, jest prosta psychologia kontaktów międzyludzkich, polegająca na wdzięczności i uwielbieniu za wyratowanie z opresji. Jest piękne lato, a terror hitlerowców nie przeszkadza młodym ludziom przynajmniej udawać, że są wolni. Ale kiedy włącza się czerwona lampka patriotyzmu, robi się niebezpiecznie.

Główna bohaterka, BIedronka, czyli nastoletnia Zofia Wichłacz, w imię miłości po prostu dopuszcza się dezercji. W imię uczući nie wykonuje rozkazów, wręcz zrywa biało-czerwoną opaskę, by ratować swoją młodzieńczą miłość. Jeśli włączy się czerwona lampka wierności faktom, trudno uwierzyć, że młody bohater z przestrzelonym płucem, majaczący w gorączce, ozdrowieje dokładnie na czas przejścia kanałami do Śródmieścia, a później przepłynie wpław Wisłę.

Kiedy powyłączamy ostrzegawcze lampki, przed oczami może nam stanąć nastoletni John Rambo. I wtedy wszystko jest w porządku. Zwłaszcza, że kule w filmie Komasy nie oszczędzają nikogo, trup ściele się gęsto, choć dwuznaczne zachowanie dirlewangerowca wobec Biedronki, która zdecydowała się pozostać z rannymi w szpitalu jest raczej niesmaczne, niż dramatyczne. I na tym polega słabość filmu - rewelacyjnie oddane sceny potyczek, eksplozji, taniec śmierci połączony z muzyką Niemena - to wszystko po prostu tuszuje letnią uczuciowo historię nastoletniej miłości, która nie wiadomo naprawdę kiedy rozkwitła.

Bardziej przekonująca jest namiętność Kamy do Stefana, nota bene wciągniętego do konspiracji przez przypadek. Jakże oskarżycielsko i gorzko brzmią jej słowa wobec rywalki o względy młodzieńca, że po wojnie będzie im co najwyżej mogła usługiwać w kawiarni. Ale czy ktoś to w ogóle zauważył? Jeden z moich znajomych, po studiach, ale przed 30 rokiem życia wyznał, że oglądając z rówieśnikami "Miasto 44" nie skojarzyli oni faktu krwawego deszczu ludzkich szczątków z wcześniejszym przejazdem przez ekran zdobycznego hitlerowskiego transportera, więc chyba nie warto załamywać rąk nad drobiazgami. Oczywiście, kiedy strzelają, naturalne jest, że chcemy żeby naszych bohaterów kule się nie imały, ale trudno jakoś szczególnie ich polubić.

Cieszmy się zatem nowym polskim filmem, a historii szukajmy w książkach. Tym razem kino jest po prostu rozrywką, a nie leninowską "najważniejszą ze sztuk".

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny