Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyspy Dziewicze nauczyły mnie odwagi, samodzielności oraz wytrzymałości na wszelkie trudy podróży

Julita Januszkiewicz [email protected]
Tak wyglądało obozowisko Łukasza na bezludnej plaży. Hamak i moskitiera były podwyższone, bo wokół łaziły kraby, robaki, jaszczurki i inne dokuczliwe owady.
Tak wyglądało obozowisko Łukasza na bezludnej plaży. Hamak i moskitiera były podwyższone, bo wokół łaziły kraby, robaki, jaszczurki i inne dokuczliwe owady. Archiwum prywatne
Czułem się prawie jak Robinson Crusoe, byłem sam na bezludnej plaży. Miałem swoje jedzenie. Dopadły mnie dokuczliwe owady, a nawet gorączka, ale wróciłem z Karaibów pełen wrażeń - mówi Łukasz Bajkowski.

To była prawdziwa przygoda życia. Dziewięć dni w samotnym, odludnym miejscu. Łukasz Bajkowski właśnie wrócił z wyspy Saint John, położonej na Morzu Karaibskim.

Ma 27 lat. Pochodzi z Białegostoku. Skończył prawo i historię. Jak każdego młodego człowieka ciągnie go w świat. Od trzech lat jeździ do USA. Tam przez kilka miesięcy pracuje na obozie młodzieżowym. Przy okazji pobytów w Stanach zainteresował się terytorium zamorskim tego kraju.

- Pewnego dnia wpisałem w Google Karaiby i ukazała się mapa z różnymi wyspami - wspomina. Zaciekawiły go Wyspy Dziewicze. Przede wszystkim to, że region ten nie jest popularny wśród turystów.

Chciał przeżyć przygodę

- To mi odpowiadało, postanowiłem tam polecieć. Mama nie mogła uwierzyć, myślała, że to tylko marzenia i mi przejdzie. Ale tata, harcerz kibicował mi. Bo kiedyś sam był na Kubie - uśmiecha się Łukasz.

Podróż na Wyspy Dziewicze planował od stycznia. Czytał przewodniki, kompletował bagaż, wyprawa miała być przygodą życia. Wymyślił, że będzie spał w hamaku z moskitierą, do plecaka spakował nóż. Musiał też zrobić zapasy żywności, bo przeczytał w internecie, że w tamtych rejonach świata artykuły spożywcze są kilka razy droższe niż w USA. Poza tym przewodniki radziły, by ze względów higienicznych nie jeść na miejscu.

- Pomyślałem, że wezmę wojskowe racje żywnościowe, czyli różne konserwy i suchy prowiant. Jedna kosztuje pięć dolarów. Zabieranie ze sobą jedzenia na 9 dni, bo na tyle zaplanowałem jechać, byłoby bezsensowne - opowiada Łukasz.

Do wspólnego wyjazdu nie udało mu się namówić nikogo ze znajomych. - Uznali, że jest zbyt ekstremalny. A mnie to właśnie pociągało, nie kręciły mnie oblężone przez turystów plaże - podkreśla Łukasz.

Wybrał niewielką i odludną wyspę Saint John. Oczywiście, przed podróżą miał obawy. Bał się wysokich temperatur i wilgotności. Z Nowego Jorku (bo tam akurat był na obozie młodzieżowym) do Portoryko poleciał 7 września, a stamtąd na wyspę Saint Thomas.

- Lotnisko było niewielkie. Upał niesamowity. Nie wiedziałem, gdzie iść. Obserwowałem więc ludzi i podążałem za nimi. Byłem przecież sam, nie znałem okolicy - opowiada. W końcu zobaczył, że jakiś Amerykanin łapie taksówkę. Wsiadł więc razem z nim.

I tak dotarł do portu. Stąd miał dopłynąć na wysepkę St. John.

- Myślałem, że to będzie duży port. A wyglądał jak w filmie "Piraci z Karaibów". Widziałem nawet zacumowane repliki statków pirackich. Cały port to była jedna ławka, przy której siedziała kobieta i obsługiwała pasażerów.

Zamiast dużym, białym promem, jak sobie wyobrażał, dopłynął na wyspę rybackim kutrem. Było po godzinie 18, gdy dotarł na Saint John.
Noc w dżungli

Chciał iść na kemping, ale szybko zapadł zmrok. Dlatego samotny marsz przez dziką dżunglę byłby niebezpieczny. Musiał więc nocować w lesie tropikalnym. Niepewnie rozrzucił hamak i próbował zasnąć Nie było to jednak łatwe. Zewsząd dochodziły głośne śpiewy ptaków, szuranie i stukot różnych zwierząt.

- Obudziłem się o świcie i zobaczyłem, że hamak spadł, a ja jestem pogryziony przez owady. Skończyła mi się też woda. Wyruszyłem w stronę miasta Cruz Bay, by poszukać hotelu.

Jeszcze przed wyjazdem Łukasz przeczytał w przewodniku, że są tam trzy hotele. Ale miał pecha, bo dwa były akurat zamknięte.

- Do kolejnego zaprowadziła mnie spotkana po drodze kobieta. Ledwo powłóczyłem nogami, byłem tak wycieńczony. Miałem gorączkę. To na pewno przez zmęczenie, zmianę klimatu, brak wody - mówi Łukasz. - Warunki w hotelu były dobre, a doba tutaj kosztowała 100 dolarów.

Następnego dnia, gdy doszedł do siebie, wybrał się na szlak. Chciał poznać okolicę i poszukać bezludnej plaży, bo planował tam przenocować. Wędrował przez góry porośnięte gęstym i bujnym lasem. Po drodze widział ruiny dawnych kolonialnych posiadłości duńskich, wyspa należała niegdyś do Duńczyków. - Zachwyciła mnie tropikalna roślinność, nieznane mi dotąd egzotyczne owoce. Ale najbardziej zdziwiły mnie sarny, nie spodziewałem się, że są tutaj. A okazuje się, że przed laty przywieźli je z Europy Duńczycy - mówi.

Na wyspie mieszkają głównie czarnoskórzy. Nie mają pracy, żyją biednie w skromnych chatach. Przesiadują na ławkach z butelką piwa w ręku. Ale i młody białostoczanin był też dla tubylców nie lada atrakcją. Bo na wyspie rzadko można spotkać obcokrajowców. Miejscowi wpatrywali się więc w Łukasza, natrętnie prosząc o dolara.

Na bezludnej wyspie

W Cruz Bay Łukasz czuł się jednak bezpiecznie, gdyż w miasteczku było dużo patroli policyjnych. - Słyszałem, że kilka lat temu zastrzelono tu turystkę. Dlatego na ulicach jest tylu policjantów - uważa.
Ostatnie dwa dni wyprawy Łukasz spędził na bezludnej plaży, którą znalazł zwiedzając wyspę. Urządził swoje obozowisko niczym Robinson Crusoe nad samym oceanem. Znalazł stelażowy hamak, pozostawiony przez innego samotnego wędrowca. Połączył go ze swoim i dzięki temu miał stabilniejszą konstrukcję.

- W głąb dżungli nie zapuszczałem się. Bo jest ona ciemna i straszna - tłumaczy Łukasz. - Do miasta było daleko, ale miałem ze sobą zapasy wody i jedzenie.

Pobyt z dala od ludzi był spełnieniem jego marzeń, choć dokuczały różne owady. Krążyły ich całe chmary, nie sposób się było opędzić. Łukasz do dziś ma na rękach ślady po ukąszeniach.

Wyprawa na Karaiby kosztowała 1000 dolarów. - Nie żałuję, że tam byłem - mówi Łukasz. - Pobyt tam nauczył mnie odwagi, zaradności i samodzielności. Przekonałem się też, że często nasze wyobrażenia o czymś są inne niż rzeczywistość. Zdobyte doświadczenia przydadzą mi się, kiedy będę planował inne podróże.

Czytaj e-wydanie »

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny