Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownik nie chciał wziąć człowieka do szpitala

Andrzej Zdanowicz [email protected]
Pokazałem ratownikowi całą dokumentację swojej choroby. Nic to nie dało - opowiada Adam Zawadzki.
Pokazałem ratownikowi całą dokumentację swojej choroby. Nic to nie dało - opowiada Adam Zawadzki. Andrzej Zdanowicz
- Było jasne, że mam stan przedudarowy. Ratownik zostawił mnie w domu - opowiada pacjent. - Następnego dnia straciłem przytomność

Nie zawiozę pana do szpitala, bo na SOR-ze i tak pana nie przyjmą - takie słowa usłyszałem od ratownika pogotowia, gdy miałem stan przedzawałowy - opowiada nam 57-letni Adam Zawadzki z Bielska Podlaskiego. - Parę miesięcy wcześniej byłem w szpitalu, stwierdzono u mnie właśnie stan przedzawałowy. Ratownik widział kartę informacyjną z tego pobytu, ale nie zareagował.

Nasz Czytelnik mógł przypłacić to życiem. Była niedziela. Pan Adam był właśnie na wsi, gdy poczuł się źle. Bolała go głowa, tracił czucie w części ciała.

Zobacz też: Teodor Szymonik zmarł, gdy odesłał go szpital. Śledczy badają sprawę śmierci pacjenta. Kontrolę wszczął NFZ

- Miałem takie same objawy, gdy trafiłem do szpitala i wykazano u mnie stan przedudarowy - opowiada. - Dlatego wyciągnąłem kartę informacyjną.

Ale ratownik nie chciał nawet mówić o zawiezieniu mnie do szpitala, bo nie chciał kłócić się z szefem SOR-u. Podał choremu jedynie tabletki i zastrzyk.

Leki nie pomogły. Pan Adam przemęczył się resztę dnia i całą noc. Rano zaczął tracić przytomność. W domu była tylko jego matka. Kobieta wpadła w panikę. Zadzwoniła po wnuków. Ci natychmiast wezwali pogotowie.

- Ja już tego nie pamiętam, bo straciłem przytomność - wspomina nasz Czytelnik. - Gdy się obudziłem, zobaczyłem wokół siebie mnóstwo lekarzy lub ratowników. M.in. tego, który przyjechał do mnie za pierwszym razem. Usłyszałem tylko, że wezwano helikopter , by mnie przetransportował do Białegostoku.
Liczyła się każda sekunda, karetka dowiozła Zawadzkiego do śmigłowca. Ten musiał jednak lądować w podbiałostockich Krywlanach, a dopiero stamtąd karetka zawiozła go do szpitala.

- Ledwie nie straciłem życia. Będąc w szpitalu poczułem się jeszcze gorzej, ale już otoczono mnie fachową opieką - wspomina Adam Zawadzki.

Pan Adam zgłosił się do nas po tym, jak na naszych łamach, a później w mediach ogólnopolskich, pojawiły się informacje o konflikcie między bielskim szpitalem, a pogotowiem.

To w wyniku tych sporów życie stracił Teodor Szymonik, około 60-letni mieszkaniec Brańska. Rodzina przywiozła go do bielskiego szpitala, ale tam pielęgniarka odesłała go do ambulatorium pogotowia, bo to ono pełni opiekę nocną i świąteczną. Zanim jednak syn pana Teodora znalazł pogotowie ojciec stracił przytomność. Trzeba było go reanimować. Nieprzytomnego mężczyznę zawieziono do szpitala, ale pomimo podłączenia go do aparatury - zmarł.

- Tylko cudem nie podzieliłem jego losu - żali się pan Adam. Opiekę zdrowotną w niedziele i święta sprawuje pogotowie. Tam powinni kierować się pacjenci z niegroźnymi dolegliwościami. W cięższych przypadkach trzeba dzwonić po karetkę. Chorzy z udarem muszą trafić do Białegostoku, bo tam jest specjalny oddział do opieki nad nimi.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny