Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kariera Feliksa Filipowicza. Z historią wodociągów w tle

Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego
Wodociągi wzniesiono w latach 1928-1932. Na zdjęciu budowniczowie oraz radni miejscy. Trzeci od lewej Feliks Filipowicz
Wodociągi wzniesiono w latach 1928-1932. Na zdjęciu budowniczowie oraz radni miejscy. Trzeci od lewej Feliks Filipowicz Muzeum podlaskie w Białymstoku
Kończę wodociągową opowieść, którą dla ochłody od letnich upałów zaserwowałem Państwu. Jej ostatnią częścią będzie kilka uwag o Feliksie Filipowiczu, który za sprawą tajemniczego zegarka stał się jej kluczową postacią.

Przypomnę, podczas prac ekshumacyjnych na terenie Aresztu Śledczego prowadzonych przez białostocki IPN, w jednej mogile znaleziono przy zwłokach złoty zegarek z wygrawerowaną dedykacją "Prezesowi Feliksowi Filipowiczowi na pamiątkę pierwszych pięciu lat współpracy urzędnicy Wodociągu Białostockiego 1. XII. 1933."

Sprawą z dociekliwością godną detektywa zajęła się redaktor Agnieszka Czarkowska z Radia Białystok. Udało się jej ustalić niezwykłe fakty. Dopuściła mnie do swoich tajemnic, ale byłbym świntuchem, gdybym je tu ujawnił. Z tym poczekajmy do premiery reportażu, zapewniam, że świetnego! Mi więc pozostaje przypomnieć co nieco o Filipowiczu.

Nie był białostoczaninem z urodzenia. Na świat przyszedł w 1869 r. w Kiejdanach. Po ukończeniu studiów farmaceutycznych w Warszawie w 1898 r. uzyskał koncesję na prowadzenie apteki w Chełmie Lubelskim. Tam też w 1901 r. miał podobno spotkać się z Józefem Piłsudskim, który po ucieczce ze szpitala psychiatrycznego w Petersburgu przez kilka dni ponoć przebywał w jego domu. Informacji tej nie podaje jednak nigdzie biograf Marszałka prof. Andrzej Garlicki.

Sam Filipowicz określał się jako sympatyk PPS. Może rzekoma kwatera miała go w jakimś sensie uwiarygodniać. A może była tylko wytworem egzaltowanej osobowości prowizora farmacji. Wiadomo jednak, że w 1907 r. Filipowicz za kontakty z PPS-em został aresztowany. Przypuszczalnie na skutek tego musiał wyjechać z Kongresówki i w 1909 r. zamieszkał w Białymstoku w drewnianym domu należącym do Bernarda Hauge przy Monopolowej 2 (obecnie Św. Wojciecha).

Po przyjeździe podjął praktykę w aptece Zofii Narkiewicz -Jodko, która mieściła się w budynku dzisiejszej Astorii. W 1915 r. stał się właścicielem tej apteki, ale już wówczas działalność społeczna i polityczna brała górę nad farmacją. Zaangażował się w ruch niepodległościowy, z miejsca stając się jednym z jego liderów. Organizował polskie szkolnictwo, działał w POW, w 1917 r. został wiceprezesem Centralnego Komitetu Narodowego. Wkrótce zostaje aresztowany przez Niemców i trafia do obozu jenieckiego w Havelbergu, w którym więziono legionistów.

Do Białegostoku wrócił na początku 1919 r. i od razu stał się jedną z najważniejszych postaci. W tych pierwszych miesiącach po odzyskaniu niepodległości władzę w mieście sprawowali komisarze rządowi, z których największą aktywnością wykazywał się Napoleon Cydzik. Zdominował on całkowicie tymczasowego prezydenta miasta Józefa Puchalskiego.

Filipowicz tymczasem zaangażował się w działalność charytatywną i oświatową. Organizował opiekę nad dziećmi, pomagał przy powstawaniu szkół i żłobków. Wyraźnie oczekiwał momentu, który sprawi, że stanie się pierwszoplanową osobą.

Chwila ta nadeszła wraz z ogłoszeniem pierwszych samorządowych wyborów, które wyznaczono na 7 września 1919 r. Został członkiem Głównej Komisji Wyborczej. Jednocześnie z jego inicjatywy powstał w mieście Polski Komitet Wyborczy, w którym udało się zgromadzić prawie całe środowisko polskie. Gdy układano listę wyborczą Komitetu, to w wyniku głosowania Filipowicz bezkonkurencyjnie zajął na niej pierwsze miejsce.

Był już niekwestionowanym przywódcą. Nie zaszkodziła mu nawet nieoczekiwana wolta przyjaciela Franciszka Godyńskiego, który w przeddzień wyborów wycofał się z listy Filipowicza i utworzył własną, konkurencyjną. Nota bene już wkrótce Godyński zaczął przysparzać wielu kłopotów prezesowi Filipowiczowi.

Ale póki co wybory okazały się triumfem Filipowicza. Przyćmiewała go nieco bardzo niska frekwencja wyborcza (około 12 proc.). Wszyscy oczekiwali, że właśnie on zostanie prezydentem miasta. Ku zaskoczeniu współpracowników wolał jednak zostać prezesem, czyli przewodniczącym rady miejskiej. Uważał, że to stanowisko bardziej odpowiada jego temperamentowi, daje więcej możliwości działania.

Jesień 1919 r. była szczytem powodzenia w karierze Filipowicza. Nie znał jeszcze goryczy krytyki. Mógł przypuszczać, że następne lata przyniosą konsekwentne budowanie jego pozycji. Zderzenie z rzeczywistością było jednak bolesne. Białystok okazał się miastem trudnym do rządzenia.

Pomimo wielkiego wysiłku samego Filipowicza oraz współpracującego z nim blisko i lojalnie prezydenta Bolesława Szymańskiego, fala krytyki wzrastała. Jej przyczyny tkwiły w złej sytuacji gospodarczej i w antagonizmach narodowościowych, które trapiły Białystok.

Gdy nadeszły kolejne wybory w 1927 r. Filipowicz bez przekonania zgłosił swoją kandydaturę, ale w decydującym momencie wyjechał do Francji. Była to chęć wycofania się. Być może, zmęczony nieustannymi atakami prasowymi, awanturą w łonie samej rady, podziałami w jego dawnym obozie, w którym dominujące stały się poglądy radykalne, nie widział dalszej możliwości pracy publicznej. Wybory przegrał i do nowej rady miejskiej nie wszedł.

Od 1919 r. Filipowicz praktycznie nie uprawiał już zawodu farmaceuty. Aptekę prowadził jego wspólnik Czesław Moskalewski. W 1925 r. Filipowicz sprzedał najpierw własną hurtownię Artykułów Pierwszej Potrzeby, aby w 1927 r. sprzedać swoje udziały w aptece Moskalewskiemu. Po zakończeniu pracy publicznej zatrudnił się w Urzędzie Likwidacyjnym, przy Branickiego 3. Pracował tam do 1939 r. Urząd ten był reprezentantem skarbu państwa.

To kolejna nić wskazująca na rolę, jaką odegrał Filipowicz w sprawie białostockiego wodociągu. Przez lata prezesury wyrobił sobie pozycję w ministerstwie skarbu i to być może spowodowało jego zatrudnienie. Co charakterystyczne, że jego praca odseparowana była od bieżących spraw miejskich.

W tych wszystkich latach widoczna też była skłonność Filipowicza do gabinetowego, dyskretnego załatwiania wrażliwych społecznie i finansowo spraw. Za tę dyskretną skuteczność wodociągowi pracownicy obdarowali go złotym zegarkiem.

Feliks Filipowicz zmarł samotny, schorowany, przykuty do łóżka, 21 stycznia 1941 r. Tajemnica zegarka pozostaje na razie nierozwiązana. Ale może redaktor Agnieszka Czarkowska przybliży nas do rozwikłania tej zagadki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny