Siłą, która mogłaby zmienić sytuację na Białorusi jest Cerkiew Prawosławna. Pod warunkiem, że nie byłaby ona prokremlowska i potrafiła przekonać społeczeństwo, że w kraju powinna być demokracja. Jeżeli za taką Cerkwią poszliby wszyscy wierni, reżim Aleksandra Łukaszenki musiałby upaść. Taki ogólny wniosek można wysnuć po wysłuchaniu tego, co miał do powiedzenia Paweł Sewiaryniec.
- Dziś sytuacja jest taka, że jakieś 30 proc. Cerkwi popiera Putina, 20 proc. chce wolnej Białorusi, a pozostali duchowni są niezdecydowani i mówią, że nie mieszają się do polityki - mówił w rozmowie z "Porannym".
Paweł Sewiaryniec to znany białoruski opozycjonista. W latach 1999-2003 był wiceprzewodniczącym partii Białoruski Front Ludowy, a do 2004 roku - przewodniczącym "Młodego Frontu". Obecnie szefuje komitetowi organizacyjnemu Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji. W 2005 roku, za organizację protestów przeciw Łukaszence został skazany na trzy lata pracy przy wyrębie lasu. W latach 2011-13, w ramach kary pracował w gospodarstwie rolnym w Kuplinach pod Brześciem. Tam właśnie napisał książkę "Białoruska głębia", którą promuje w Polsce. Na spotkaniu w białostockim Radiu Racja pojawili się ludzie, którym przyszłość Białorusi nie jest obojętna.
- Może pan będzie kandydował na prezydenta Białorusi? - sugerowali.
Paweł Sewiaryniec twierdził, że nie może kandydować, bo był więźniem politycznym. Poza tym, prezydentura byłaby dla niego "krzyżem". - Po wyborach mógłby zostać uwięziony, a nawet zabity. Chociaż trzeba podkreślić, że kiedy opozycja wystawiała jednego kandydata, reżim Łukaszenki obawiał się go w ten sposób represjonować - mówił.
Już niedługo ma się odbyć kongres partii demokratycznych, które wybiorą jednego kandydata w wyborach 2015 roku.
- Głosy nie mogą być rozdrabniane - twierdził opozycjonista.
Wiele mówił też o potrzebie odrodzenia narodu w duchu chrześcijańskim.
- Kiedy w Polsce dyskutuje się np. na temat aborcji, na Białorusi przechodzi się nad tym tematem do porządku dziennego. Ogromnym problemem jest też alkoholizm. Władza udaje, że z nim walczy, ale pijanym narodem łatwiej się rządzi. To zresztą nic nowego. W XIX wieku w Prużanach powstał zaczątek wielkiego ruchu antyalkoholowego. Cieszył się taką popularnością, że w szczytowym momencie rozprzestrzenił się aż w 32 rosyjskich guberniach. Otwierano szkoły trzeźwości, powstawały towarzystwa abstynencie itd. Żeby powstrzymać ten ruch, car wysłał do Prużan wojska. Około 7 tysięcy ludzi trafiło na Sybir, a w białoruskich karczmach znów zaczęto nalewać - opowiadał Paweł Sewiaryniec.
O Białorusi mówił też w perspektywie sytuacji na Ukrainie. - Łukaszenko zrozumiał, że następny może być nasz kraj. Dlatego też z tego strachu zrobił coś, co jeszcze do niedawna było nie do pomyślenia. Mianowicie podczas oficjalnego wystąpienia mówił po białorusku, mimo tego że językiem urzędowym jest rosyjski. Przez 20 lat urzędowania, w swoim ojczystym języku - który bardzo dobrze zresztą zna - wypowiadał się publicznie tylko cztery razy - mówił opozycjonista.
Twierdził też, że wielu uważa, że na Białorusi dojdzie do obalenia Łukaszenki tylko wtedy, gdy ludzie nie będą mieli co jeść.
- Ja tak nie myślę. Zmiany będą możliwe wtedy, kiedy Białorusini znów uwierzą w Boga. Powinniśmy szukać nie kiełbasy, ale właśnie Boga - skwitował.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?