Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ul. Lipowa i Sienkiewicza. Małe dzieci żebrały na ulicy. Dorośli zabierali pieniądze

Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik archiwum
W społeczno-obyczajowy koloryt przedwojennego Białegostoku wpisywali się oczywiście też żebracy. Było ich szczególnie wielu w zaraz powojennych, biednych czasach. Nic dziwnego, brak pracy, drożyzna spowodowana silnym spadkiem wartości marki polskiej, zmuszały do wyciągania ręki po datek nie tylko zawodowych wypraszaczy, ale też rzesze zwykłych wynędzniałych białostoczan.

Szczególnie częstym widokiem na ulicach były żebrzące dzieci. Jednych przymusiło do tego wojenne jeszcze sieroctwo, inne wielodzietna, uboga rodzina, gdzie nie zawsze można było liczyć nawet na najskromniejszy posiłek.

Na początku lat dwudziestych żebrząca dziatwa upodobała sobie prawy chodnik na ulicy Sienkiewicza oraz lewy przy Lipowej. Mali nędzarze stali niemal przy każdym domu i często w sposób nawet agresywny nagabywali przechodniów o udzielenie jałmużny. Biegali często za nimi, wciskali w ręce jakieś małe, niezdatne do niczego drobiazgi, chwytali za poły płaszcza lub rękawy, żeby tylko dostać jakiś mały pieniążek.

Wśród ulicznych, żebrzących malców i wyrostków były całe, zorganizowane szajki, którymi dyrygowali z boku dorośli. Dbali oni o dobre miejsce dla podopiecznych przy bogatszych budynkach. Odstraszali konkurencję.

Reporter Dziennika Białostockiego pisał w 1922 roku o pewnej handlarce śledziowej z Rynku Rybnego. Przed udaniem się na miejsce swojego interesu wyprawiała ona na żebry swoje liczne, kilkuletnie pociechy, ubierając je w porwane łachmany i połatane worki, mające wzbudzić litość u ludzi jako tako sytuowanych.

Na ulicach żebrali też dorośli. Ci również energicznie zabiegali o jałmużnę. W 1923 roku barwną postacią w okolicach rogu Sienkiewicza i Rynku Kościuszki był obdarty mocno mężczyzna, który nie uzyskawszy jakiegokolwiek wsparcia, rzucał za nieczułym przechodniem stały okrzyk: Bić Zidow! Po doprowadzeniu przez policjanta na najbliższy posterunek, okazało się, że sam jest Żydem z Żytomierza, który wpadł w chorobę umysłową po przeżytym pogromie.

Inną popularną figurą w tym samym czasie mienił się osobnik odstawiający na ul. Kupieckiej taniec św. Wita (epilepsja). Miało to wzbudzić współczucie mijających go ludzi i jakąś pieniężną pomoc. Zdemaskowany szybko symulant przeniósł się na ul. Giełdową, gdzie już przy debiucie stuknął się mocno głową o bruk i trafił do Szpitala Żydowskiego.

Innym rodzajem żebractwa było chodzenie po proszonym po białostockich mieszkaniach. Celowali w tym zwłaszcza przyjezdni rejzerzy z okolicznych miast i miasteczek. Podawali się zwykle za pogorzelców czy powodzian. Najczęściej były to wychudzone kobieciny trzymające za rękę małe, brudne dziecko, prosiły co łaska, zaś zmyślny pędrak próbował w tym czasie coś ściągnąć zza uchylonych przez służącą drzwi. Taka historia przydarzyła się Julii Przyborowskiej z ul. Świętojańskiej 18, której 10-letnia dziewczynka trzymająca się niby kurczowo spódnicy matki ściągnęła ze stolika w przedpokoju srebrny zegarek wartości 35 tys. zł. W 1925 roku policja zatrzymała za włóczęgostwo połączone z żebraniną m.in. Irenę Ostrowską z Warszawy, Caję Topolską z Baranowicz, Bronisławę Nowicką z Łap. Mieszkania białostockie odwiedzali też żebrzący mężczyźni. Ci za parę groszaków oferowali swoje liche usługi przy noszeniu wody, drewna czy węgla. Przy okazji interesowała ich też jakaś drobna własność tymczasowych pracodawców.

Stałym miejscem pobytu żebraków były okolice białostockich synagog, cerkwi, a zwłaszcza kościoła św. Rocha. Tutaj skupiły się osoby starsze, często kalekie, które liczyły na miłosierdzie bliźnich uczęszczających na nabożeństwa. Znajdowali się między nimi zarówno prawdziwie przyciśnięci skrajną biedą staruszkowie, jak też farbowane lisy w dramatyczny sposób demonstrujący swoje sztucznie powykręcane kończyny, ślepotę czy niemotę.

Rzadko kiedy białostoccy żebracy mieli takie święto, jak w listopadzie 1923 roku, kiedy to na ul. Sienkiewicza zatrzymał się samochód i mężczyzna w futrze zaczął rozdawać wśród nich pieniądze. Ot, taka filantropia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny