Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wyręczajmy zbyt często przyrody. Ona czasem bywa okrutna, ale wie co robi

Aneta Boruch [email protected]
Weterynarz Dariusz Poznański opatruje w Poczopku uratowanego orła bielika
Weterynarz Dariusz Poznański opatruje w Poczopku uratowanego orła bielika Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstok
Przyroda nie krzywdzi zwierząt. Możemy wyrządzić im większą szkodę, starając się pomóc, niż zostawiając w lesie czy na łące. Gdy zabieramy zwierzęta ze stanu dzikiego, to przerywamy łańcuch natury - przestrzegają leśnicy.

Jest w nas spontaniczna chęć udzielania pomocy dzikim zwierzętom - każdy ma taki odruch. A sezon urlopowy w pełni - wielu z nas spędza wolny czas blisko przyrody: w lasach czy nad jeziorami. I niejednokrotnie podczas wycieczek czy spacerów w lesie natykamy się na dzikie zwierzęta. Często wydaje się nam, że są wygłodniałe, porzucone, a jedyny ratunek dla nich, to zabrać je, by przetrwały. Nie zawsze to słuszne.

Łoszak w bamboszach

Jesienią ubiegłego roku do Przytuliska dla zwierząt w Nadleśnictwie Krynki trafił młody łoś, tzw. łoszak. Był w dobrej kondycji. Przywieźli go starsi ludzie. Powiedzieli, że znaleźli go porzuconego i chcą oddać zwierzę w dobre ręce. Ale w trakcie rozmowy okazało się, że łoszak był u nich już od trzech miesięcy i stał się właściwie domownikiem. Do tego stopnia, że chodził po mieszkaniu z bamboszami na racicach, żeby nie robić szkód. Oswojony, wierny jak pies, oglądający telewizję razem z panem. Chodził za ludźmi jak cielaczek.

- Ci państwo wygadali się, że znaleźli go na spacerze w lesie i zabrali malucha z lasu - opowiada Ewa Majewska z Lasów Państwowych. - Przywiązali się do niego i stał się atrakcją dla gości, wnuków i dzieci z okolicy. Dopóki nie urósł.
Pracownicy Lasów mówią, że to bardzo częsty problem, z którym dzwonią ludzie: znalazłem porzucone zwierzę. Tymczasem, to że spotykamy małą samotną sarenkę czy łosia wcale nie oznacza, że są one pozbawione opieki rodziców. To biologia tych zwierząt - opieka polega na tym, że młode pozostają w ukryciu w zaroślach, a rodzice po prostu szukają pokarmu. To, że akurat na spacerze trafimy na legowisko z młodym, nie znaczy, że jest ono porzucone. Nie zabierajmy zwierząt w takich przypadkach.

O tej porze roku często można natknąć się na podlota, czyli młodego ptaka, który dopiero uczy się latać. Najlepiej widać to na przykładzie bocianów. Czasami niektóre ptaki wypadają z gniazd. I np. sowy, pustułki, puszczyki nie mają możliwości, by wdrapać się do niego z powrotem. Dlatego do przytuliska w Krynkach trafił trzy miesiące temu puszczyk z połamanym skrzydłem.

Gdy widzimy takiego młodego ptaka, adoptujemy go niczym sierotkę. Jednak róbmy to z rozsądkiem.

- Zanim podniesiemy ptaka czy dotkniemy innego zwierzęcia, nie spieszmy się, poobserwujmy go - podpowiada Ewa Majewska. - Przy czym trzeba zachować dużą ostrożność. Bywały przypadki, gdy ktoś np. chciał zabrać łoszaka, a z zarośli wypadała rozjuszona matka. Zachowajmy cierpliwość, wróćmy na to miejsce po jakimś czasie. Interweniujmy dopiero, gdy rzeczywiście widzimy, że zwierzę jest okaleczone.
Bo często też bywa tak, że dotknięte przez człowieka zwierzę jest odrzucane przez rodziców. Wtedy jest bezbronne i może zginąć.

Wilcze szczenię w gospodarstwie

Poważnym problemem są też wypadki z udziałem dzikich zwierząt. Nierzadko zdarza się, że pod koła trafia dzik, łoś czy sarna, lisy, jeże. Jeśli zwierzę jeszcze żyje, nie pakujmy go od razu do samochodu, bo mogło odnieść obrażenia wewnętrzne. Jak najszybciej należy poszukać kontaktu z fachowcem, a więc zwrócić się do służb, które mogą zwierzęciu pomóc. Spróbujmy dodzwonić się do weterynarza, leśnika, pracowników Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, urzędów gminy (które mają wydziały ochrony środowiska), koła łowieckiego czy nawet myśliwego, który podpowie gdzie znaleźć pomoc. Na terenie miast - do straży miejskiej.

Warto wiedzieć, że na przewożenie i przechowywanie zwierząt trzeba mieć specjalne pozwolenie - musi być przystosowany do tego celu samochód i specjalnie przeszkolone do tego osoby. RDOŚ w Białymstoku posiada dwa specjalistyczne samochody zaadaptowane do transportu zwierząt. Przewozi nimi ranne osobniki do współpracujących ośrodków rehabilitacji dzikich zwierząt na terenie województwa.

- Nie zabieramy takiego zwierzęcia, bo to jest zagrożenie naszego życia - podkreśla Ewa Majewska. - Zwierzę jest w szoku, może pogryźć, a pamiętajmy, że może być zarażone wścieklizną.

Jeśli już decydujemy się pomóc, najlepiej włożyć zwierzę do kartonowego pudła. Przy takich interwencjach obowiązuje zasada: zwierzę powinno mieć cicho, ciemno, ciepło. Wtedy czuje się w miarę bezpiecznie i jest spokojne. Oszczędzamy mu stresu.

Jest też jeszcze inny aspekt pomagania, w naszym mniemaniu, dzikim mieszkańcom natury. - Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale jeśli zabierzemy łoszaka, sarenkę, ptaki leśne, to jest to po prostu kradzież mienia skarbu państwa, bo większość lasów należy do państwa - mówi Ewa Majewska. - A do tego może być nam postawiony zarzut znęcania się nad zwierzęciem. O tym też trzeba pamiętać. Jedyny możliwy przypadek to zabranie zwierzęcia w celu przekazania go do leczenia. Nie możemy przetrzymywać. Jeżeli zostaje w domu, to tylko wtedy, gdy ma zapewnioną opiekę weterynarza.

Oczywiście, bywają sytuacje, gdy interwencja człowieka ratuje zwierzęciu życie. Nie zawsze jednak udaje się je przywrócić naturze. Kiedyś podczas spaceru nad rzeką w Puszczy Knyszyńskiej ludzie usłyszeli piski, jakby miauczenie kota. Rozejrzeli się i zauważyli, że na kłodzie płynącej rzeką wczepiony w konar siedzi młody ryś. Wyłowili go. Ryś najpierw trafił do leśników, potem do Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt i Ptaków Przytulisko w Nadleśnictwie Krynki. Teraz jest w Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie.

Inne zdarzenie. W jednej z wsi gospodarze zauważyli u sąsiadów szczeniaczka. Przy bliższym kontakcie okazał się młodym wilkiem. Był niesamodzielny, nie mógł trafić do stanu wolnego, bo oswoił się i zaczął jeść z ręki. Po rehabilitacji znalazł się w białostockim zoo.

Zabierając, możemy skrzywdzić

- Nie wyręczajmy natury - apeluje Ewa Majewska. - Młode, niedostosowane osobniki giną, bo to są prawa przyrody. W przypadku dzikiego zwierzęcia możemy wyrządzić mu więcej szkody, udzielając pomocy, niż zostawiając na miejscu. Bo jeżeli jest oszołomiony, a nie okaleczony, a matka jest pobliżu, to ono przeżyje.

Prawda jest też taka, że weterynarze wiele przywożonych do nich dzikich zwierząt usypiają, bo są zbyt okaleczone i niepotrzebnie cierpią. W kwietniu trzy dni przebywał w Przytulisku młodziutki, bo jeszcze z dopiero zagojoną pępowiną, łoś - był wycieńczony, miał rany po ataku psów. Nie miał szans, by przeżyć.

- Przyroda czasem bywa okrutna, ale wie, co robi - podkreśla Ewa Majewska. - W cyklu życia jest i pewna logika, i troska. Zabierając zwierzęta, przerywamy łańcuch natury. A przecież jeden ginie, żeby drugi mógł przetrwać

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny