Właściciele tego komisu to moi sąsiedzi - mówi pan Krzysztof, jeden z poszkodowanych, który w 2007 roku kupił od komisu Korona w Bielsku auto za ponad 40 tys. zł. - Z Ignacym przez wiele lat pracowałem w jednej firmie, pracowałem też z jego synami. Nie wiem, jak mogli mnie oszukać.
Pan Krzysztof nie jest jedynym. Według prokuratury, bielski komis sprzedał co najmniej 47 kradzionych aut o wartości od 30 do ponad 60 tys. zł. Ich kupcy, po tym jak sprawą zajęła się prokuratura, stracili zakupione pojazdy, nie odzyskali też wydanych na nie pieniędzy.
Z ustaleń śledczych wynika, że proceder był bardzo dobrze zorganizowany. Auta kradzione były przeważnie w Belgii i Holandii. W tych samych państwach kradzione były też dokumenty innych aut tych samych marek. Później przebijano w samochodach numery VIN, aby pasowały do skradzionych dowodów rejestracyjnych i kart pojazdów.
Wszystko zorganizowane było tak dobrze, że w Polsce auta przez lata traktowane były jak legalne. Ich właściciele bez przeszkód mogli je przerejestrować. Nic nie wykazywały także kontrole policji, bo numery rejestracyjne i numer VIN aut były takie same jak w dokumentach.
- Inna sprawa, że w Belgii i Holandii jeździł samochód tej samej marki i z takim samym numerem VIN - mówi pan Tomasz, który na kradzione auto wydał ponad 60 tys. zł.
Przedsięwzięcie zakrojone było na bardzo szeroką skalę. Kradzione auta sprzedawano nie tylko w Bielsku, ale też w wielu innych miejscach m.in. w Łomży.
- Prawdopodobnie takie auta sprzedawano też w innych komisach na terenie kraju i za granicą - mówi pan Tomasz.
- Po tym jak się okazało, że auta są kradzione, zostały one nam odebrane, a wydanych pieniędzy nie możemy odzyskać - skarży się pan Krzysztof. - Właściciele komisu cały majątek jaki mieli albo posprzedawali, albo poprzepisywali na rodzinę i teraz twierdzą, że są niewypłacalni.
Nasi rozmówcy nie kryją rozczarowania polskim wymiarem sprawiedliwości. Sprawa do sądu trafiła bowiem dopiero po pięciu latach śledztwa prokuratorskiego. I ciągle nie może się zakończyć. Nawet ostatnią czwartkową rozprawę trzeba było przełożyć na październik, bo nie stawili się na niej świadkowie. Obecni byli jedynie oskarżony i kilku poszkodowanych.
- Cały proceder prokuratura wykryła w lutym 2007 roku - mówi pan Tomasz. - Ale pozwalała na to, by oszuści sprzedawali auta jeszcze w marcu i kwietniu. Później pozwoliła upłynnić majątek oskarżonym. Nie zostali oni nawet zamknięci, tylko dzięki niewielkim kaucjom korzystają z wolności. A jeden z nich, Ignacy, ojciec dwóch pozostałych, bez przeszkód wyjechał do USA.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, prowadzi tam bar. Oczywiście nie jest on zarejestrowany na niego, dlatego nie może on spłacić należności.
A te ma spore, bo poszkodowani, nie czekając na koniec sprawy karnej, założyli J. sprawy cywilne. Sąd nakazał mu zwrot pieniędzy tym, którzy kupili auta w jego komisie.
Oczywiście właściciel i jego dwaj synowie przeczą, by sprzedawali kradzione auta.
- Mimo to nie tracimy nadziei, że uda się nam odzyskać nasze pieniądze - usłyszeliśmy od poszkodowanych, obecnych w czwartek na rozprawie sądowej.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?