Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostoczanie ogłosili strajk energetyczny. Odmówili pobierania prądu, bo był drogi

Alicja Zielińska
1937 r. Na takich rozsuwanych, przewoźnych drabinach montowano druty na słupach elektrycznych, po których płynął prąd do odbiorców
1937 r. Na takich rozsuwanych, przewoźnych drabinach montowano druty na słupach elektrycznych, po których płynął prąd do odbiorców Muzeum Podlaskie
Dziś byłoby to nie do pomyślenia. Nie sposób sobie wyobrazić życia bez elektryczności. Ale w 1932 roku tak się zdarzyło. Cena energii znacznie podskoczyła, była o jedną czwartą wyższa niż w Warszawie. Ludzie podnieśli krzyk, nie chcieli tyle płacić. Nie zapalali światła w mieszkaniach, nie używali prądu. W końcu Białostockie Towarzystwo Elektryczności ugięło się i obniżyło ceny energii.

Do przypomnienia bogatej historii białostockiej energetyki skłoniły nas wspomnienia pana Waldemara Szlisermana, który opowiedział o Stanisławie Ostaszewskim, jednym z zasłużonych pracowników elektrowni, jeszcze przed wojną - jego zdjęcie zamieściliśmy w Albumie na początku czerwca. Pan Waldemar, jak się okazało znalazł wśród fotografii swojej żony zdjęcie państwa Ostaszewskich z 11 listopada 1937 roku. Wykonane w zakładzie Foto W. Romanowicz, Rynek Kościuszki 2 (obok kina Świat) jest z dedykacją: "Na pamiątkę państwu Sienkiewiczom".

- To rodzice mojej żony Reni - opowiada Waldemar Szliserman. - Jak wiem z rodzinnych opowieści, państwo Ostaszewscy przez wiele lat przyjaźnili się z teściami. Przyjaźń ta wynikała z tego, że tata mojej żony, Józef Sienkiewicz pracował z panem Ostaszewskim przez wiele lat w elektrowni przed wojną, za pierwszego Sowieta i za czasów okupacji niemieckiej.

Stanisław Ostaszewski był bardzo cenionym specjalistą, a w życiu prywatnym bardzo sympatycznym i życzliwy dla wszystkich człowiekiem. Żona wspomina, że gdy była sześcioletnią dziewczynką, to woził ją na rowerze w Zwierzyńcu, bardzo jej się to podobało, bo rower wtedy rzadko kto miał. Odwiedzał ich jeszcze długo, nawet po śmierci taty mojej żony, który zmarł w czasie okupacji niemieckiej.

Państwo Ostaszewscy mieszkali tak jak my, na Bojarach, mieli dom przy ul. Kamiennej. Jako dzieciak pamiętam, że szło się do nich po piasku pod górkę. Moi rodzice również spotykali się z rodziną Ostaszewskich. Bywaliśmy na wspólnych przyjęciach. A wujek, Edek Żdaniec, po wyzwoleniu Białegostoku w 1944 dostał od pana Stanisława Ostaszewskiego propozycję pracy w odbudowującej się ze zniszczeń elektrowni i następnie jej uruchomienia.

Jak opowiadał, za pracę w tym czasie nie otrzymywał zapłaty, a jedynie dostawał dwukilogramowy bochenek razowego chleba i czasem konserwy amerykańskie. Chleb pieczony był w popularnej wtedy piekarni "U braciszków", przy ul. Słonimskiej. Pamiętam tę piekarnię, w okresie okupacji i w pierwszych latach po wojnie godzinami stałem w kolejce po gorący bochen chleba, wyjęty prosto z pieca. Ścisk był taki, że nieraz brakło powietrza w płucach.

Wujek Edek jako pracownik odbudowujący elektrownię miał ten przywilej, że po jej uruchomieniu, jako jednemu z pierwszych podłączono mu energię elektryczną do domu, a mieszkał wówczas na Bojarach, róg Sowiej i Słonimskiej, w domu pana Kardasza. Niedługo wujek przyłączył prąd do naszego domu przy ulicy Piasta 91.

Opowieść pana Waldemara jest dobrą okazją, by przypomnieć dzieje białostockiej elektrowni, wszak to kawał historii. Zaczęło się od tego, że 29 maja 1908 roku magistrat podpisał umowę z Towarzystwem Przedsiębiorstw Elektrycznych "Gesellschaft für Elektrische Unternehmungen Berlin" na budowę elektrowni. Na jej lokalizację wyznaczono teren nad rzeką Białą, pomiędzy dzisiejszymi ulicami Świętojańską, Mickiewicza, Pałacową i Branickiego. Był tam niegdyś staw należący do hetmana Jana Klemensa Branickiego. I tam - jak na owe czasy rozumiano ekologię - miano odprowadzać nieczystości z elektrowni. Umowa przewidywała, że po upływie 50 lat inwestor nieodpłatnie przekaże miastu zakład, a już po 25 latach miasto będzie mogło wykupić obiekt.

Elektrownia miała ruszyć 1 listopada 1909 roku, tymczasem spokojna Biała wylała ze swego niewielkiego koryta i powódź spowodowała, że datę uruchomienia przesunięto na rok 1910. Podczas budowy słupy energetyczne rozwożono konką, czyli popularnym w mieście tramwajem, powożonym przez konie. Pierwszym dyrektorem elektrowni został jej budowniczy, inżynier Aleksander Tyrmos. Załoga liczyła około 75 osób.

Dzieje elektrowni obfitują w różne wydarzenia. Dokładną jej historię dokumentuje opracowanie wydane w 2011 roku na 50-lecie Elektrociepłowni Białystok, autorstwa Wojciecha Walczaka i Karola Łopateckiego. Z udostępnionego nam wydania wynotujmy co ważniejsze fakty. W 1912 roku Niemcy odsprzedają koncesję belgijskiej spółce. Rok później powstaje Białostockie Towarzystwo Elektryczności - spółka akcyjna z kapitałem francusko-belgijskim. Na czele zarządu staje inż. Kazimierz Riegert. Niestety rozwój młodego przedsiębiorstwa zahamowuje wybuch I wojny światowej, elektrownia trafiła pod nadzór niemiecki, część maszyn uległo zniszczeniu, a inne okupanci zdemontowali i wywieźli.

Sytuacja zmieniła się dopiero z odzyskaniem niepodległości. W 1919 roku zarząd nad elektrownią przejmuje państwo. W 1921 roku rozpoczęły się procedury związane z przekazaniem elektrowni Białostockiemu Towarzystwu Elektryczności, sfinalizowano je w 1922 roku i od tego momentu następuje rozbudowa elektrowni, zwiększa się jej zasięg działania.

W 1925 roku odnotowano zabudowę pierwszych liczników poboru energii - tzw. ograniczników i pobieranie opłaty ryczałtowej w zależności od liczby punktów świetlnych. Rok później została zbudowana na słupach drewnianych o miedzianych przewodach napowietrzna linia o napięciu 3 kV do Wasilkowa.
Z jubileuszowego wydania wynotujmy znamienną ciekawostkę. Przed wojną zarobki robotników wykwalifikowanych i elektromonterów były na tyle duże, że pozwalały na utrzymanie całej rodziny. Za to kobiety w elektrowni, nie wiedzieć czemu, były dyskryminowane, kiedy panna wychodziła za mąż, była zwalniana z pracy.

W miarę rozwoju gospodarki, rosło zapotrzebowanie na energię. Rozbudowano napowietrzną sieć przesyłową w terenie - powstały linie 15 kV do Łap, Choroszczy, Supraśla, Michałowa i innych miejscowości. Elektrownia mogła się też pochwalić biblioteką liczącą 5,5 tys. książek. W 1939 roku, kiedy weszli Sowieci i elektrownia została poddana pod zarząd energetyczny w Mińsku "księgozbiór ocenzurowano. 1500 tytułów uznano za szkodliwe ideologicznie i spalono. Na ich miejsce wprowadzono książki i broszury o tematyce marksistowskiej". Szefem zarządu był szofer z Mińska.

Okupacja niemiecka dopełniła ostatecznie dzieła zniszczenia. Hitlerowcy wycofując się z Białegostoku wysadzili zakład oraz zniszczyli większość linii przesyłowych i urządzeń rozdzielczych. Dzięki wielkiemu zaangażowaniu pracowników, o których wspomina Waldemar Szliserman, już 27 września 1944 r. udało się uruchomić jeden ocalały kocioł.

Po wojnie elektryfikacja kraju stała się priorytetem. W 1947 roku działało już sześć elektrowni w regionie: w Bielsku Podlaskim, Siemiatyczach, Krynkach, Ostrowi Mazowieckiej, Łomży i Sokółce. W 1965 roku rozpoczęto budowę Elektrociepłowni II, była to największa powojenna inwestycja na Białostocczyźnie. Pod koniec lat 60. Zakład Energetyczny Białystok jako pierwszy w Polsce mógł poszczycić się zmechanizowanym obrachunkiem i fakturowaniem drobnych odbiorców energii elektrycznej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny