Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyszedł z listem, a ukradł pieniądze

Włodzimierz Jarmolik
Ambitnym młodym złodziejom z Białegostoku nie brakowało pomysłów
Ambitnym młodym złodziejom z Białegostoku nie brakowało pomysłów Archiwum
Kraść można było wszędzie i na różne sposoby. Oczywiście ambitni młodzieńcy z przedwojennego Białegostoku i jego okolic zawsze mogli coś specjalnego wymyślić. Tak było w przypadku Kazimierza Kmiecika ze Starosielc.

Pewnego majowego poranka 1922 roku do majątku Dojlidy, będącego własnością księcia Jerzego Lubomirskiego, dotarł z Białegostoku zakurzony i zmęczony młodzieniec. Wyglądał na jakieś 20 lat, miał dość inteligentną fizys, w ręku zaś trzymał niedużą, solidnie oklejoną kopertę. Był to, jak stwierdził przyjmującemu go służącemu, list od hrabiego Jana Szembeka. Ponieważ książę akurat bawił w stolicy, posłańca przyjął jego administrator, inżynier Kornel Cajner. Odebrał kopertę, wręczył posłańcowi drobny napiwek i odesłał do kuchni. Zbliżała się właśnie pora śniadania.

Kazimierz Kmiecik, bo to on był właśnie, z dużym apetytem zjadł podaną sobie jajecznicę, popił ją dwoma kubkami kompotu i zamiast wracać do miasta zaczął kręcić się po dojlidzkiej rezydencji. Zniknął dopiero późnym popołudniem, po zjedzeniu solidnego obiadu, na który nie omieszkano go także zaprosić do kuchennego pomieszczenia. Tymczasem wieczorem, po ambarasującym dniu pracy, pan administrator zaczął rozglądać się w swoim pokoju za portfelem z pieniędzmi. Nie znalazł. Ponieważ było już późno, dalsze poszukiwania odłożył do następnego dnia. Rankiem okazało się, że ulotniła się nie tylko spora sumka, lecz również srebrna papierośnica i nowy rewolwer. Po rozmowach ze służbą podejrzenia inżyniera skierowały się ku niedawnemu posłańcowi od hrabiego Szembeka. Sięgnął w końcu po telefon i powiadomił o swoich stratach kierownika Ekspozytury Urzędu Śledczego - pana Stradonia.

Policja szybko wszczęła poszukiwania domniemanego sprawcy kradzieży w Dojlidach. Jeden z agentów EUS penetrował białostocki dworzec kolejowy, gdzie, ku swojemu zaskoczeniu, dostrzegł osobnika dokładnie odpowiadającego rysopisowi, który uzyskano od dojlidzkiego administratora. Zatrzymał więc gościa i odprowadził do urzędu pracy przy ul. Warszawskiej.

Złodziejaszkiem, który połasił się na mienie pracownika księcia Lubomirskiego, był oczywiście nasz Kazimierz Kmiecik. Miał on już na swoim koncie kilka podobnych numerów.

Inżynier Cajmer odzyskał papierośnicę oraz rewolwer. Gotówka została już niestety, jak wyraził się bezczelny złodziejaszek, rozdysponowana. Za to też sąd białostocki oddał go na dziewięć miesięcy do dyspozycji służb więziennych.

Żeby nie poprzestać na tej opowiastce złodziejskiej z początków lat 20. ubiegłego wieku, sięgnijmy kilkanaście lat dalej. Był sierpień 1937 roku. Chaima Berensztejna, zamieszkałego przy ul. Odeskiej, odwiedził niespodziewanie Icek Belski. Wszedł do mieszkania, zrobił tajemniczą minę i ze słowami: "ja tobie coś pokażę", wysypał z woreczka na stół kilkanaście monet. Kiedy zaciekawiony gospodarz pochylił się nad blatem, żeby dokładniej obejrzeć pieniądze, do pokoju wtargnęli następni goście. Byli to Stanisław Ziemniak, posterunkowy z II komisariatu oraz Samuel Farber, który przedstawił się jako wywiadowca służby śledczej i zademonstrował jakiś znaczek pod klapą marynarki.

Obaj funkcjonariusze podeszli do stołu, zaś Farber oświadczył, że znajdujące się na nim pieniądze są fałszywe. Potem zaczął bezceremonialnie zaglądać do szuflad i grzebać w ich zawartości. Znalazł tam 40 złotych, które włożył sobie do kieszeni, twierdząc, że to dowody rzeczowe.

Tymczasem Berensztejn widząc tę grabież zaczął krzyczeć o pomoc. Przybiegli sąsiedzi. Ale pan władza w mundurze, czyli posterunkowy Ziemniak, sięgnął po gumową pałkę i wszystkich uciszył. Później wszyscy aferzyści spokojnie wyszli.

Po dwóch dniach, pełen rozterek Chaim Berensztajn poszedł w końcu do prokuratora. Opowiedział o prowokacji z fałszywymi monetami i zachowaniu policjantów. Sprawa trafiła do sądu okręgowego. Ziemniak dostał sześć miesięcy w zawieszeniu na dwa lata, Farber zaś dwa lata bez zawieszenia. Tylko spryciarz Abelski wymigał się od kary.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny