Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedawał na dworcu fałszywe dolary

Włodzimierz Jarmolik
Nikt nie zwrócił uwagi na słowa trzeźwiejszego jeszcze nieco kolegi, że  "franklin" może być podrobiony.  Wszyscy woleli pić zdrowie fundatora.
Nikt nie zwrócił uwagi na słowa trzeźwiejszego jeszcze nieco kolegi, że "franklin" może być podrobiony. Wszyscy woleli pić zdrowie fundatora. sxc.hu
Było to jeszcze przed reformą walutową premiera i ministra skarbu Władysława Grabskiego, który otrzymał od Sejmu specjalne pełnomocnictwa. Marka w tym czasie leciała na łeb, na szyję, a przezorni białostoczanie gromadzili swoje oszczędności w dolarach.

O dolary szczególnie było łatwo na dworcu. Mógł je mieć na zbyciu niepozorny dorożkarz żydowski z okolicznego postoju, krępy polski bagażowy, czekający sennie na klientów przy swoim wózku, czy też ruchliwy pasażer, który wysiadł na chwilę z pociągu relacji Warszawa - Wilno i skorzystał przez kilkanaście minut ze stacyjnego bufetu. Że wśród zielonych banknotów z podobiznami amerykańskich prezydentów trafiały się fałszywki, to już inna sprawa.

Bohaterem tej historyjki będzie tragarz Kajetan Sawicki, który wiosną 1924 r. zaczął uprawiać też proceder pokątnego waluciarza. Pewnego razu w knajpce, dokąd zaprosił kilku kolegów po fachu, pokazał im 100-dolarowy banknot i z dumą puścił go wokół biesiadnego stołu. Kompanom od kieliszka po prostu opadły szczęki!

Nikt nie zwrócił uwagi na słowa trzeźwiejszego jeszcze nieco kolegi, że "franklin" może być podrobiony. Wszyscy woleli pić zdrowie fundatora. Tymczasem Sawicki wdał się rzeczywiście w mocno podejrzaną aferę. Miesiąc wcześniej w piwiarni Rybałtowskiego spotkał on elegancko ubranego jegomościa, wilnianina, który zwrócił się do niego z prośbą o pomoc w sprzedaży kilkuset dolarów. W zamian oczywiście zaproponował pokaźną sumkę, także w zielonych. Dla tragarza, mającego tylko dorywcze dochody, ta propozycja była nie byle jaką gratką. Ponieważ pierwsza transakcja z zamożnym sklepikarzem z ul. Sosnowej wypadła pomyślnie, Sawicki przy najbliższej okazji poprosił swojego dostawcę o następną partię towaru.

Chętnych unikających marek (ówczesny kurs wynosił 1 milion 350 tys. za jednego dolara) było wielu. Na samym dworcu białostockim znalazła się entuzjastka twarzy Grantów czy Franklinów. Była nią Maria Herbachowa, ajentka stacyjnego bufetu. Tragarz zgłosił się do niej pewnego ranka i poprosił o zamianę 50-dolarówki. Tłumaczył przy tym, że pasażerowi, któremu niósł bagaż zabrakło polskich pieniędzy. Bufetowa oczywiście z chęcią przystała na tę nader korzystną transakcję.

Jeszcze tego samego dnia, kiedy za kontuarem dworcowego bufetu pojawił się mąż pani Herbachowej, Sawicki podesłał mu dwóch swoich koleżków - tragarzy. Tłumaczyli się rzecz jasna, że prośba o wymianę waluty, to uprzejmość świadczona klientom pociągowym. Bufetowy oczywiście z entuzjazmem przyjął "zieleninę" i ochoczo wypłacił cały plik marek. Sawicki, także był hojny dla swoich pomagierów, odpalił im po kilka milionów za fatygę.

Jakież było zdziwienie państwa Herbachów, gdy kilka dni później, w kantorze wymiany, gdzie chcieli amerykańskie dolary zastąpić angielskimi funtami, usłyszeli, że nabyte przez nich walory są bezczelnie, chociaż dobrze podrobione. Po powrocie na dworzec rzucili się natychmiast do poszukiwania swoich dostawców. Wkrótce już wiedzieli, że za fałszywymi pieniędzmi stoi Kajetan Sawicki. Odszukali go. Tragarz nie chciał jednak przyjąć z powrotem podrobionych banknotów. Obiecał tylko wskazać pasażera z Wilna, od którego otrzymał trefne dolary.

Ten bowiem co kilka dni przyjeżdżał do Białegostoku. Minęło kilka tygodni, a litewski gość wcale się nie pokazywał. Sawicki także nie myślał zwrócić Horbachom ich straty. Rozsierdzona bufetowa, nie chcąc czekać dłużej, sama zamknęła swój interes i razem z mężem poszła na policję. Miała całkiem blisko. Na dworcu mieścił się V komisariat PP. Stąd meldunek o fałszywych dolarach trafił od razu na ulicę Warszawską do Ekspozytury Urzędu Śledczego. Jej policyjni agenci podjęli niezwłocznie dochodzenie w tej sprawie.

Ostatecznie bagażowy Sawicki został aresztowany za rozpowszechnianie podrobionych banknotów dolarowych. 5 czerwca 1924 r. Sąd Okręgowy skazał go na 3 lata więzienia i 160 zł opłat sądowych. Bronił go znany adwokat białostocki B. Lipko, ale nic to nie pomogło.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny