Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Brysacz, Andrzej Kalinowski - Podlaskie najpiękniejsze miejsca. Wędrówki Wiktora Wołkowa

Jerzy Doroszkiewicz
O fotografiku na podlaskich koniach i furach wychowanym
O fotografiku na podlaskich koniach i furach wychowanym
Wydawało się, że o artyście dla Podlasia wyjątkowym - Wiktorze Wołkowie - wiemy niemal wszystko. Po raz pierwszy możemy jednak poznać zarówno rytm dobowy fotografika, jak i od podszewki sposób jego pracy. Rodziły się z niego niezapomniane dzieła.

Wędrówki Wiktora Wołkowa to książka łącząca w sobie cechy albumu z pracą reportażysty. Autorzy książki - Piotr Brysacz i Andrzej Kalinowski ruszyli w podróż śladami zdjęć, by w reporterskim zapisie dyskretnie odsłonić postać ich autora.

Przede wszystkim stawiają przed sobą i Czytelnikami retoryczne pytanie - skąd wzięła się taka miłość do przyrody, do rzek i jezior okolic Supraśla. Prawdopodobnie chłopak z białostockiego Antoniuka zakochał się w nich na początku nauki w Technikum Mechanizacji Rolnictwa. W 1956 roku szkoła zajmowała budynki poklasztorne, dziś zwrócone Cerkwi prawosławnej. Kto odwiedził choć raz Supraśl i Muzeum Ikon, z pewnością pamięta brzegi rzeki, klasztorną skarpę i widok na okolicę.

Coś musiało być, co urzekło nastolatka, że później aż do swoich dni ostatnich nie chciał opuścić Supraśla. Ba, kiedy wybudował dom, każdą noc starał się spędzać właśnie pod tym dachem. Ale zdaniem architekta Tomasza Ołdytowskiego, również mieszkańca Supraśla, Wołkowa z jednej strony fascynowała niska zabudowa miasteczka, otoczonego zewsząd lasem, a z drugiej - otwarte niebo nad miastem, które Wołkow obserwował nocami przez teleskop.

Nie da się wpaść na pięć minut

Autorzy delikatnie zdradzają najważniejsze narzędzia pracy artysty. To między innymi obiektyw 1100 mm, ale i zamiłowanie do porządku. W brulionach notował wszystkie swoje wyjazdy i opracował sposób na znaczenie rolek filmów, tak by nie zagubić się w tysiącach naświetlonych błon i setkach tysięcy klatek. Dziś teoretycznie mamy do dyspozycji elektroniczne notatniki i sposoby pozwalające przypisać zdjęciu położenie geograficzne, ale nic nie zastąpi głowy.
Dowiadujemy się, jak poznał żonę, jak podzielili się funkcjami w małżeństwie, zaglądamy wręcz do kroniki czynności dobowych. Do takich bowiem należała codzienna kąpiel w rzece czy w leśnym jeziorku. Supraśl i okolice to zdaniem autorów początek wielkiej opowieści Wołkowa o przyrodzie i gnącym świecie województwa podlaskiego.

Ta książka to również podróż po miejscach, o których milczą przewodniki, a znają je bardziej strażnicy leśni. Puszczańskie ostępy, bagniska, ścisłe rezerwaty. W jednej z takich miejscowości, w Markowym Wygonie, niedaleko Krynek, Brysacz z Kalinowskim śledzą, jak powstawały fotografie żubrów. Oczywiście zilustrowane wyjątkowym zdjęciem stada królów puszczy pasących się na pokrytych resztkami śniegu rżyskach.

Mieszkający tam Piotr Jucha wspomina niezwykle ważne credo Wołkowa: "Ja jestem fotografem, który się wychował na koniach i furach". I rzeczywiście - te motywy powtarzają się w setkach prac artysty, ale też i nigdy nie przestały go inspirować. Jednocześnie poddaje delikatnej krytyce postawy innych, bardziej znanych w świecie fotografów, którzy Podlaskie chcieli uwiecznić szybko, efektownie i do wielu zdjęć ludzi ustawiali. Wołkow miał nigdy tak nie czynić, a na dobre ujęcie - choćby chłopa, który załaduje do pełna wóz sianem i ruszy drogą, potrafił czekać godzinami, obserwując go z oddali przez swój silny teleobiektyw.

Piotr Jucha żartuje, że sławnemu koledze Wołkowa zabrakło cierpliwości, bo w jego albumie o Podlaskiem ani jednego żubra nie ma. Zaś sam Wołkow twierdził, że zanim zrobi się dobre zdjęcie, "coś trzeba na początku poznać, polubić, wtopić się w ten krajobraz i dopiero wtedy brać się za robotę, a nie wpaść na pięć minut, pstryknąć i pojechać dalej". Może dlatego nigdy nie fotografował nic podczas wyjazdów w inne rejony Polski?

Wołkow, choć małomówny, był niezwykle lubiany, można wręcz rzec - towarzyski i zjednujący sobie wszędzie przyjaciół. Nie bronił też obserwowania swojego sposobu pracy, pokazywania ulubionych miejsc fotograficznych łowów. Na takie w latach 80. XX wieku zabierał początkująca fotograficzkę Annę Worowską. To ona przytacza opowieść o czekaniu na ruch chłopa z wozem, a autorzy książki zastanawiają się wraz z nią, czy to właśnie cierpliwość, nieśpieszność nie była jedną z miar talentu Wołkowa.

Zastanawiając się nad urokami nadbużańskiego pejzażu jednocześnie stawiają sobie i Czytelnikowi ważne pytania. W jaki sposób fotografik umie odkryć i przedstawić w zachwycający sposób w przyrodzie coś, co widzą wszyscy na co dzień?. Dlaczego inni widzą to piękno dopiero na zdjęciach i czy to właśnie stanowi o istocie fotografii jako pełnoprawnej dziedziny sztuki?.
Do legendy wśród podlaskich fotografików przeszła też niezwykła determinacja i wytrwałość Wiktora Wołkowa. Jego polowanie na wschody Słońca, często okupione nocami spędzonymi w aucie, czy pod kocem gdzieś na ambonie lub w foteliku na łące. Łomżyński fotograf Robert Bałdyga przyznaje, że do dziś jeśli ktoś zaśpi i na wschód słońca nad Narew nie zdąży mówi się: "Oj, Wołkowa to z ciebie, chłopie, nie będzie…".

Zdaniem Bałdygi supraski artysta stał się częścią fotografowanego świata. Ponieważ lubił wracać do tych samych miejsc, zaprzyjaźniał się z ludźmi, rozmawiał z nimi, miał ogromną i wszechstronną wiedzę o regionie. No i ocalał świat, który odchodzi. A fotografując Podlaskie udało mu się uchwycić i niebo, i ziemię, i wodę i przestrzeń, po prostu lokalny mikrokosmos.

Gdzieś jest w tych swoich mgłach

"Podlaskie najpiękniejsze miejsca" to również najpiękniejsze fotografie. Jak choćby jedna z cyklu , w którym Wołkow uchwycił krowy koło Brzostowa, przekraczające wpław Biebrzę. Widoki zachodów słońca, przydrożnych krzyży, targanych wichurami sosen, czy widzianych z kabiny samolotu rozlewisk i meandrów podlaskich rzek.Jak wspominał sam Wołkow, "kiedyś mi nawet Wiesiek Kazanecki powiedział, że ja tak naprawdę fotografuję powietrze". Andrzej Grygoruk, przyjaciel Wiktora, wicedyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego, dopowiada, że "mgły na jego fotografiach to jest coś nadzwyczajnego i on gdzieś w tych mgłach na pewno jest".

Mirosław Kobeszko, białostoczanin, który porzucił stolicę województwa, by zamieszkać w Uścianku, bliżej Biebrzy, po śmierci Wołkowa napisał, że "zamienił życie na fotografię, bez udawania i ozdobników. Fotografował tylko czyste, często siermiężne życie, dostrzegając w nim to, co inni dopiero mieli zobaczyć po latach".

W "Wędrówkach Wiktora Wołkowa" autorzy zapuszczają się też nad Wigry, do Augustowa, do miejscowości Serwy. Widzą zmieniającą się w wiatrakową farmę Suwalszczyznę, ale podtrzymują wraz z żoną fotografika opowieść o pięknie tego regionu.Małżeństwo Bożeny i Jana Walencików, dokumentalistów mieszkających w Białowieży wspomina fotografika jako przyjacielskiego i zapewniającego poczucie bezpieczeństwa. To samo musiały czuć nawet półdzikie zwierzęta. Walencikowie trzymali w obejściu oswojonego wilka, który zwykle bał się obcych, a na widok Wołkowa położył się brzuchem do góry i się przymilał.

Po zamknięciu książki do miejsc opisanych przez autorów, a tak lubianych przez fotografika chce się wrócić, może nawet zmierzyć z ich legendą i spróbować powtórzyć kadry mistrza. Gdyby do książki dołączona była mapa z zaznaczonymi miejscami - byłoby idealnie. Ale wydawca nadmienia, że w swoim katalogu przewodniki po wigierskim i biebrzańskim park narodowym już ma.

Oby "Wędrówki Wiktora Wołkowa" zawędrowały do księgarń w całej Polsce i ściągnęły w Podlaskie miłośników przyrody, jak i uczestników plenerów fotograficznych, którzy spróbują powtórzyć kroki mistrza. Ci, którzy znali go osobiście, z pewnością nie raz wzruszą się nad kartami, wspominając starego przyjaciela Wiktora.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny