Sto lat temu, w 1914 roku, Wielkanoc wypadała 12 kwietnia. Za trzy i pół miesiąca w odległym Sarajewie padły strzały rozpętujące Wielką Wojnę, która w efekcie przyniosła nam niepodległość. Ale marzenia o odrodzonej, zmartwychwstałej Polsce pojawiały się znacznie wcześniej. Nic dziwnego, że na Wielkanoc krążył po Białymstoku wiersz łączący obydwa Zmartwychwstania. Oto fragmenty:
"I w imię Twoje Panie
Niechaj uwierzy w cud-
W to przyszłe zmartwychwstanie
Tej ziemi, którą orze (…)
Twój wierny, wierny lud (…)
Och obudź, obudź rzesze,
I powiedz Panie - Wskrzeszę,
I zetrę kajdan moce
Niewoli zmienię noce
Na jasny, jasny dzień (…)"
Dziesięć lat później, gdy nastał już ten wymodlony jasny dzień, w 1924 roku Wielkanoc była 20 kwietnia. Tegoż roku życzenia świąteczne miały już całkiem inny wydźwięk. Brzmiały: "Alleluja! Alleluja! W dniu Pańskiego zmartwychwstania przypadło Zmartwychwstanie Skarbu Polskiego!!!"Chodziło w tym nietypowym Alleluja o powołanie w Wielki Wtorek emisyjnego Banku Polskiego.
Była to historyczna chwila. Z polskich portfeli znikała marka, a wprowadzała się złotówka. Zjazd akcjonariuszy nowego banku odbył się w gmachu Filharmonii Warszawskiej. Głównym bohaterem uroczystości był premier Władysław Grabski. Po jego przemówieniu zgromadzeni wznieśli niemalże wielkanocny okrzyk: "Niech żyje zbawca Polski". Białostoczanie pamiętali przyjazd Grabskiego do Białegostoku w styczniu 1922 roku. Był on wówczas przewodniczącym rządowej Komisji Repatriacyjnej. Skrupulatnie zaznaczono, że Grabski noc spędził "na dworcu w swoim salon - wagonie, oczywiście opłaconym przez Szanowną Kolej". Przez następny dzień wraz z wojewodą kontrolował jak w mieście przyjmowani są repatrianci.
Ale drugi symboliczny, bo nie osobisty pobyt Grabskiego w Białymstoku, był finałem tego, co stało się w Warszawie 15 kwietnia 1924 roku. Ledwo minęły 2 tygodnie od "zmartwychwstania skarbu państwa", a miasto obchodziło rocznicę uchwalenia konstytucji 3 maja. O godzinie 18 na Rynku Kościuszki "na stosie spalono nieszczęsną, narzuconą nam przez najeźdźców markę polską. Stos ułożyli harcerze, oni też wzniecili ogień. Pierwsze marki wrzuciły do ognia panie z Narodowej Organizacji Kobiet, a potem publiczność". Owemu ognisku przyglądał się wojewoda Stefan Popielawski, a zebrani na rynku rozmawiali tylko o Grabskim i złotówkach.
Wielkanoc 1934 roku wypadła w mało poważnym terminie 1 kwietnia. Ciekawe wobec tego jak odbierano składane sobie życzenia? Czy traktowano je na serio, czy może z przymrużeniem oka? Ale ten 1 kwietnia miał też i inne konsekwencje. Narzekali na nie handlowcy, bo ruch w sklepach był mizerny. "Okres Wielkiego Tygodnia przypadł bowiem na koniec miesiąca, a więc na czas, kiedy ogół pracowniczy, a zwłaszcza urzędnicy, nie posiada pieniędzy". Wobec tego białostoczanie rzucili się do świątecznych zakupów dopiero w czwartek, kiedy mieli już wypłatę w kieszeni. Dostrzegając ten problem władze miejskie wydłużyły godziny handlu. Co ważne - pozwolono dłużej pracować fryzjerom.
Tej Wielkanocy towarzyszyła jednak całkiem niespodziewana atrakcja. W lany poniedziałek, zapowiadało się naprawdę tęgie lanie, a to za sprawą meczu bokserskiego pomiędzy reprezentacjami Białegostoku i Estonii. W Białymstoku nie było boksera wagi ciężkiej. Wobec tego zaproszono do występu w reprezentacji miasta, mistrza Polski Stanisława Piłata. Ten w odróżnieniu od Poncjusza Piłata nie zwykł umywać rąk. Słynne były i siały postrach na ringu jego podwójne proste zwane "dyszlami Piłata". Jego przeciwnikiem był uznawany za "najsłabszy punkt drużyny" estońskiej Elmar Adelman. Piłat, zwany też Olbrzymem (2 metry wzrostu i 100 kilo wagi) zrobił mu dosłowny lany poniedziałek.
W 1944 roku Wielkanoc, która wypadała 9 kwietnia, była znowu wyczekiwaniem ziemskich nowin. Na białostockim dworcu obserwowano wzmożony ruch niemieckich transportów. Wyczuwano też u okupantów ich dużą nerwowość. Niestety towarzyszyło jej zwiększenie terroru.
O jednej z licznych tragedii z tamtego czasu wspominała kronikarka białostockiej oświaty Maria Kolendo. Oto jeden z uczniów tajnych kompletów Tadeusz Żongołłowicz należał do plutonu dywersyjnego AK. W przeddzień Bożego Narodzenia 23 grudnia 1943 roku "jadąc na rowerze z wiązką granatów na dywersję przez ulicę Zjazd (łączyła ulice Dąbrowskiego z Knyszyńską) został rozpoznany przez hitlerowców i zraniony podczas ucieczki". Następnego dnia w Wigilię został aresztowany. Przesłuchiwany i poddawany torturom nikogo nie wydał. W Wielki Piątek 1944 roku Tadeusz Żongołłowicz został rozstrzelany pod Grabówką.
Ale też docierały do Białegostoku wiadomości o nabierającej rozpędu ofensywie radzieckiej na wschodzie. 8 kwietnia 1944 roku białostoczanie dowiedzieli się że "Armia Czerwona rozpoczęła wyzwalanie Krymu".
Oby tegoroczna Wielkanoc wolna była od wiadomości o "wyzwoleńczych" działaniach na Ukrainie. Oby upłynęła w całkowicie niebiańskim nastroju, czego Wszystkim serdecznie życzę.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?