Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieś Dzikie. Góra Pana Jezusa

Alicja Zielińska [email protected] tel. 85 748 95 45
Odkąd sięgam pamięcią największe doznanie bliskości Boga z całą tajemniczością natury odczuwałem w pobliżu Góry Pana Jezusa. Znajduje się ona w lesie we wsi Dzikie – mówi Janusz Koronkiewicz
Odkąd sięgam pamięcią największe doznanie bliskości Boga z całą tajemniczością natury odczuwałem w pobliżu Góry Pana Jezusa. Znajduje się ona w lesie we wsi Dzikie – mówi Janusz Koronkiewicz
Hetman w dowód wdzięczności za cudowne ocalenie życia swego pana, na sośnie najbliżej parowu zawiesił krzyż, wzgórze nazwał Górą Pana Jezusa, a przechodzącym tamtędy ludziom nakazał przystanąć i się pomodlić.

W każdej okolicy mieszkańcy, dla lepszej orientacji w terenie, nadają różne nazwy znajdującym się tam wzgórzom, ostępom leśnym, łąkom, polom. Geneza ich powstania zawsze z czegoś wynika. Jakiegoś szczególnego wyglądu, czy godnego uwagi wydarzenia. Wydarzenia te zazwyczaj upamiętniają krzyże i kapliczki.

Mieszkając w Dzikich jako dziecko codziennie razem z kolegami szliśmy na skróty do szkoły w Choroszczy właśnie ścieżką koło tego pagórka, na skraju lasu. Skąd się wzięła nazwa Góra Pana Jezusa - jest kilka wersji. Jedna mówi, że powstała od zawieszenia przez rybaków krzyża w celu odstraszenia zbierających się tu złych duchów - opowiada Janusz Koronkiewicz. - Druga wiąże się z legendą, jak to hetman Grzegorz (Hregori) Chodkiewicz uratował króla Zygmunta Augusta. Chodkiewicz to był pan ziem od Choroszczy po Gródek. Jako łowczy i wierny poddany zaprosił na uroczysko Dziki króla Zygmunta Augusta. Bawiący niedaleko, w swym ukochanym Knyszynie, z którego zamierzał uczynić stolicę Polski - król, zapalony myśliwy z zadowoleniem przyjął propozycję przyjaciela i zausznika. Na łowy przybył konno z niewielką świtą dla ochrony.

Wśród niej najbliżsi mu byli strzelcy Kaczorek i Wasylek. Nie odstępowały też króla dwa ulubione psy olbrzymy - Gryf i Sybilla. Podczas polowania omal by nie doszło do tragedii, kiedy to nagle wyskoczył potężny dzik i szarżował wprost na króla. Wówczas to hetman miał wypowiedzieć słowa "Jezu Chryste, spasij króla", i oszczepem ugodził dzika. Dzik, chociaż ugodzony w samo serce, spuścił tylko łeb i dalej parł prosto na króla. Nie wiadomo jakby to się skończyło, gdyby na ratunek nie pospieszyły psy i przytrzymały rozjuszone zwierzę.

Kilka dni potem hetman w dowód wdzięczności za cudowne ocalenie życia swego pana, na sośnie najbliżej parowu zawiesił krzyż, wzgórze nazwał Górą Pana Jezusa, a przechodzącym tamtędy ludziom nakazał przystanąć i się pomodlić. Zaś w rok po wydarzeniu wybudował cerkiew w Dojlidach (było to wtedy woj. trockie).

Być może, że od tego wydarzenia wzięła się i nazwa wsi Dzikie. Nie tyle od samego dzika, ponieważ w księgach parafialnych z 1687 r. obok imion jako nazwiska figuruje Dziki - zauważa Janusz Koronkiewicz.

Legenda o tym magicznym miejscu przetrwała. O ile dobrze pamiętam, to nasz sąsiad artysta malarz Aleksander Wels twierdził, że pierwszy krzyż żelazny, kowalskiej roboty, który zdobi sosnę na Górze Pana Jezusa, zawiesiła jego prababcia Maria Markowska, żona Ksawerego (z domu Jakowlew). Aby powstańcy styczniowi z 1863 r. z uwagi na bezpieczeństwo nie zbierali się na narady u niej w domu, stojącym tuż przy drodze, lecz na owym pagórku w lesie. W razie czego łatwiej się mogli ukryć.

14 kwietnia 1945 r. w tym miejscu został zawieszony krucyfiks, wykonany przez Aleksandra Welsa z czarnego drutu z aureolą z łuski pocisku. Był podziękowaniem za szczęśliwy powrót z wojny. Wels celowo umieścił go od strony południa, aby ukrzyżowany Chrystus wraz z odbijającymi się od aureoli promieniami słońca, mógł błogosławić ludzi już z daleka, nie tylko idących ścieżką, ale i pracujących na rozległych polach od strony Żółtek. Krzyż poświęcił wikary z kościoła w Choroszczy ks. Edward Zahorenko. Odbyła się wielka uroczystość. Pamiętam, jak podkreślono, że obchodzimy wówczas rocznicę chrztu Polski i drugą rocznicę ogłoszenia przez Niemców odkrycia grobów katyńskich (widziałem wiszące plakaty na Rynku Kościuszki w Białymstoku. Ksiądz Zahorenko mówił też, że życie nasze nie jest usłane samymi różami, lecz pełne tragedii i nieszczęść i to doznanych często nie z naszej winy, lecz splotu różnych okoliczności czy przeznaczenia. I że każdy z nas niesie swój własny krzyż na drodze życia.

Zapewne te słowa głęboko zapadły w serca zebranych ludzi, bo zaczęli przynosić krzyże i umieszczać na tej sośnie.

W 1945 roku miał tu miejsce też gorszący incydent. Pamiętam doskonale. Rano, biegnąc do szkoły, jak zwykle zatrzymaliśmy się z chłopakami przy sośnie na krótką modlitwę. Po wzniesieniu oczu do góry ze zgrozą zobaczyliśmy na krzyżu wyrzeźbionym w czarnym dębie i obok na sośnie świeże otwory po kulach. Sączyła się z nich żywica. Wyglądało to tak, jakby sosna płakała czy krwawiła. Okazało się, że do krzyża strzelał pijany komsomolec, było ich jeszcze pełno w Choroszczy i okolicy. Gieroj Sowietskowo Sojuza chciał udowodnić swoim towarzyszom, że "Boha niet". Kilka dni potem ten sam żołnierz pokazywał swoim kompanom na czym polega rosyjska ruletka. Wyjąwszy naboje pokręcił bębenkiem nagana, przystawił lufę do skroni i pociągnął za spust. Ku ogólnemu zaskoczeniu padł strzał.

Czy potwierdziła się stara reguła, że nienaładowana broń raz do roku potrafi wystrzelić? A może nabrało mocy stwierdzenie, że rachunki za nasze uczynki wcześniej czy później są wystawiane? Można się zastanawiać - uważa Janusz Koronkiewicz. W każdym bądź razie żołnierz w głupi sposób stracił życie.
Oczywiście wokół tak magicznego miejsca musiały krążyć duchy. Ludzie w to święcie wierzyli, wszak w każdym miejscu, gdzie nagle ginie człowiek, pokutuje jego dusza. Najczęściej ponoć widywano ducha osacznika Stepki, jak czai się ukryty za krzakiem jałowca bądź drzewem i potem idzie za wędrowcem, tupiąc nogami.

Wracając ze szkoły przez ciemny las, zwłaszcza późną jesienią i zimą, gdy dzień był krótki, walczyliśmy z własną wyobraźnią, podsuwającą różne obrazy z bajań dziadków. Gorzej było, gdy nagle obudziła się śpiąca w gęstwinie drzew wrona i podniosła raban, kracząc i waląc skrzydłami albo też zaczęła pohukiwać sowa. Jak nic miało to zwiastować złego ducha. Pozostawała tylko wiara, że szeptane modlitwy do krzyża uchronią przed złymi mocami, bo inaczej by chyba serca popękały ze strachu.

Kiedy wspominam czasy swego dzieciństwa, to myślę, że chociaż żyliśmy skromnie, to jednak byliśmy szczęśliwi. Może dlatego, że mieliśmy wartości, którymi kierowaliśmy się w życiu. Dzisiaj ścieżka ta mało jest uczęszczana, ludzie korzystają z wygodniejszej drogi, dzieci do szkoły nie wędrują już pieszo przez las, ale wożą je autobusy. Nawet o duszach osacznika Stepki i komsomolca już nikt nie wspomina.

Święta sosna na Górze Pana Jezusa przestała już rosnąć i powoli usycha. Ludzie mówią, że nie tylko ze starości, ale i z powodu zawieszanych na niej krzyży. Ponoć przejmuje ona wszystkie troski i zmartwienia osób, więc krzyży przybywa. Jan Adamski z Towarzystwa Przyjaciół Choroszczy od kilku lat, 2 maja, w dzień święta flagi, dla uczczenia naszej narodowej tradycji zawiesza tutaj biało-czerwoną flagę.

W zbliżające się święta zachęcamy wszystkich, by wybrali się na wędrówkę po okolicy i znaleźli równie piękne, co magiczne miejsca.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny