Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kasa Chorych. Michał Kielak o płycie Orla

Jerzy Doroszkiewicz
Michał Cielak Kielak to wielokrotny laureat plebiscytu na najlepszego harmonijkarza
Michał Cielak Kielak to wielokrotny laureat plebiscytu na najlepszego harmonijkarza Jerzy Doroszkiewicz
- Kiedy zaczynałem muzykowanie, Skiba już nie żył - mówi Kielak. - Słuchając Kasy Chorych nie sądziłem, że po 10 latach od ostatniej studyjnej płyty, nagram z zespołem nowy album.

Kasa Chorych

Kasa Chorych

Zespół założyli w Białymstoku w 1975 roku Jarosław Tioskow i Ryszard "Skiba“ Skibiński. Przełomem okazł się rok 1978, kiedy muzycy zajęli III miejsce na IX Wielkopolskich Rytmach Młodych w Jarocinie i doprowadzili do organizacji w mieście pierwszej Jesieni z Bluesem. Na początku wykonywali instrumentalnego blues rocka, ale z zespołem śpiewało wielu wokalistów.

Po odejściu z grupy w 1982 roku charyzmatycznego harmonijkarza "Skiby“, Kasa Chorych przez dekadę nie mogła znaleźć swego stylu. Reaktywowana w 1992 roku wydała cztery płyty. Największym powodzeniem cieszył się przebój "Chcę cię kochać“ z krążka z 1998 roku. Płyta "Koncertowo“ w 2009 roku dostała nagrodę polskiego przemysłu fonograficznego - pierwszego w historii Fryderyka w kategorii blues. Po raz pierwszy zagrał na niej Kielak.

Z Michałem Kielakiem, harmonijkarzem zespołu Kasa Chorych, rozmawia Jerzy Doroszkiewicz

Jakie to uczucie, czekać na pojawienie się płyty na półkach sklepowych?

Michał Kielak: Lekkie zniecierpliwienie, co to będzie, bo za nami cztery miesiące ciężkiej pracy.

Kiedy krążek trafia do sklepów, to muzyka pewnie tak samo to ekscytuje jak narodziny dziecka.

- O, tak. W moim przypadku jest podobnie. Przy dziecku się mniej narobiłem (śmiech).

Wyobrażałeś sobie, nagrywając płytę "Tribute to Skiba" w 2003 roku, że dziesięć lat później będziesz jednym z filarów Kasy Chorych, dla których ludzie wciąż chcą słuchać zespołu - legendy?

- Do głowy by mi to nie przyszło. To miało być jednorazowe wydarzenie, ale tak się życie potoczyło, że trafiłem do Kasy Chorych i po 10 latach mamy nową płytę "Orla".

"Orla“, bo została nagrana w studiu właśnie w tej miejscowości. W jaki sposób zachęcisz Czytelników do poznania płyty?

- Ja fajnie gram (śmiech). Ta płyta, jest zupełnie inna niż poprzednie. Inna niż instrumentalne granie ze Skibą, inna niż Kasa Chorych po reaktywacji w latach 90. i w XXI wieku. To kolejny rozdział w historii zespołu, napisany przez nas wspólnie.

A korzystaliście w Orli z pomocy słynnej szeptuchy, żeby dorzucić do albumu szczyptę magii?

- Nie, ale przyznam się szczerze, że chcieliśmy, bo była naszą sąsiadką.

Ale magia jest i tak.

- Bo to w ogóle magiczne miejsce. Spaliśmy w Czeremsze, a nagrywaliśmy w Orli. Dla mnie to była egzotyka i magia.

A jak to w ogóle się stało, że zacząłeś muzykować?

- Zacząłem grać na harmonijce mając 15 lat. To był zupełny przypadek, dostałem ją na Gwiazdkę i tak już zostało. Pasowała mi, bo to lekki instrument, idealny dla leniwego muzyka. Nie trzeba dużo nosić.

Bez przesady, lenistwo lenistwem, ale ćwiczyć chyba trzeba. W końcu od lat wygrywasz ankiety czytelników "Twojego Bluesa" na najlepszego polskiego harmonijkarza.

- Na początku trochę ćwiczyłem, teraz rzadziej mi się zdarza. Taki już mam charakter, że nie przysiądę, a może by się przydało.

Szybko stałeś się potrzebny innym zespołom i chyba była przeprowadzka.

- Mieszkałem w Wyrzysku, małej miejscowości między Bydgoszczą i Piłą. Jak już zacząłem grać z bydgoskim Green Grassem, przeniosłem się do Bydgoszczy.

Powiedz, postawiłeś wszystko na jedną kartę? Masz maturę?

- Pracowałem na budowie u mojego ojczyma, bo matka powiedziała mi: Synu, ty chyba musisz gdzieś pracować. Pozaczynałem kilka liceów, jedno nawet skończyłem, ale bez matury.

Czy zaczynając granie w zespołach miałeś jakąś wizję stylu, który Cię ciekawił, czy najważniejsze było, żeby w ogóle grać?

- W ogóle grać. Bardzo lubiłem bluesa i rocka, w mojej rodzinie się tego słuchało, byłem ukierunkowany na taki hipisowski rock. Później zacząłem jeździć na warsztaty harmonijkowe, bluesowe, poznałem ludzi, którzy pożyczyli mi amerykańskie płyty z bluesem, posłuchałem ich i starałem się tak grać. Dużo grałem z różnymi zespołami i ćwiczyłem praktycznie na żywo, na scenie.

I tak od słuchania amerykańskich płyt pojawił się pomysł, żeby pojechać do USA na International Blues Challenge - najważniejszy konkurs bluesowy na świecie?

- To dzięki ś.p. Witoldowi Frankiewiczowi (twórcy strony blues.pl) i Magdzie Piskorczyk tam pojechaliśmy w 2005 roku. Pierwszy raz byłem w USA, i to w kolebce bluesa. Przeżycie życia.

Wierzyłeś, że Polacy mają jakąś szansę?

- To nie ma znaczenia. Wtedy wygrał zespół z Tajlandii. Tam ludzie fantastycznie się bawią, a poziom konkursu jest niesamowicie wysoki.

Jak jesteś odbierany w Polsce? Ludzie traktują poważnie faceta, który żyje z grania na organkach?

- Może nie wiedzą, że z tego żyję (śmiech), a rodzina już się przyzwyczaiła, bo robię to 20 lat. Nikt mi już nie mówi: weź się do porządnej roboty.

A robi to wrażenie na kobietach?

- Mam nadzieję, że tak. Taki był pierwotny cel mojego grania, ale potem się to zmieniło.

Wróćmy do Kasy Chorych, jesteś młodszy od założyciela grupy o 22 lata, wiele zespołów nawet tyle nie jest w stanie przetrwać.

- To ciekawe, że my tak z Jarkiem Tioskowem traktujemy się po bratersku. Poznaliśmy się wcześniej, ale dopiero przy nagrywaniu "Tribute to Skiba" on przyjechał do Bydgoszczy, stał się moim stałym gościem domowym, a ja u niego - w Białymstoku. Nie jest to tylko kolega z zespołu. Nasze rodziny się przyjaźnią. Tiosek był świadkiem na moim ślubie, a rok później ja na jego.

Jak oceniasz początki Kasy Chorych? Kiedy byli u szczytu sławy, miałeś może 5 lat.

- W naszym domu była ta niebieska płyta Kasy Chorych (pierwszy album wydany przez Wifon w 1984 roku, rok po śmierci Ryszarda Skibińskiego) i bardzo mi się podobała. Wybierałem sobie w domu analogi i znałem ją na pamięć. To był bardzo dobry zespół, ale i czasy były inne. Muzyka instrumentalna dużo dawała odbiorcom i można było ją usłyszeć w mediach. Podobnie jak rewelacyjny zespół Krzak.

Co wyjątkowego jest w Kasie Chorych? Grywałeś przecież z wieloma innymi muzykami?

- To dobrzy koledzy i zawodowi muzycy, tylko nie mają szczęścia w swojej karierze. Mój znajomy ostatnio nawet napisał: "Kasa Chorych ma całe życie pod górkę, raz bardziej, raz mniej, ale wciąż pod górę“.

Kogo zaprosiliście na nagranie płyty "Orla"?

- Cieszę się, że zaśpiewał Bastek Riedel i zagrał na gitarze w dwóch utworach, Jasiu Gałach zagrał na skrzypcach, Bartek Szopiński na hammondzie. Jest nasza kochana chórzystka Ewa Duszczenko, na harmonijce gra też w jednym utworze John Clifton.
Zagrał przez internet?

- Tak, była piosenka, która odpowiada jego stylowi, zadzwoniłem i za dwa dni przysłał swoją partię. Są też saksofonista Adam Wendt i Romek Puchowski.

Kasa Chorych nie wydała płyty z nowym materiałem od 10 lat? Dlaczego to tyle trwało?

- Zmiany personalne, dużo grania, nikt nie myślał o tym, żeby coś nowego nagrywać i trochę z lenistwa jechało się na starym materiale. Żywotność przedłużyła nam też nagrodzona w 2009 roku Fryderykiem płyta koncertowa, aż w końcu stwierdziliśmy z Tioskiem, że trzeba coś nowego nagrać. Nie wierzyłem, że coś napisze, a praktycznie cała płyta to jego kompozycje. Jestem z niego dumny (śmiech).

Jaki nałóg jest najgorszy - alkohol, hazard czy narkotyki?

- Wszystkie są fajne (śmiech). Każdy przynosi jakieś zgubne skutki.

A Ty, z czym się borykałeś?

- Z alkoholem. Musiałem się postawić do pionu i ponad pół roku już nic nie piję.

Czy muzycy częściej się uzależniają?

- W odosobnieniu byłem jedynym muzykiem. Byli murarze, kelner - wszystkich miło wspominam. Na muzyków inaczej się patrzy, bo są na tzw. świeczniku. Pijanego na scenie łatwiej się zauważy niż przykładowo kasjerkę, która popija w pracy.

Kiedy zacząłeś? Od picia po koncertach?

- Zawsze się ten alkohol przewija, czy przed, czy po występie. Może ćwiarteczkę, może piwko, po koncercie jest impreza i tak przez 20 lat grania to się nazbiera. Zaskoczyłeś mnie tymi pytaniami, bo powoli już zapominam o tym piciu.

Wchodząc do studia w Orli, byliście czyści?

- Tak, płyta jest nagrana zupełnie na trzeźwo.

Wielu fanów będzie pewnie zachwyconych piosenką "O człowieku", w której śpiewa syn Ryśka Riedla.

- Chciałem Sebastiana Riedla na płycie, bo lubię jego grę gitarową, a on od razu zgodził się zaśpiewać. Nie wiedzieliśmy, który utwór, ale padło na ten. Najpierw była wersja z Tioskiem i też brzmiała bardzo fajnie i będzie upubliczniona. Kiedy usłyszeliśmy jak to zaśpiewał Bastek, to wyszło istne Cree, podsumowane jego solówką. I tak zostało.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny