Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzecia krzywda wyrządzona Podlaskiemu

Tomasz Maleta
Jarosław Kaczyński nigdy nie zawiódł się na lojalności podlaskiego PIS, któremu patronuje Krzysztof Jurgiel.
Jarosław Kaczyński nigdy nie zawiódł się na lojalności podlaskiego PIS, któremu patronuje Krzysztof Jurgiel. Anatol Chomicz
Wydawałoby się, że po zakopaniu obwodnicy Augustowa przez Rospudę i desygnowaniu Jacka Kurskiego na pierwsze miejsce eurolisty w 2009 roku, Podlaskiego ze strony lidera PiS już nic gorszego nie spotka. Tymczasem jedynka dla Karola Karskiego na liście do Parlamentu Europejskiego być może odzwierciedla widziane z Warszawy aspiracje partyjnego aparatu, ale na pewno nie potrzeby północno-wschodniej Polski.

Żadne inne wybory nie są tak bardzo upartyjnione jak elekcja do Parlamentu Europejskiego. Poniekąd wynika to z jego struktury. Gra interesów nie tyle odbywa się w ramach frakcji narodowych, ale grup partyjnych. Eurodeputowani z różnych państw zrzeszają się w stronnictwa według przynależności politycznej, ideologicznej czy światopoglądowej. To w ich ramach toczy się walka o interesy narodowe czy regionalne w Strasburgu lub Brukseli.

To z kolei implikuje kształt ordynacji do europarlamentu, która przez swoją dość skomplikowaną proporcjonalność preferuje ugrupowania partyjne dominujące na krajowym podwórku oraz ich "jedynki". Co oznacza, że już w chwili skrojenia list wyborczych w okręgu, w którym są tylko dwa mandaty do wzięcia, zawęża się pole wyboru. Zwłaszcza, gdy odzwierciedla on logikę konfliktu politycznego toczącego się od dekady w Polsce. W 2009 roku jedynym wyjątkiem od tej reguły był Rzeszów, w którym mandat dla PO uzyskała "dwójka" (wyborcy "nie kupili" jedynki-desantowca z Wybrzeża, choć urodzonego na Podkarpaciu).

W odróżnieniu też od wyborów do Sejmu, prawie niemożliwe jest w okręgu więcej niż dwumandatowym osiągnięcie sukcesu startując z ostatniego miejsca. Chyba, że na nazwisko ma się Wałęsa. Z drugiej strony osoba, która bez większych problemów jako kandydat niezależny zdobywa mandat w Senacie, w przypadku eurowyborów zdana jest na mezalians z partiami. Bez tego nie jest w stanie zdobyć przepustki do Strasburga i Brukseli. Nie wszyscy godzą się na takie papierowe małżeństwo, choć bez wątpienia są znacznie lepiej predysponowani do roli europosłów niż niejeden partyjny kacyk, dla którego wyjazd do Parlamentu Europejskiego na dobrą sprawę jest polisą na lepsze życie. Takim klasycznym przykładem "niewybieralnego inaczej" jest Włodzimierz Cimoszewicz. W 2009 roku wydawało się, że będzie startował z podlasko-warmińskiej listy SLD. Ostatecznie jednak były premier nie dogadał się z dawnymi towarzyszami i zrezygnował ze startu. Nie było to jednak zaskoczenie, bo od co najmniej 10 lat wiadomo, że samotnikowi z puszczy nie po drodze z jakąkolwiek formacją z lewej strony sceny politycznej.

Jednym słowem: bez partii ani rusz. Problem polega na tym, czy przygotowana przez nią oferta odzwierciedla potrzeby i interesy regionu traktując go podmiotowo. Bo nie da się ukryć, że w Brukseli najwięcej dla regionów znaczą europosłowie. To oni są w stanie wydeptać dla swoich mateczników nawet najmniej dostępne ścieżki i otworzyć dla nich nawet te najbardziej oporne drzwi. Europosłowie nie zastąpią marszałków i prezydentów w walce o pieniądze czy projekty, ale swoim lobbingiem mogą ułatwić im pokonanie szlabanów unijnej biurokracji. Problem polega na tym, że od lat Podlaskie, nie ma swoich europosłów. Bo nie są nimi ani Krzysztof Lisek, ani Jacek Kurski. De iure wybrani zostali oni w okręgu warmińsko-mazursko-podlaskim, de facto trudno uznać, ich za Podlaskich przedstawicieli w Brukseli. O ile w tym pierwszym przypadku wielce prawdopodobna jest zmiana za dwa miesiące, to w tym drugim spokojnie można mówić o zachowaniu nie tylko obecnego status quo, ale marnej powtórce z historii.

Ta ponoć za pierwszym razem powtarza się jako tragedia, za drugim jako farsa. Wydawałoby się, że owa prawidłowość na zawsze odeszła do lamusa wraz z upadkiem poprzedniego systemu (wszak głosił ją jeden z proroków epoki zakończonej ćwierć wieku temu). Nie trzeba być jednak głosicielem prawd zapomnianych czy współczesnym jasnowidzem, by dostrzec już teraz, że mandat Karola Karskiego - podobnie jak Jacka Kurskiego w 2009 - z punktu widzenia regionu będzie zmarnowany. A jednak Jarosław Kaczyński zdecydował się na ten sam wariant co pięć lat temu. Tym samym wyrządził kolejną krzywdę Podlaskiemu.

Pierwszą było, gdy jeszcze szefował rządowi, zaniechanie budowy obwodnicy Augustowa. Swoją kapitulacją szef PiS dał wzorzec postępowania tym, którzy przejęli po nim władzę w kraju, do jeszcze większej uległości, by ponownie nie nadepnąć na odcisk Komisji Europejskiej. I tym samym uczynić z Podlaskiego zakładnika polskiej racji stanu. Pokłosiem tego jest sieć transportowa, która tak zagmatwała przebieg dróg krajowych w Podlaskiem, że w praktyce oddaliła perspektywę ich budowy. Spychając tym samym region na pobocze. Od lat protestują przeciwko tej marginalizacji nie tylko politycy PiS, choć oni powinni pamiętać, że jej źródło bije nad Rospudą.

Wydawało się, że po wywieszeniu białej flagi na budowie obwodnicy Augustowa i desygnowaniu Jacka Kurskiego na pierwsze miejsce eurolisty w 2009 roku (druga krzywda), już nic gorszego nie spotka Podlaskiego ze strony lidera PiS. Tymczasem jedynka dla Karola Karskiego być może odzwierciedla widziane z Warszawy aspiracje partyjnego aparatu, ale nie regionu, który tą decyzją został sprowadzony po raz kolejny do roli przysłowiowej maszynki do głosowania. W pełni odzwierciedla też tragiczny wymiar kiepskich powtórek z historii. Jej groteska zawiera się w tym, że po raz kolejny zgodziły się na nią regionalne struktury PiS.

Oczywiście można powiedzieć, że przy dominacji Jarosława Kaczyńskiego i Komitetu Politycznego podlaskim działaczom - używając wojskowej terminologii - nie zostało nic innego jak tylko wykonać rozkaz. Skoro jednak na Kujawach wystartować ma prof. Andrzej Zybertowicz, w Warszawie liderem będzie prof. Zdzisław Krasnodębski, w Krakowie prof. Ryszard Legutko to, co stało na przeszkodzie, by podobny manewr powtórzyć w Podlaskiem? Nie z celebrytą czy upadłym ministrem (te osoby prezes PiS wykluczył jako potencjalnych kandydatów), ale właśnie mocnym lokalnością pretendentem znacznie poszerzającym elektorat w tym dobrym znaczeniu. Dlatego pytanie brzmi nie tyle czy regionalny PiS mógł oponować, ale czy posiada silne atuty, by nie dać powodów Jarosławowi Kaczyńskiemu do wariantu a'la Karski?

Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie, bez krótkiego odniesienia do genezy powstania podlaskiego PiS. Tym bardziej, że w odróżnieniu od reszty kraju, ma on nieco odmienny rodowód. W innych regionach był to sojusz Porozumienia Centrum i Przymierza Prawicy. U nas w całości opierał się na działaczach PC. Ale od początku nie było jednolity. Nurt katolicko-narodowy ścierał się z konserwatywno-liberalnym. Trzon tego pierwszego to ludzie mieszkający na wsi, którym bliżej było do LPR czy kręgu związanego z Radiem Maryja. Na przeciwległym biegunie były środowiska miejskie, inteligenckie, probiznesowe. Ten pierwszy nurt skupił się wokół Krzysztofa Jurgiela, patronem drugiego paradoksalnie został dawny robotnik - nieżyjący już Krzysztof Putra (zginął w katastrofie smoleńskiej). Duet ten z biegiem lat uzupełnił suwalczanin Jarosław Zieliński. Tak namaszczony odgórnie - przez centralne władze partii - triumwirat miał na lata zinstytucjonalizować konflikty w łonie regionu, ale też gwarantować, że nie wyjdzie z niego żadna herezja zagrażająca spójności partii. A jeśli już dotrą zaraźliwe prądy z innych części kraju, to nie trafią na żyzny grunt. Potwierdzeniem tego jest casus Solidarnej Polski. Na razie słońce dla niej w Podlaskiem świeci słabiej niż na Podkarpaciu, które przez lata obok północno-wschodniej Polski uważane było za bastion PiS.

To Podlaskie przejęło teraz palmę pierwszeństwa w wierności Jarosławowi Kaczyńskiemu. Region karny, posłuszny do granic bólu politycznego. Nic dziwnego, że bez cienia sprzeciwu skłonny wykonać każde polecenie swojego szefa. Ten nigdy nie zawiódł się na tej lojalności. Co więcej może na nią liczyć, także wtedy, gdy będzie to sprzeczne z interesami regionu. Podlaskie to w gruncie rzeczy jedyny okręg w kraju, w którym manewr a'la Karski po pięciu latach od manewru a'la Kurski mógł zostać przeprowadzony. Nie dość, że nie będzie kontestowany ze strony własnego środowiska, to bez mrugnięcia oka wcieli go w życie. Nawet jeśli narazi się na potężne ciosy ze strony konkurencji politycznej: - "Jak chcecie walczyć o interes regionu, skoro nie potraficie tego nawet we własnej partii?"

Z drugiej strony przez ostatnie pięć lat podlaski PiS zrobił niewiele, by nie dać Jarosławowi Kaczyńskiemu powodów do tak przedmiotowego traktowania. Od lat nie wykluła się w regionie żadna osobowość, która - podobnie jak w przypadku prof. Krasnodębskiego w Warszawie czy prof. Zybertowicza w Toruniu - znacznie poszerzałaby krąg wyborczy. Na tyle silna, by warszawskim działaczom partii, nie przyszło szukać polisy na lepsze życie kosztem żywotnych interesów Podlaskiego.
W tym kontekście jeśli już doszukiwać się jakiekolwiek zmiany, to na pewno warto wskazać na białostockie środowisko PiS. Bez wątpienia jest to zasługa - mimo siedmiu mandatów - reprezentacji w radzie miasta. Połączenie mieszanki młodości, nowoczesności, otwartości i doświadczenia rodziło pomysły nie tylko ogólnomiejskie, ale też osiedlowe. Z drugiej strony - postawienia na swoisty pragmatyzm i rozwiązywanie codziennych problemów białostoczan oraz pozostawienie jakby z boku spraw natury ideologicznej i historycznej zdejmowało z miejskiego PiS odium ugrupowania mocno obciążonego kwestią smoleńską. W zasadzie była ona obecna tylko podczas rocznicowych uroczystości, ale nie na pierwszym planie tak jak w innych częściach regionu czy kraju (przykładem jest chociażby ostatnia inicjatywa, by skwerowi na Plantach patronowali Lech i Maria Kaczyńscy). Nie oznacza to, że środowisko miejskie przeszło na zupełnie inne pozycje. To nadal jest ugrupowanie mocno zakorzenione w konserwatyzmie, ale też nie sposób nie zauważyć, że stara się przekraczać granice partyjnego szufladkowania (choć nadal zdarzają się też i potknięcia).

Paradoks polega jednak na tym, że to nowe zupełnie nie ma przełożenia na wyższy szczebel. Tu od dwóch dekad na partyjnym szczeblu bez zmian. Co więcej, w ostatnich dwunastu miesiącach nieraz byliśmy świadkami sygnałów świadczących o tym, że jeśli białostocki PiS zrobi kroki naprzód, to podlaski - dwa do tyłu. W nim wciąż dominuje nurt pozamiejski, który nie zamierza zrezygnować z odgrywania decydującej roli także na białostockim podwórku.

Jarosław Kaczyński desantując swojego przybocznego z Warszawy wykorzystał z jednej strony lojalność i karność podlaskiego PiS, z drugiej jego niezdolność do przedstawienia mu takich argumentów, by tego nie robił. Szkoda tylko, że dwoista natura tego partyjnego związku partnerskiego rykoszetem uderza w region - sprowadzając go do roli marionetki.

Karol Karski w praktyce już może pakować manatki do Brukseli. Wynika to ze wspomnianej logiki ordynacji wyborczej, sporu politycznego, a także konserwatyzmu (zarówno jeśli idzie o pogląd na świat, jak i niechęć do szukania i tworzenia nowych alternatyw) oraz niskiej frekwencji, która przekłada się na to, że Podlaskiemu przypadają tylko dwa euromandaty. Potwierdza to także poprzednia elekcja do europarlamentu. Pierwsze miejsce Jacka Kurskiego już na wstępie zmniejszyło do zera szanse innych kandydatów na liście PiS. Być może taki układ odzwierciedlał wówczas interesy aparatu partyjnego, bo na pewno nie województwa podlaskiego. Po pięciu latach mamy deja vu. Krzywda a'la Karski niczym się nie różni od krzywdy a'la Kurski.

- Jęknął, lecz posłuchał - tak cytując Słowackiego suwalski poseł Jarosław Zieliński skwitował na łamach "Gazety Współczesnej" to, że znalazł się na liście PiS do europarlamentu, choć wcześniej deklarował, że się do niego nie wybiera. Paradoksalnie cytat ten oddaje też położenie, w jakim znalazł się podlaski PiS wobec wariantu a'la Karski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny