Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budżet obywatelski. W tym roku nie jest najważniejszy

(nys)
To nie Białystok wymyślił ideę budżetu obywatelskiego, nie był też pierwszym polskim miastem, które przeniosło ją na własny grunt
To nie Białystok wymyślił ideę budżetu obywatelskiego, nie był też pierwszym polskim miastem, które przeniosło ją na własny grunt Archiwum
Od kilku tygodni możemy zaobserwować, jak tegoroczne głosowanie obywatelskie stało się przedmiotem licytacji międzypartyjnej i środowiskowej w białostockim samorządzie. Katalog propozycji wydaje się być nieskończony:

Nie sposób wyobrazić sobie dzisiaj Białegostoku bez budżetu obywatelskiego - mówił w jednym z programów białostockiego ośrodka telewizji publicznej dr Jarosław Matwiejuk, konstytucjonalista z Uniwersytetu w Białymstoku. Faktycznie, liczby mówią same za siebie: prawie dwieście projektów inwestycyjnych zgłoszonych do etapu wstępnego budżetu obywatelskiego, 51 zakwalifikowanych do finału na sumę ponad 40 mln, ponad 40 tys. oddanych głosów (32 tys. ważnych) internetowym i tradycyjnym głosowaniu, wybór siedmiu projektów na sumę 10 mln złotych, które będą realizowane w tym roku przez służby komunalne. I choć na tym premierowym głosowaniu w 2013 roku swoje piętno odcisnęły procedury formalno-prawne i sama geneza dopuszczenia do głosu mieszkańców, to nie da się ukryć, że idea budżetu obywatelskiego przypadła białostoczanom do gustu.

Jak wiadomo porażka zazwyczaj jest sierotą, sukces ma niejednego ojca, by nie powiedzieć ojczyma. Na dodatek rodzi pokusę, kto bardziej będzie opiekował się tym - do niedawna niechcianym - dzieckiem (o tym dziś już niewielu pamięta). Zwłaszcza w roku wyborczym. Od kilku tygodni możemy zaobserwować, jak tegoroczne głosowanie obywatelskie stało się przedmiotem licytacji międzypartyjnej i środowiskowej w białostockim samorządzie. Katalog propozycji wydaje się być nieskończony: powiększenie puli przeznaczonej na budżet obywatelski z 10 do 20 mln, obniżenie wieku głosowania z 18 do 16 lat, dopuszczenia do głosu białostoczan, którzy mieszkają w mieście, ale na co dzień nie są w nim zameldowani (m.in. studentów), możliwość zgłaszania, obok pomysłów inwestycyjnych, także tzw. projektów miękkich (kulturalnych czy społecznych), korzystania z doradztwa urzędników przy konstruowaniu wniosku, zakaz zgłaszania projektów przez radnych, przeprowadzenie konsultacji społecznych na temat zasad i sposobu głosowania. Zapewne możemy spodziewać się kolejnych propozycji i swoistej walki o pierwszeństwo bycia bardziej obywatelskim niż konkurencja.

To nie Białystok wymyślił ideę budżetu obywatelskiego, nie był też pierwszym polskim miastem, które przeniosło ją na własny grunt. Co najwyżej mniej lub bardziej udanie przeszczepił na swoje podwórko rozwiązania stosowane już gdzie indziej. Może natomiast twórczo je rozwinąć. To wymagałoby kompromisu nie tylko wszystkich sił samorządowych, ale przede wszystkim białostoczan. Swoistego Pax Bialostocana wynikającego z przekonania, że w roku wyborów samorządowych nie przeprowadza się głosowania w ramach budżetu obywatelskiego.

To vactio legis jest dobrym czasem, by nie tylko dopilnować realizacji wybranych rok wcześniej projektów (warto trzymać rękę na pulsie, bo paradoksalnie ostatnie lata pokazują, że inwestycjami, które udają się w mieście bez większego problemu, to (prze)budowa ulic). W tym roku jest to ważne także dlatego, że realizacja premierowego głosowania wypada właśnie w środku bitwy o kolejną elekcję. Z drugiej strony dzięki "przerwie w budżecie obywatelskim" oddala się niebezpieczeństwo nie tylko upartyjnienia jego idei poprzez wtłoczenie jej w logikę zachowań wyborczych (może tak się zdarzyć, że głosowanie na projekty osiedlowe czy ogólnomiejskie zbiegnie się z ostrą faz kampanii wyborczej do samorządu), ale przede wszystkim iluzji skoncentrowania aktywności społecznej na budżecie obywatelskim. Namiastki decyzyjności, która skutecznie odwraca uwagę od prawdziwych problemów lokalnych finansów i braku efektywnej kontroli nad postępowaniem władz samorządowych tam, gdzie w grę wchodzą nie 10 czy 20 mln, ale nieraz miliardy złotych.

Rok 2014 jest tym najbliższym, zarazem jedynym czasem w ciągu czteroletniego cyklu wyborczego, w którym można to zmienić. Nie tylko poprzez udział w wyborach samorządowych, ale podmiotowość wyrażającą się w alternatywach dla obecnego establishmentu (rządzącego, jak i opozycyjnego). To, czy one powstaną, a nie liczba głosów lub projektów w budżecie obywatelskim, jest wzorcem Sevres obywatelskości. W roku wyborczym o wiele ważniejsze znaczenie ma to, komu powierzymy nadzór na głównym budżetem miasta. Tym bardziej, że wydatki majątkowe samorządów to gigantyczne pieniądze bez obywatelskiej kontroli innej, niż kartka wyborcza raz na cztery lata. To są te zaklęte rewiry samorządności, do których zasobów rządzący zajadle bronią dostępu. Nawet za cenę zgody na budżet obywatelski rozciągnięty do granic elastyczności.

Dla Białegostoku fundamentalne znaczenie ma jesienna elekcja samorządowa, także na szczeblu wojewódzkim (dysponent regionalnej pomocy unijnej). Decyzje lub ich brak przy urnie zaważą na naszej przyszłości. To, by ten kac powyborczy nie objawił się już nazajutrz, zależy nie tylko od tego, jak podejdziemy do aktu głosowania, ale oferty zaprezentowanej białostoczanom. Koncentracja społecznej aktywności na budżecie obywatelskim i oddanie bez "walki" jesiennej elekcji będzie przysłowiową wodą na młyn dla zakonserwowanych aktorów białostockiej sceny partyjno-samorzadowej. I dlatego jeśli dziś można wyobrazić sobie Białystok bez budżetu obywatelskiego, to właśnie w roku wyborów samorządowych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny