Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok to Polska B, a nawet Polska Z

Adam Czesław Dobroński [email protected] tel. 601 352 414
Ignacy Bogdanowicz w mundurze orkiestranta Służby Polskiej, obok p. Łukaszewicz, dyrektor browaru w Dojlidach i jego żona, która prowadziła księgowość. A na górnych stopniach stoją robotnicy – kursanci, których Ignacy, uczeń Technikum Elektrycznego w Białymstoku wyzwalał z analfabetyzmu. Pamiątkową fotografię wykonano w końcu lat 40. lub na początku lat 50. A gdzie żubry?
Ignacy Bogdanowicz w mundurze orkiestranta Służby Polskiej, obok p. Łukaszewicz, dyrektor browaru w Dojlidach i jego żona, która prowadziła księgowość. A na górnych stopniach stoją robotnicy – kursanci, których Ignacy, uczeń Technikum Elektrycznego w Białymstoku wyzwalał z analfabetyzmu. Pamiątkową fotografię wykonano w końcu lat 40. lub na początku lat 50. A gdzie żubry?
Przed wojną Białostocczyzna była Polską B, a może nawet i C, po wojnie wedle oficjalnych zapewnień szybko się rozwijała, według krytykantów została skazana przez towarzyszy ministrów z Warszawy na zapomnienie. Zapomniana, czyli Z.

Bardzo rzadko nasi regionaliści sięgają po "Białostocki Dziennik Ludowy", mutację "Dziennika Ludowego", wydawaną od 6 lutego 1948 r. przez Stronnictwo Ludowe, zwane też lubelskim, zielone z wierzchu, czerwieniejące od środka.

BDL można zaliczyć śmiało do czasopism miernych, wydawanych na papierze typu pakowego, z czarno-burymi zdjęciami, blachami długich przemówień, bez indywidualności dziennikarskich. Można dodać kilka innych jeszcze inwektyw, ale prawda jest bolesna - na bezrybiu i rak ryba. Skoro nie ma zatem ewidentnie lepszych regionalnych źródeł prasowych - do czasu pojawienia się też sztampowej "Gazety Białostockiej"- trzeba korzystać z mutacji krajowych, które chcąc nie chcąc musiały podawać przynajmniej ogłoszenia i komunikaty, proste informacje, niekiedy nawet felietoniki i komentarze, sprawozdania, listy, etc. A ponadto BDL mieniąc się jedyną gazetą chłopską rzeczywiście znacznie więcej od innych ówczesnych dzienników informował o rolnictwie i wydarzeniach na terenie wsi oraz miasteczek.

"Białostocki Dziennik Ludowy" miał (pod)redakcję przy ul. Świętojańskiej 22 (jeszcze nie Marcelego Nowotki), kosztował skromnie, bo 3 złote. W numerze inauguracyjnym Bolesław Podedworny wyraził radość, że Białystok zyska nowe medium: "Podajemy wam bratnią dłoń"! Dłoń została uściśnięta, choć bez zbytniego entuzjazmu.

Skazani na zapomnienie

W jednym z pierwszych numerów L. Rubach opisał niewesołe wrażenia z przyjazdu do naszego miasta. Pociąg pośpieszny na trasie Warszawa - Białystok nie kursował, dwa osobowe wlokły się niemiłosiernie, przez brudne szyby wagonów nic nie było widać. Miasto nad Białą nie otrzymało kredytów na odbudowę domów mieszkalnych, więc śródmieście nadal świeciło pustkami.

"Kwestia mieszkaniowa ciąży nad tym miastem, które chce żyć, jak zła zmora" - napisał gość ze stolicy. Brakowało wciąż hotelu miejskiego, więc przybywający podróżni musieli spać na dworcu lub korzystać z gościny "w różnych podejrzanych i brudnych spelunkach". Zachęcająco, ale bałamutnie brzmiała podana kilka miesięcy później zapowiedź zrekonstruowania hotelu Ritz, bo jego mury zachowały się dobrze. Białostoczanie narzekali najpierw na ruiny, a wiosną 1948 r. na pustkę w śródmieściu. Dowcipni mówili, że jeśli stanie ktoś na Rynku Kościuszki, to bez wysiłku i wieży strażackiej "zobaczy z jednej strony stadion sportowy w Zwierzyńcu, a z drugiej dworzec poleski [późniejszy Fabryczny], a może nawet i … Wasilków".

A propos gruzów, to w lutym tegoż 1948 r. ułożono wzdłuż ul. Legionowej tor kolei wąskotorowej i na ruinach przedwojennej biblioteki pojawili się pierwsi robotnicy, by zlikwidować jeszcze jedną smętną pamiątkę po wojnie. Notabene kolejki (wąskotorowe) musiały przypaść do gustu władzom, skoro pojawił się projekt powiązania nimi Białegostoku z ościennymi gminami. I to powiązania na amen, Choroszcz, Wasilków, Supraśl i Dobrzyniewo w bliżej nieokreślonej przyszłości, gdy Białystok będzie rósł, rósł i rósł, miały przejść na status przedmieść wielkiej stolicy.

Dla ochłody uczuć wyjaśnię kategorię "Z". Przed wojną była tu Polska "B", a może nawet i "C", po wojnie wedle oficjalnych zapewnień szybko się rozwijała, według krytykantów została skazana przez towarzyszy ministrów z Warszawy na zapomnienie. Zapomniana, czyli "Z".

Stare się zakorzeniło

W marcu 1948 r. mróz popuszczał, co skłoniło felietonistę do postawienia pytania: Kiedy ludzie przestaną się topić w cuchnących bajorach na rynku? Jeśli władze nie zareagują, to będzie można - kpił anonimowy (może dlatego taki odważny) zabawniś - w ogromnych dołach na rynku zaprowadzić gospodarstwa rybne. W czerwcu zaś rozległ się jeszcze większy lament: "Biała zalewa ulice i mieszkania, a ojcowie miasta śpią spokojnie". Kąpieli zażyli mieszkańcy ul. Warszawskiej aż pod Skorupy (tu obecnie osiedle Piasta), a mieszkańcy z ul. Mickiewicza wskutek rozlania się stawów zostali odcięci od swych domów i boso musieli przeprawiać się przez wodę sięgającą do kolan. Elektrownia zawezwała Straż Pożarną, która wypompowała wodę z hali maszyn. Straty obliczano na 50 tys. zł, a kolega redaktor zauważył, że nie był to pierwszy tego typu wypadek.

Ulice nie tylko tonęły w błocie, były również ciemne jak noc egipska. Wszystkie liczyły razem 90 km długości, z tego lampy umieszczono przy niespełna 20 km, na oświetlenie czekały m.in.: Sosnowa, Grunwaldzka, Krakowska, Prowiantowa, Młynowa, Odeska, Artyleryjska. Jakby mało tych niechlubnych zaszłości, to mieszkańcy kradli żarówki ze słupów w kilka godzin po wkręceniu (w końcu lat 70. powtarzali ten proceder w windach).

Władza rozważała, uchwalała, nawet groziła, przepraszać nie zwykła, choć przecież była już ludowa. Na rynkach: Siennym, Rybnym i Starym (na Bojarach) nie było nadal stołów dla przekupek i straganów pomalowanych wedle nakazów jasną farbą. " A kino "Ton" - miejsce codziennych pielgrzymek białostoczan - miało zostać zamknięte i poddać się zabiegom odwszenia, odpluskwienia, malowania, łącznie z zainstalowaniem urządzeń wentylacyjnych". Miało, ale tylko na cierpliwym papierze używanym przez planistów. Miano też zarządzić lustracje wiosenne Wojewódzkiej Komisji Sanitarno-Porządkowej. W skład patroli weszliby między innymi: milicjanci, delegaci partii politycznych i związków zawodowych, przedstawiciele zrzeszenia dozorców domowych. Ci ostatni pewnie zachowali stare miotły.

Wątki historyczne

Białostocki Dziennik Ludowy doniósł, że przewidziano wydzielenie dzielnicy zabytkowej, gdzie bez zgody konserwatora nie będzie można niczego już zburzyć (zrobiono to wcześniej), ani zbudować (materiałów nie stało). Oto granice "starówki": od ul. Sienkiewicza, równolegle do Rynku aż do Częstochowskiej i Grochowej (z rejonem cerkwi włącznie), następnie do ul. Wileńskiej (tu Cristal) i linią prostą do ul. Piwnej (ul. M. Skłodowskiej-Curie) włączając Zwierzyniec, ul. Mickiewicza, Świętojańską i Elektryczną, wzdłuż Białki ku ul. Pałacowej, dalej w kierunku Małego Rynku i do ul. Sienkiewicza.

Po prawdzie, to odbudowa zabytków ledwie co się rozpoczęła, po rynku bez ratusza hulał wiatr. W tym temacie zabrał głos anonimowy uczony i wyjaśnił, że przyczyna opóźnień ma charakter obiektywny. Zabytki z doby Jana Klemensa Branickiego (przykładem klasztor i pałacyk przy ul. Kilińskiego, który kojarzono wciąż z siedzibą Ligi Morskiej) miały pierwotnie polichromie, te wielokrotnie zamalowywano. Trzeba zatem farby delikatnie zeskrobać, a polichromie pędzelkami zdjąć i niczego nie uszkodzić. Zrozumiano? Zarząd miejski nie czekał na owo pędzelkowanie, wykupił kilka ocalałych, głównie pożydowskich gmachów, z nich na siedzibę wybrał kamienicę przy ul. Branickich o kubaturze 9 tys. m3, z 50 salami.

A propos odbudowy, to najwięcej pisano o spalonej przez Niemców siedzibie Seminarium Nauczycielskiego, tuż przy pałacu Branickich. Drugi rok trwała zbiórka pieniędzy na ten szlachetny cel, na przeprowadzkę zaś cierpliwie czekało wiele innych placówek: Liceum Pedagogiczne, Liceum Wychowawczyń Przedszkoli, Wyższy Kurs Nauczycielski, Ognisko Metodyczne, Ognisko Nauki o Polsce i świecie, Centralna Bibliotek Pedagogiczna, a w 1950 r. dołączyć winna Wyższa Szkoła Pedagogiczna. Kompleks szkolny miał stanowić pomnik ku czci Manifestu Lipcowego (PKWN). Zapadła też decyzja o budowie Pomnika Wdzięczności Żołnierzom Armii Czerwonej. W wersji prawdziwie białostockiej - wdzięczności dla żołnierzy tajże armii, która - jak głosił późniejszy dowcip - wykazywała silne podobieństwo do piosenek. Bo i piosenka nie zna granic! Spokój zachowywał - miał inne wyjście? - przezacny inż. Stanisław Bukowski, który na zebraniu organizacyjnym "Towarzystwa Przyjaciół Nauki i Sztuki" wygłosił odczyt "Pałac Branickich i jego odbudowa".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny