Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Promocje i reklamy w okresie międzywojennym

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Reklamowe ostrzeżenie przedświąteczne z 1919 r.
Reklamowe ostrzeżenie przedświąteczne z 1919 r.
Paczuszka reklamowanej herbaty ważyła jedna czwarta funta. Tyle, że w środku znajdowało się jej znacznie mniej, bo opakowanie było z papieru ołowianego.

Zewsząd słychać narzekania dotyczące skomercjalizowania świąt Bożego Narodzenia. Sam często się łapie na podobnych refleksjach, ale szybko wracam do normalnej postawy. Święta zawsze muszą być komercją. Jeden sprzedaje, drugi kupuje. Karpie i śledzie same dobrowolnie i charytatywnie do nas nie przypływają, układając się potulnie na podsypanych siankiem (też kupionym) stołach. Choinka - kupiona. No jedynie o prezenty nie musimy się troszczyć, bo to załatwia Święty Mikołaj. Ale i on przecież też musi gdzieś kupować te masy wymarzonych i oczekiwanych ciepłych skarpetek, dezodorantów, scyzoryków z 25 ostrzami, wichajstrów do otwierania ostryg, książek z przepisami na długotrwałe i szczęśliwe pożycie itp., itd.

Co naprawdę się w tej świątecznej komercji zmieniło, to reklama. Dziś jest ona doskonała. Postanowiłem więc przyjrzeć się komercjalizacji przedświątecznego czasu naszych pra- i dziadków. Oto próba międzywojennej antologii.

Nie wiem, czy tego właśnie oczekiwano przed samą wigilią 1919 roku, ale elektryzująca wydaje się informacja, że "wczoraj przybyły do miasta dwa wagony tapet". Dobrze, że niemal tydzień przed świętami. Wytapetować mieszkanie na przyjecie gości to też coś. Przed tamtymi, jak i wszystkimi następnymi świętami zwiększała się reklama sklepów "wódczanych" oferujących "sprzedaż trunków monopolowych". Przed samą wigilią tegoż roku poczesne miejsce wśród reklam zajął anons dentysty Cichońskiego z Pałacowej 2, który po przystępnych cenach oferował "sztuczne zęby". To nieodzowne przy świątecznych biesiadach narzędzie (?) mogło być znakomitym prezentem służącym i przez cały rok.

Ofertą, niezbyt uczciwą, na święta 1920 roku była "herbata Wysockiego" sprzedawana w jednej z białostockich kooperatyw. W biedzie, która opanowała Białystok, herbata stanowiła nie lada rarytas. Nabywcy wkrótce zorientowali się co znaczy świąteczna promocja. Paczuszka reklamowanej herbaty ważyła jedna czwarta funta. Ale "opakowanie to jest zbyt oryginalne z papieru ołowianego, który sam waży 4 łuty. W ten sposób zamiast 1/4 funta, paczka zawiera tylko 2 łuty herbaty".

W 1922 roku zauważyć należy ofertę świąteczną znanej białostockiej księgarni Św. Kazimierza prowadzonej przez Albina Brzostowskiego. Mieściła się ona przy Rynku Kościuszki 7. Brzostowski nowocześnie i marketingowo podszedł do świąt i nowego roku. Polecał więc "kalendarze na rok 1923 - mariańskie, częstochowskie, humorystyczne, ścienne, biurowe i lane". Co te ostatnie znaczyły, zaiste nie wiem. Oferował też "Sienkiewicza - Ogniem i mieczem. Na Gwiazdkę książki dla dzieci i młodzieży". Prezentem na święta 1923 roku mogła być kolacja w Ritzu. Oto bowiem ta pierwszorzędna restauracja wkroczyła na drogę nowoczesnej promocji ogłaszając, że "otwarta zostaje na drugi dzień świąt! Od godz. 6-tej wieczorem. Występy kabaretowe. Koncert powiększonej orkiestry - Nowy program świąteczny". Ta kulturalna oferta zainspirowała dyrektora Teatru Miejskiego, Bronisława Skąpskiego, który na święta 1924 roku przygotował specjalny program. Już w pierwszy dzień świąt można było wybrać się do teatru Palace na trzyaktową komedię "Potasz i Perlmuter" Hoppera. W drugi dzień świąt teatr proponował "przedstawienie popularne dla młodzieży Radcy pana Radcy, Michała Bałuckiego", a wieczorem dla starszych widzów komedię Bissona pod ekscytującym tytułem "Kontrola wagonów sypialnych". No i w ten sposób świąteczna komercja kulturalna zawładnęła na dobre Białymstokiem.

W 1925 roku bodaj najlepszą ofertę przygotowało kino Apollo z Sienkiewicza 22. Zapowiadało swoje seanse "jako najpiękniejszy upominek na gwiazdkę". Dyrektor kina Wajnsztadt dodawał, że " ofiarowujemy film powyższy naszym bywalcom". A w tym upominkowym filmie było wszystko i "mżysty dowcip, wrzący humor, groteskowy komizm, chłoszczące tempo". Uf. To dopiero prezent.

W 1926 roku do natarcia na oszołomionego klienta ruszyli wszyscy. Jaku Lifszyc, właściciel "Zakładu win i wódek" z Rynku Kościuszki 11 ogłaszał - "uwaga ceny na wina i likierów znacznie zaniżone". Przedstawiciele znanej lwowskiej wytwórni spirytualiów Baczewskiego polecali na świąteczny stół alasz i żytnią kminkową. Sklep spożywczy (!) Anca z Warszawskiej 36 wystartował z "nową zaprawą do podłóg". Wszak świąteczne porządki rzecz święta.

Odrobiną praktycyzmu wykazały się w tym świątecznym szale komercji białostockie apteki. Zmęczonym, zagonionym, zdezorientowanym, spłukanym po zakupie lanego kalendarza białostoczanom, przypominały, że "najuporczywszy ból głowy usuwają oryginalne proszki z Kogutkiem".

Jestem przekonanny, że albumowi Czytelnikom pokonali świąteczne przygotowania bez pomocy Kogutków, a Święta spędzili radośnie i rodzinnie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny