Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Zbigniew Gwiazdowski: Boże Narodzenie jest pełne symboli

Tomasz Mikulicz
Ks. Zbigniew Gwiazdowski: Jeśli chcemy, by nie bolały nas zęby, podczas rodzinnej  wieczerzy zjedzmy orzechy. To tylko jeden z wielu wigilijnych przesądów, który funkcjonuje do dziś. Natomiast genezy samej Wigilii trzeba szukać w starożytności. Boże Narodzenie w znanej nam formie było obchodzone   w Cesarstwie Rzymskim od IV wieku.
Ks. Zbigniew Gwiazdowski: Jeśli chcemy, by nie bolały nas zęby, podczas rodzinnej wieczerzy zjedzmy orzechy. To tylko jeden z wielu wigilijnych przesądów, który funkcjonuje do dziś. Natomiast genezy samej Wigilii trzeba szukać w starożytności. Boże Narodzenie w znanej nam formie było obchodzone w Cesarstwie Rzymskim od IV wieku. Andrzej Zgiet
Zarówno ludy germańskie, jak i słowiańskie uważały drzewa iglaste za magiczne i święte - mówi ks. Zbigniew Gwiazdowski, kustosz Muzeum Archidiecezjalnego w Białymstoku. - Określane były one drzewami życia, bo nawet w zimie są zielone.

Kurier Poranny: Za kilka dni zasiądziemy do wigilijnej wieczerzy. Historycy mówią, że chrześcijaństwo przejęło pogańskie wierzenia, dlatego świętujemy akurat w tym okresie.

Ks. Zbigniew Gwiazdowski: - To daleko idące uproszczenie. W starożytnym Rzymie 25 grudnia obchodzono Święto Narodzin Niezwyciężonego Słońca. Natomiast od 17 do 23 grudnia trwały Saturnalia. Darowano sobie wtedy winy, a domy dekorowano zielenią. Nikt nie pracował. Następowało zbratanie stanów - niewolników traktowano na równi z wolnymi. W naszym dzisiejszym świętowaniu sięgamy więc do tradycji, która ma tysiące lat. Trzeba jednak podkreślić, że chrześcijaństwo przejęło co prawda zastaną formę, ale na pewno nie treść pogańskich świąt. Boże Narodzenie w znanej nam dziś formie było obchodzone w Cesarstwie Rzymskim mniej więcej od IV wieku.

Zapewne jednak nie od razu przyjęły się wszystkie związane z nim zwyczaje, jak chociażby urządzanie wieczerzy wigilijnej.

- Od zarania dziejów każda ważna uroczystość poprzedzona była wigilią, którą obchodzono dzień wcześniej. Był to czas wyczekiwania. Natomiast genezy tej konkretnej wigilii Bożego Narodzenia trzeba szukać w kulturze prasłowiańskiej. Podobnie jak w Cesarstwie Rzymskiem, tak i w naszej części Europy, chrześcijaństwo aby być zaakceptowane przez miejscowych musiało przejąć część wierzeń pogańskich. I tak oto dzisiejsza wieczerza wigilijna nawiązuje do prasłowiańskiego kultu zmarłych. Dawni Słowianie czcili swoich zmarłych cztery razy do roku - również w czasie przesilenia zimowego. Zasiadano wtedy do stołów, na których mogły się znaleźć tylko określone rodzaje pokarmów. Część strawy pozostawiano dla zmarłych. To dla nich było też przeznaczone jedno wolne miejsce przy stole.

Dzisiaj też zostawiamy miejsce dla zbłąkanego wędrowca.

- Dawni Słowianie wierzyli, że w Wigilię na ziemię zstępują dusze zmarłych członków rodziny, które - przybierając postać wędrowców lub wilków - przychodzą do swych domów. Stąd też nikomu nie powinniśmy odmawiać tego dnia gościny. Jeśli ktoś chciał się dowiedzieć, który z członków rodziny czy znajomych w przyszłym roku umrze, trzeba było podczas wieczerzy wigilijnej wyjść do sieni i poprzez dziurkę od klucza popatrzeć do izby. Dusza tego, komu pisana była śmierć miała siedzieć na miejscu dla zbłąkanego wędrowca. Natomiast domownicy zanim usiedli na swoim krześle musieli najpierw je otrzepać, tak jakby było zakurzone. Wszystko po to, by nie usiąść na niewidzialnego gościa. Dla zmarłych całą noc podtrzymywano ogień w piecach. Zostawiano też im zastawione wigilijne stoły, czekając z porządkami do powrotu z pasterki, lub do rana. Z czasem miejsce zmarłych nawiedzających tej nocy domy, zajęła Matka Boża z Dzieciątkiem i Świętym Józefem oraz święci i aniołowie.

W ten magiczny świat wciągnięte zostały też zwierzęta, które tego dnia mówią ponoć ludzkim głosem i z którymi po dziś dzień dzielimy się opłatkiem.

- Aczkolwiek nie ze wszystkimi. Gospodarz po wieczerzy szedł do obory dzielić się opłatkiem z bydłem, by było zdrowe, mnożyło się i dawało mleko. Opłatka nie dostawała natomiast świnia. Nie było jej bowiem w stajence betlejemskiej. Podobnie pies - bo według legendy miał szczekać na Pana Jezusa podczas Drogi Krzyżowej. W wierzeniach ludowych dzisiejsza Wigilia Bożego Narodzenia to czas czarów i niesamowitych zjawisk. W tę noc otwierała się ziemia, ukazując ukryte skarby. Zakwitał kwiat paproci, później dopiero przeniesiony na noc świętojańską. Drzewa owocowe miały zakwitać i tej samej nocy owocować. Pszczoły budziły się ze snu, a woda w źródłach zamieniała się w wino. Niestety, nieraz te wierzenia niosły ze sobą wiele niebezpieczeństw. Legendy mówiły o śmiałkach pochłoniętych przez źródła, zaginionych na zawsze w poszukiwaniu kwiatu paproci oraz o gospodarzach, którzy podsłuchując bydło usłyszeli swój wyrok śmierci. Kościół był wyjątkowo tolerancyjny wobec tych przesądów. Nadawał im nową treść i chrześcijańskie znaczenie, co owocowało tworzeniem się ludowej pobożności.

I bardzo wiele tych przesądów ma się dobrze również teraz. Nie na darmo nasze babcie powtarzają, że jaka Wigilia, taki cały rok.

- Tego dnia wszystko miało swoje znaczenie. Komu podczas wieczerzy wypadła z ręki łyżka, ten miał w przyszłym roku umrzeć. W Wigilię nie można też było prząść, tkać, rąbać czy nawet kroić nożem. Natomiast przy zamiataniu izby, śmieci nie należało kierować w stronę drzwi. Wszystko po to, by nie wyganiać z domu dusz swoich zmarłych bliskich. Zresztą wigilijne przesądy zaczynały się od samego poranka. Zaraz po wstaniu z łóżka, należało umyć się w chłodnej wodzie, w której pływała moneta na dostatnią wróżbę. Brudną wodę wynoszono poza obręb zabudowań. Przy porannym obrządku pilnowano, by pierwszy do domu wszedł mężczyzna, bo kobieta wnosiła biedę i choroby. Nacierano też sobie zęby czosnkiem, by być silnym i zdrowym przez cały rok. Do wieczora należało wszystko co potrzebne na całe święta wnieść do domu. Żebracy nie chodzili tego dnia po prośbie, bo cały rok potem nikt im nic by nie dał. Wróżono też z pogody. Jasny dzień zapowiadał mnogość jaj u kur, pochmurny - dostatek mleka. Do wieczerzy zachowywano powściągliwość w pokarmach, jedząc tylko tyle, aby lekko zaspokoić głód. Wśród wigilijnych potraw miało znaleźć się coś z pola, sadu, ogrodu, lasu i wody. Gdyby coś pominięto, nie obrodziłoby w nowym roku. Trzeba było wszystkiego spróbować, by nie zabrakło potem tego przez cały rok. Od stołu nikt nie powinien wstawać. Kogoś, kto tego nie przestrzegał mogło spotkać nieszczęście. Wyjątek robiono dla gospodyni, która jako jedyna mogła coś podać i zabrać ze stołu. Poza tym, liczba osób zasiadających do wieczerzy powinna być parzysta, zaś liczba potraw na stole nieparzysta - zazwyczaj siedem, dziewięć lub jedenaście. Miało to oczywiście zapewnić urodzaj w następnym roku. Dopiero w czasach, gdy chrześcijaństwo zaczęło wyraźnie dominować nad kultami pogańskimi, utarł się zwyczaj, że na stole ma być 12 potraw. Wzięło się to od liczby apostołów.
Chrześcijaństwo przyniosło też obyczaj spożywania postnych potraw podczas wigilijnej wieczerzy.

- Poganie początkowo się temu sprzeciwiali. Są np. podania mówiące o tym, że w pierwszych latach chrześcijaństwa na naszych ziemiach za niedopatrzenie postu wybijano zęby. Dziś może nas to śmieszyć, ale widać po tym jak dla wielu ludzi powstrzymanie się od spożywania mięsa było czymś trudnym do przestrzegania. Podczas wieczerzy wigilijnej jedyną okrasą był olej lniany. Jednak w kulturze staropolskiej za postne uważano nawet mięso bobra, a zwłaszcza jego ogon, gdyż - jak mówiono - był pokryty łuską i ciągle przebywał w wodzie. Pierwszą potrawą, od której zaczynano wieczerzę była kutia: pęczak, kasza lub kluski zmieszane z bakaliami, miodem i makiem. Z zup pojawiał się czerwony barszcz z uszkami, grzybami i kapustą lub zupa z grzybów. Jabłka jedzone podczas wieczerzy miały zapobiegać bólowi gardła, zaś orzechy - zębów. Typowo wigilijną rybą stał się w polskiej kulturze karp, jedzony w wielu domach tylko i wyłącznie tego dnia. Za typowo wigilijny napój uważa się zaś kompot z suszonych owoców. Natomiast wigilijnym deserem stał się kisiel z owsa. Na Kresach wieczerza wigilijna często kończyła się szalonym pościgiem na saniach. Gospodarze ścigali się kto pierwszy dojedzie do kościoła. Wracający z pasterki urządzali psoty swoim sąsiadom. Pamiętam, jak pewnego roku, w połowie lat 70., koledzy moich braci zdjęli bramę z naszego ogrodzenia. Zakopana w stercie śniegu odnalazła się dopiero na wiosnę, gdy śnieg stopniał.

Tym, co od razu kojarzy się nam z Bożym Narodzenie są prezenty. Genezy obdarowywania się też należy szukać w czasach prasłowiańskich?

- Musimy cofnąć się do jeszcze dawniejszych czasów. W starożytnej Grecji praktykowano tzw. eulogia, czyli obdarowywanie się chlebem. Stąd wziął się też zwyczaj łamania się opłatkiem. Wieki mijały, a prezenty się zmieniały. Zaczęło się od chleba, a na przykład w XIX wieku był zwyczaj, by dawać bliskim karteczki z jakąś mądrą maksymą. Rodzice obdarowywali dzieci świętym obrazkiem czy modlitewnikiem. Jakże to są różne prezenty od tych dzisiejszych.

Jak prezenty, to i oczywiście Mikołaj.

- Niestety, ten czerwony krasnolud, którego dziś zwykliśmy nazywać Świętym Mikołajem jest tylko wymysłem koncernu Coca-Cola z lat 20. ubiegłego wieku. Wtedy to pojawiły się reklamy z udziałem staruszka w czerwonym stroju. Prawdziwy Święty Mikołaj był biskupem miasta Mira. Urodził się około 270 roku, a zmarł prawdopodobnie w 352. Zasłynął tym, że dzielił się wszystkim z ubogimi. Na dawnych obrazach przedstawiano go w szatach biskupich. W ręku trzymał trzy chleby. O tym, jak odbiega to od dzisiejszego obrazu tej postaci nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Nie mówiąc już o saniach i reniferach, które są typowo współczesnym wymysłem.

Kolejnym atrybutem świąt jest choinka, która stała się popularna znacznie później.

- Zwyczaj ten pojawiał się nieśmiało w XX-leciu międzywojennym, by stać się bardzo popularny podczas IIwojny światowej, szczególnie na Mazurach i w Poznańskiem. Choinki stawiane były bowiem przez stacjonujących w Polsce Niemców. Natomiast na Zachodzie Europy dekorowanie drzewek stało się powszechne mniej więcej od czasów wojny prusko-francuskiej 1870 roku. WPolsce tymczasem kultywowany był zwyczaj stawiania w domach snopów niemłóconego zboża. Kłos musiał być pełny, by nie zabrakło chleba. Izby ozdabiano też tzw. podłaźniczką, czyli czubkiem jodły, świerka lub gałęzią sosny, którą wieszano pod sufitem.

Dlaczego jodła lub świerk, a nie na przykład brzoza?

- Wtym przypadku również Kościół "ochrzcił“ pogańskie wierzenia. Zarówno ludy germańskie, jak i słowiańskie uważały drzewa iglaste za magiczne i święte. Określane były drzewami życia, bo nawet w zimie są zielone. Chrześcijanie kojarzą zaś drzewa z rajem i wieszają na nie bombki, czyli rajskie jabłuszka. Tutaj też wszystko ma swoje znaczenie. Gwiazda na czubku przypominała gwiazdę betlejemską, świece i lampki to światło życia, łańcuchy symbolizują niewolę grzechu, a słodycze - dobre uczynki.

A czy są jakieś zwyczaje, które przyjmują się dopiero współcześnie i zmieniają naszą tradycję?

- Oczywiście. Najbardziej widocznym zwyczajem jest wieszanie na drzwiach mieszkań tzw. wieńców adwentowych. Jeszcze jakieś 20 lat temu mało kto o tym w ogóle słyszał, a teraz staje się to dość popularne. Zwyczaj ten, podobnie jak choinka, przywędrował do nas z Niemiec. Takie przejmowanie cudzych tradycji ma jednak swoje granice. Myślę, że nie grozi nam to, że na wigilijnym stole pojawi się indyk, rodem z USA.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny