Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo aplikantki. Inne spojrzenie na sprawę Macieja T.

Tomasz Maleta
Swoje ostatnie wakacje 31-letnia Marta Krupowicz spędziła z Maciejem T. nad Bałtykiem.
Swoje ostatnie wakacje 31-letnia Marta Krupowicz spędziła z Maciejem T. nad Bałtykiem. Archiwum
Po prawie czterech latach od zabójstwa białostockiej aplikantki oskarżony radca prawny usłyszał wyrok. Mając z tyłu głowy przewlekłość spraw przed polskim wymiarem sprawiedliwości nasuwa się oczywista sentencja: "Temida nierychliwa, ale sprawiedliwa". Jednak zważywszy na historię procesu przed lubelskim sądem, to fakt, że w końcu osiągnął finał w pierwszej instancji, można uznać za niespodziankę.

Sąd nie tylko zamknął rozprawę, ale tego samego dnia wydał wyrok oraz - co było chyba największym zaskoczeniem - odesłał Macieja T. z ławy oskarżonych, na której zasiadał z wolnej stopy, prosto do aresztu. Zaskoczenie tym większe, że na etapie procesowym wymiar sprawiedliwości, rozpatrując zażalenie obrony na decyzję prokuratury o przedłużeniu aresztowania, wykazywał się wobec niego niespotykaną dobrodusznością. Po piętnastu miesiącach od aresztowania (w marcu 2011 roku) wyszedł na wolność. I to bez środków zapobiegawczych: ani dozoru policyjnego, ani też poręczenia majątkowego. Sąd zasugerował wówczas zmianę kwalifikacji prawnej czynu, dając wiarę wyjaśnieniom, że był to nieszczęśliwy wypadek. - Zarzuty nie odpowiadają okolicznościom i nie ma dowodów na to, aby śmierć tej kobiety była spowodowana umyślnie - uzasadniał wtedy w mediach rzecznik sądu apelacyjnego w Lublinie.

Decyzja ta od razu odgrzała domysły, że koneksje i powiązania korporacyjne - mimo przeniesienia sprawy do Lublina - być może nadal kładą się cieniem na niezawisłości sędziów. By tak nie było pełnomocnik rodziny ofiary od samego początku wnioskował o przeniesienie sprawy poza jurysdykcję białostockiego wymiaru sprawiedliwości. Z tego powodu śledztwo przekazano do suwalskiej prokuratury. Po przygotowaniu przez nią skrajnie niekorzystnego dla Macieja T. aktu oskarżenia postępowanie sądowe przeniesiono do Lublina.

Stało się to po tym, jak białostoccy sędziowie wyłączyli się ze sprawy. Uzasadniali to tym, że znają oskarżonego jako osobę, która wykonywała zawód radcy prawnego. Wskazywali też na to, że jego krewny jest sędzią sądu okręgowego w Białymstoku.

Na pierwszy rzut oka trudno sobie wyobrazić inną postawę. Sędziowie wyłączyli się, aby nie zostać posądzanymi o stronniczość. Łatwo domyśleć się, jaki krzyk by się podniósł, gdyby, np. został wydany wyrok 8 lat pozbawienia wolności? Zapewne nie zabrakłoby głosów, że proces był "ustawiony", że sądziła klika sądowo-adwokacko-prokuratorska. Bo gdyby radca prawny był sądzony w innym mieście, to pewnie dostałby dożywocie.

Tylko czy sędzia wydając wyrok na podstawie prawa i w granicach prawa powinien w ogóle rozważać kwestię, jak werdykt będzie komentowany przez opinię publiczną? Bo z tej optyki wynika domniemanie, że z obawy, by nie stanąć pod takim pręgierzem, miałby opory przed wydaniem sprawiedliwego wyroku. On powinien być wolny od jakiejkolwiek presji zarówno ze strony opinii publicznej, jak i środowiska.
W tym samym roku, gdy białostoccy sędziowie wyłączali się ze sprawy Macieja T., w Białymstoku gościł Bakone Justice Moloto. Południowoafrykański sędzia zasiadał w Międzynarodowym Trybunale Karnym dla byłej Jugosławii. Sędzia mówił o perspektywach międzynarodowego sądownictwa. Ubolewał, że najważniejsze kraje nie uznają jurysdykcji stałego sądu karnego. Na moje pytanie, czy gdyby uznawały, on nie miałby oporów przed sądzeniem prezydenta Stanów Zjednoczonych, powiedział: Gdyby powierzono mi taką sprawę, doprowadziłbym ją do końca.

Według mnie to jest modelowy przykład rozumienia niezawisłości sędziowskiej. Jakże odmienny od tego, który w sprawie Macieja T. zaprezentowali przedstawiciele białostockiej Temidy. Szkoda, że nie znalazł się choć jeden sprawiedliwy, dla którego okoliczności wskazane we wniosku o wyłączenie, nie byłyby przeszkodą w wprowadzeniu procesu radcy prawnego oskarżonego o zabójstwo aplikantki. Nie można bowiem w jednej sprawie być niezawisłym i niezależnym, a w drugiej nie. Albo jest się nim w każdym calu albo w żadnym. Tu miejsca na dualizm nie ma, a bliskie związki środowiskowe i zawodowe nie są żadnym alibi.

Zwłaszcza, że deklaracja: "tak, jest w stanie doprowadzić sprawę do końca", nie oznaczałaby, że sędzia faktycznie poprowadzi proces. Bo i tak sprawa - zapewne na wniosek rodziny - byłaby na skutek ingerencji najwyższych czynników administracyjnych wymiaru sprawiedliwości przeniesiona do innego okręgu. Jednak to, co było logicznym prawem adwokata rodziny aplikantki, z punktu widzenia niezawisłości sędziowskiej powinno być imperatywem do jej wypełnienia. Na przekór konwenansom, poprawności, oczekiwaniom towarzyskim i społecznym. Brak tego podejścia w kontekście sprawy Macieja T. jest swoistym utraceniem niewinności przez białostocką Temidę.
Tym bardziej, że po przeniesieniu sprawy do Lublina nie zmniejszyły się komentarze opinii publicznej, co do wpływu uwarunkowań środowisk na postawę sądu wobec Macieja T. A po zwolnieniu go z aresztu i sugestii o zmianie kwalifikacji prawnej czynu zabronionego, jeszcze bardziej się nasiliły. Szczególnie, że to miękkie podejście wymiaru sprawiedliwości kontrastowało z ostracyzmem organów praworządności nie tylko wobec innych sprawców zagrożonych podobną karą, ale nawet tych, którzy weszli w konflikt z prawem nieświadomie. Tak jak w przypadku dwóch białostockich bezdomnych, którzy w lipcu 2009 roku przygarnęli błąkającą się przy ulicy Broniewskiego trzyletnią Nikolę. W swojej tymczasowej pakamerce nakarmili dziecko i położyli spać. Nie zawiadomili policji. Prokurator oskarżył ich o przetrzymywanie dziewczynki wbrew woli rodziców. Inny przedstawiciel organów praworządności chciał, by sąd odebrał rodzicom prawo opieki nad trzyletnią Nikolą i jej trójką rodzeństwa. I sąd się na to zgodził.

Wyszło na to, że owi dwaj przedstawiciele życia na marginesie byli ścigani za to, za co w gruncie rzeczy rozgrzeszył ich inny sąd. Zresztą, czy znalezienie wieczorem dziecka na ulicy, przygarnięcie go, nakarmienie i położenie spać nie są uczynkami rodem z katechizmu: głodnego nakarmić, spragnionego napoić, bosego przyodziać? I za co ich tu karać? Że nie zadzwonili na policję? Podejrzewam, że wykręcenie numeru 112 lub 997 jest ostatnią rzeczą, o której by pomyślał w swoim życiu bezdomny. Pomijając to, czy miał, z czego wybrać numer alarmowy. Czyż na swój sposób nie postąpili szlachetnie?

Tyle że służby odpowiadające za praworządność nie miały dla nich takiej wyrozumiałości, co wymiar sprawiedliwości dla Macieja T. W jego przypadku zmieniła to dopiero poniedziałkowa decyzja sądu o odesłaniu skazanego radcy prawnego do aresztu. Na swój sposób nie tyle odkupująca winy za poprzednią dobroduszność, co przywracająca wiarę w pojęcie - choć w minimalnym stopniu - kary sprawiedliwej: proporcjonalności sankcji w stosunku do znamion czyny zabronionego. Z wystarczającymi gwarancjami, że na etapie postępowania w drugiej instancji intencja poniedziałkowego wyroku została zabezpieczona. Nie wspominając, że pozwoliła na nowo wielu uwierzyć w sentencję o nierychliwej, ale sprawiedliwej Temidzie. Jej białostockiej części poniekąd też przywróciła utraconą niewinność.

Czy kara główna (nieprawomocna) wymierzona Maciejowi T. - 25 lat pozbawienia wolności - jest sprawiedliwą? Tu wchodzimy na grunt rozważeń nie tylko prawniczych, ale i filozoficznych. Skoro wyrok zapadł w granicach i na podstawie prawa, to nie ma podstaw do jakichkolwiek wątpliwości. Podobnie byłoby, gdyby Maciej T. usłyszał maksymalną karę dożywocia czy też minimalną - 8 lat pozbawienia wolności. Tyle że w każdym tym przypadku wyrok i tak obnażyłby sztandarową tezę zachodniej cywilizacji europejskiej, że życie człowieka jest wartością najwyższą. Czyż ten kto się na nią targnie nie powinien ponieść ceny proporcjonalnej do popełnionego świętokradztwa? Za zabranie wartości najwyższej zapłacić taką samą wartością. Najwyższą dla siebie.

Prawa talionu, proporcjonalności w wymierzeniu kary, nie można jednak w takich sytuacjach stosować w każdym przypadku. Są różne zabójstwa, jak na przykład na skutek wypadku drogowego (bez taryfy ulgowej dla pijanych kierowców) czy innych zdarzeń losowych. Co zatem jest tą nieodwracalną granicą? Wydaje się, że zło czynione dla samego zła, realizowane bez żadnych hamulców, bez pierwiastka dobra. I to jest powinność i obowiązek systemu prawnego, które składa się na pojęcie kary sprawiedliwej. A resztę zostawmy ofiarom i ich rodzinom. Bo tylko oni, jak stoi w pacierzu, mogą wybaczyć sowim winowajcom. Nawet Maciejowi T.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny