Przed tygodniem w całym kraju włączono syreny alarmowe. Niewielu z nas zwróciło na to uwagę, bo w naszym kraju syreny odzywają się zazwyczaj przy okazji świąt i rocznic państwowych. Tym razem były to jednak ćwiczenia wojskowe.
- Organizatorem ćwiczenia tak taktyczno-specjalnego z zakresu reagowania kryzysowego jest Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych. Jego tematem było m.in. przeciwdziałanie zagrożeniom terrorystycznym z powietrza, a jednym z elementów przesłanie sygnału do uruchomienia syren alarmowych - wyjaśniała Joanna Gaweł, rzecznik wojewody.
Ćwiczenia przebiegły pomyślnie. Inna sprawa, ilu z nas zrozumiało, co te sygnały miały nam przekazać. Zgodnie z założeniami obrony cywilnej dźwięk ciągły modulowany trwający minutę oznacza alarm powietrzny. Dźwięk przerywany modulowany trwający 3 minuty, to alarm o skażeniach. Odwołanie tych alarmów, to syrena ciągła trwająca trzy minuty. Największe w Bielsku syreny znajdują się na starostwie.
- Urządzenia alarmowe są sterowane komputerowo. Można dzięki nim nadawać też dowolne powiadomienia słowne. Do tego dochodzą komunikaty w mediach - mówił Jan Opaliński, kierownik referatu bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Starostwa Powiatowego w Bielsku.
Kierownik Jan Opaliński przyznawał, że w dzisiejszej Polsce trudno wyobrazić sobie realne zagrożenie wojną, a i zagrożenia czasu pokoju są niewielkie.
- Anomalie klimatyczne, huragany ani trzęsienia ziemi na Podlasiu nie występują. Ale w pogotowiu trzeba być - mówił.
Struktury obrony cywilnej i plany reagowania mają wszystkie miasta i gminy. To one w wypadku realnego zagrożenia powinny służyć mieszkańcom pomocą.
- Przed laty tylko pod urzędem był prawdziwy schron przeciwatomowy. Resztę trudno nawet nazwać schronami - opowiadał Kurierowi Mikołaj Jakubiuk, odpowiadający przed kilkudziesięcioma laty za obronę cywilną w bielskim Urzędzie Gminy. - Pamiętam założenia z planów ewakuacji. Każdy większy zakład miał takie, np. urząd gminy miał być przeniesiony do Augustowa, a komenda milicji do szkoły w jednej z pobliskich wsi.
Udało nam się ustalić, że do dziś w Bielsku istnieje 8 schronów oraz 12 ukryć, o których niewiele osób wie. Schrony znajdują się pod czterema obiektami: urzędem miasta, szpitalem, dawną pocztą i szkołą na ul. Szkolnej. Budowane były ponad pół wieku temu i na co dzień nie pełnią swojej roli. Nowe nie powstają, bo od inwestorów nie wymaga tego prawo budowlane.
- Bielskie schrony są najniższej kategorii, bo przed laty uznano, że nasze miasto nie podlega szczególnej ochronie ze względu na zagrożenie - mówił Jan Opaliński. - Zarządcy budynków korzystają dziś z tych obiektów na swoje potrzeby.
Najczęściej znajdują się w nich magazyny. Zdaniem urzędników, można byłoby je jednak wyposażyć i przywrócić do użytku, gdyby była taka potrzeba. Odwiedziliśmy dwa schrony znajdujące się pod Zespołem Szkół nr 1. Grube mury, stalowe drzwi, podziemne przejścia ewakuacyjne.
- Gdy na przełomie lat 70. i 80. przychodziłem do pracy, to w pomieszczeniach tych odbywały się zajęcia dydaktyczne - wspomina Romuald Margański, dyrektor ZS nr 1. im. Marszałka Piłsudskiego w Bielsku Podl. - Później zmieniły się przepisy i nie można było prowadzić lekcji w salach bez światła dziennego. Dziś przeznaczamy je na cele magazynowe.
Teoretycznie w ośmiu bielskich schronach znalazłoby się miejsce dla 604 ewakuowanych osób. Kolejne blisko 1200 osób mogłoby zostać skierowanych do dwunastu tzw. ukryć. W praktyce są to wzmocnione piwnice w najstarszych blokach stojących w centrum miasta. Ewakuowani mieszkańcy mogą się też kryć w piwnicach innych budynków.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?